Nie dotykaj tego, bo się ubrudzisz. Nie biegnij, upadniesz i stłuczesz sobie kolano. Nie jedz rękoma, zachowuj się jak człowiek. Nie wchodź tak wysoko, te drabinki są dla starszych dzieci. Nie, nie kupię Ci tej książki – ona jest zbyt skomplikowana. Nie, nie możesz wyjść z domu w dwóch różnych butach. Bo nie. Nie, nie, nie.
Nie chlap tak, cała łazienka będzie zalana wodą. Nie możesz tego wziąć ze sobą, to jest wieszak na ubrania, nie możesz iść z nim na spacer. Nie chodź boso. Nie możesz przypiąć włosów spinką, jesteś chłopcem, tak “się nie robi”.
Kiedyś odmowna odpowiedź na większość Leonowych próśb czy propozycji przychodziła mi niemalże odruchowo. Teraz, z perspektywy czasu nie zarzucę sobie złej woli, chciałam jak najlepiej – najczęściej dla niego, czasem jak najłatwiej – głównie dla siebie. Przyznacie, że same zakupy z trzylatkiem bywają wyzwaniem, jako matki raczej nie chcemy dodatkowo komplikować sobie życia tym, że podróżować będziemy z wieszakiem na ubrania (aka dzidą naszego syna :P).
Kiedyś, dość dawno już, zaczęłam się zastanawiać, ile razy moje dziecko słyszy każdego dnia słowo “NIE”. Wyszło mi jakieś 19374628746 razy dziennie. Nic więc dziwnego, że był sfrustrowany, w świecie pełnym zakazów i bez możliwości odkrywania go po swojemu. Wtedy zaczęłam się głębiej zastanawiać nad odpowiedzią, jakiej udzielam. Początkowo musiałam się pilnować, bo szybciej niż myśl, przychodziła odmowa. Jednak z czasem wypracował mi się nawyk, i jasne, że odmawiam, jednak dzieje się to znaczenie rzadziej. Mam wrażenie, że poprawiło to wiele rzeczy – pewność siebie syna, jego kreatywność, ale też relację między nami.
Za każdym razem, gdy chcę dziecku odpowiedzieć “nie”, warto się zastanowić, dlaczego “nie”? Czy jego dążenia faktycznie naruszają moje lub czyjeś granice? Zagrażają czyjemuś bezpieczeństwu? Czy może odpowiadam w taki sposób odruchowo, podążając za nieuświadomionym przekonaniem, że dzieci “nie powinny”, że “nie wypada”, że “tak się nie robi” – a jednak po głębszym namyśle widzę, że obiektywnie nic nie stoi na przeszkodzie temu, by założyło bluzkę tył na przód, posoliło kanapkę z dżemem lub poszło spać bardzo późno.
Małgorzata Musiał,
“Dobra relacja, skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny”
Uznałam, że cechą charakterystyczną dzieciństwa jest brud, piorę więc częściej, a w każdym możliwym miejscu mam mokre chusteczki. Zakończyłam walkę o kapcie, w sumie ja też lubię chodzić boso. Od roku Leo nie nosi ich ani w domu, ani w przedszkolu. Świat kręci się dalej, nie odpadły mu nogi, jest równie zdrowy jak był. Kiedy chce się wspinać na drabinę aż do samego nieba… zachęcam go, aby to zrobił. Stoję blisko i jak lew gotowa jestem go obronić przed grawitacją ;) Jednak chcę, aby próbował, on najlepiej wie, do którego momentu może piąć się w górę. Gdy Leon chce zabrać ze sobą wieszak, zabiera. Z założenia mamy umowę, że będzie za niego odpowiedzialny i SAM będzie go nosił. Słowa, słowami, ale jak jest wie każdy rodzic. Dlatego bierzemy wieszak, który może zostać gdzieś w świecie bez rodzinnej rozpaczy.
Odnalazłam w sobie luz w macierzyństwie i wszystko stało się prostsze. Zanim odpowiem na pytanie mojego dziecka, zastanawiam się: CZY JA MUSZĘ MU TEGO ZABRONIĆ. Leon wciska sobie sok z cytryny do rosołu, nosi Mili spinki, jeśli chce – maluje sobie moimi cieniami na twarzy Indiańskie maski.
Obawiałam się, że jeśli zgodzę się na jedno, on tę granicę będzie przesuwał w nieskończoność. Tak się nie dzieje, przynajmniej póki co. Gdyby jednak… wiem gdzie szukać rzetelnej wiedzy i po jakie sięgnąć narzędzia. A w zasadzie – po całą “Skrzynkę z narzędziami dla współczesnej rodziny” autorstwa Małgorzaty Musiał. To dzisiejsza premiera z Wydawnictwa Mamania, którą mogę Wam, rodzicom, polecić z całego serducha.
Kolorowe przygody Leonowej ekipy możecie na bieżąco śledzić na Insta: https://www.instagram.com/moi_mili.pl/ :)
A ja tak instyktownie. Sa zasady, pół zasady i swoboda. Chcesz coś wziaść? Zastanów sie czy napewno to chcesz wziąść, bo ja tego nosić nie bede. Chcesz moczyć nugetsa w soku pomarańczowym? Prosze bardzo, ale będzie nie dobre. Możesz uwierzyć mi na słowo bądź sprawdzić sam/a. To jest gorące – sprawdz. To jest zimne – sprawdź. To jest niedobre – sprawdź. Tego nie sprawdzisz, bo możesz sie pochorować. ITD. ITP. I zaufanie dzieci wieksze, i nerwów mniej.
MOja teściowa miała takie tendencje, szczególnie z tym brudzeniem się. Kilka razy jej powiedziałam, że mamy w domu pralkę to przestała.
Zgadzam sie z Toba ten luz trzeba w sobie wypracować. Mam w szkicach wpis na podobny temat, o tym jak ograniczamy własne dzieci, poprze ciągłe zabranianie im odkrywac świat po swojemu, i poprzez ciągłe nie, może niebawem go skończe. Super się Ciebie czyta.
Łatwiej zabronić niż pozwolić. Z tą granicą bywa różnie, dzieci jednak mają tendencję do przesuwania jej i w pewnym momencie nie rozumieją odmowy, bo przecież zawsze rodzice pozwalali.
Sam się często łapię na tym, zabraniam czego co w sumie jest niegroźne a jest raczej dla mojej wygody.
moja mała jeszcze jest leżąca, przewraca sie tylko z pleców na brzuch i z brzucha na plecy, a ostatnio spotkaliśmy się ze znajomymi, których synek juz dość ładnie się czołga, no i własnie leciała taka litania “nie”. Tam nie, tu nie, tego nie i tak się zaczęłam wtedy zastanawiać czy ja za miesiąc/dwa też tak będę gadać… Bardzo bym tego nie chciała. Wiadomo, że trzeba uważać, żeby krzywdy sobie nieświadomy maluch nie zmajstrował, ale niektóre nie sa bardzo niepotrzebne. Np bardzo podoba mi się pomysł pójścia gdzieś w dwóch różnych butach, jako dorosła bym się chyba nie odważyła (chociaz pewnie… Czytaj więcej »