Spis treści:
Kuchnia Kidkraft
Dobra, wiadomo, że to prezent trochę dla Mili, a trochę… dla mnie. Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, na blogu Malwiny, zobaczyłam ją po raz pierwszy. Rzecz jasna – zakochałam się z miejsca! Wtedy jednak u nas w domu na topie była straż pożarna i narzędzia stolarskie. Jednak pojawiła się Mila, a moja chęć zaspokajania (swoich :P) dziecięcych pragnień weszła na nowy poziom :P
Wolę jeden prezent konkretny niż 10 drobnych. Dlatego zrobiliśmy rodzinną zrzutkę na to cudo. Byłam bardzo ciekawa, jak Mila zareaguje. Zachwyt! To jedyne, co mogę napisać. Już podczas składania kuchenki (takie puzzle dla dorosłych, przychodzi w płaskim kartonie) była podekscytowana. Kilka ostatnich dni pokazały, że nie była to chwilowa radość z nowej zabawki, która po kwadransie ląduje w kącie (niestety zwykle już z niego nie wychodzi…). Kuchnia od razu stała się domowym centrum milinych zabaw i nic nie wskazuje, aby miało się to zmienić. Otwiera i zamyka drzwiczki, przekłada drewniane jedzenie (o nim za chwilkę), robi kawę – kostkarką do lodu, ale oj tam :D
Planuję w najbliższym czasie obszerny post o kuchniach dla dzieci (wszak mimo miłości do tej jednej, jedynej, musiałam zrobić rozeznanie na rynku – wiem o nich chyba wszystko!). Dlatego dziś chciałam tylko o niej wspomnieć. Wszak zasługuje na oddzielny post pochwalny (za wygląd, za wykonanie, za idealne gabaryty dla małej dziewczynki, no za wszystko po prostu i kropka!).
Owoce i warzywa do krojenia Plan Toys
Miały być dopełnieniem kuchni – ot, żeby Mila miała co postawić na półkach. Stały się hitem. Mila szybko opanowała technikę krojenia drewnianym nożykiem i dość często “gotuje” dla mnie sałatki i drobne owocowe przekąski. Każde warzywo i owoc połączone są rzepem, który z charakterystycznym chrupnięciem “przecina” nożyk. Dla mnie minusem jest rzeczony nożyk, niestety w zestawie tylko jeden (a głupio nie mieć czym pokroić swoich warzyw, prawda?). Spędziłam duuuużo czasu szukając go po całym domu (był pod jedną z poduszek kanapy, uff).
Znikopis B. Toys
To jedna z tych firm, których zabawki nigdy mnie nie rozczarowały. Zrobione perfekcyjnie, trwałe, estetyczne, a dodatkowo pakowane z troską o środowisko naturalne. Znikopis Milę zachwycił, ja daję mu wielkiego plusa miękką poduszkę na kolanka i rysik na sznurku. Przynajmniej jedna rzecz, której nie będę gorączkowo szukać po chacie przy wtórze wrzeszczących dzidziusiów ;) Oprócz rysika, mamy do dyspozycji 4 stempelki-magnesy w kształcie zwierząt. Od siebie dodam, że bardzo dobrze robią mi pieczątki… bez tuszu. Radość ta sama, a ilość sprzątania jakby mniejsza :P Ze znikopisu korzysta też Leon, ostatnio chętnie uczący się literek – pisze, zmazuje, pisze, zmazuje, pisze…
Instax – wkłady do aparatu
Dawno, dawno temu zakochałam się w fotografii… A nie, to nie ta bajka :P Jednak pewnie ma z tym związek fakt, że w wieku lat czterech zdjęciami zainteresował się Leon. Uśmiecham się jak to piszę, jednak to jedna z wielkich radości rodzicielstwa – przekazywanie swojej wiedzy, swoich zainteresowań i wkrętów. Uwielbiam patrzeć jak Leon fotografuje… Widać, że sprawia mu to ogromną radość, a na dodatek – jego oko jest takie świeże! Nie podąża za schematami, bo ich nie zna. Serio – lubię jego zdjęcia. Leon ma dwa aparaty – pierwszy był Instax – małe, żółte cudo do fotografii natychmiastowej. Pstryk i wyskakuje z niego biała kartka, która po chwili, na naszych oczach, staje się fotografią. Bosko! Leon zakochał się w niej od pierwszego pstryknięcia i najchętniej fotografowałby wszystko. Wszędzie. Nie rozstawał się ze swoim aparacikiem, nosił na szyi, a jak wyszedł bez niego z domu, wpadał w rozpacz. Wszystko pięknie, ale jest jedno, małe ‘ale’ – trudno było wytłumaczyć Leonowi, że wkłady są koszmarnie drogie i np. fotografowanie podłogi, sufitu czy swojego nosa niekoniecznie ma sens (szczególnie za 3,5 zł/sztuka!).
Dlatego chciałam być sprytna i na piąte urodziny Leny dostał cyfrową małpkę. Żółtą, a dodatkowo wodoodporną – idealną na wakacje, wyprawy na basen albo… do wanny. Teraz możesz sobie, Synu, fotografować bez przerwy. Cyfra to cyfra, ma swoje zalety! Niestety – Leon ją po prostu zignorował. Nie wiem, nie polubił się i już. Może przeważył fakt, że z Instaxa wyskakuje efekt jego działań? A cyfrowy plik okazał się zbyt abstrakcyjny dla pięciolatka? Sama nie wiem, trzymam się myśli, że może i na małpkę przyjdzie czas. Póki co – Mikołaj przyniósł duże, ekonomiczne opakowanie wkładów :) Miłość instaxowa ożyła, a moja kolekcja dzieł Syna rośnie każdego dnia! :D
Gra Osmo
Mimo że na pytania “a kiedy Leon dostanie swój tablet?!” odpowiadam z drwiącym uśmiechem: “po osiemnastce!”, aż tak wredna nie jestem. Nie uciekniemy od tego, że “halo, tu XXI wiek” i takie tam. Wychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi. Nie chcę, aby moje dzieci bezmyślnie traciły czas z tabletami, jednak nie mogę wychowywać ich w jaskini, izolując od elektronicznych gadżetów. Dlatego bardzo ucieszyło mnie Osmo – podstawka i nakładka na iPada, która zamienia go w całkiem sensowne urządzenie edukacyjne. Do tego można dokupować różne gry, nam Mikołaj przyniósł Tangram, czyli klasykę gatunku. Gra ma wiele poziomów, od najprostszego, z którym poradzą sobie (pod opieką!) już dwulatki, przez trudniejsze, idealne dla przedszkolaków i młodszych dzieci, aż po naprawdę zaawansowane plansze, odpowiednie dla nastolatków i dorosłych (gdzie nie ma kolorów, ani konturów poszczególnych klocków, a tylko zarys obrazka, jaki ma powstać).
Leonowi bardzo się Osmo spodobało, pierwszy kontakt z nim miał na świetnych zajęciach we Flob a dob (polecam – serio, serio!). Dlatego jak zobaczył swój prezent, uśmiechnął się od ucha do ucha. Chętnie układa obrazki, gra działa płynnie i bez zastrzeżeń – dla mnie to jakaś magia i totalny kosmos razem – wirtualny nauczyciel mojego dziecka – co za czasy?!?!?!
Czytające pióro Ting
Ostatni prezent jest trochę oszukany, bo Leo znalazł go pod poduszką w Mikołajki. Pomyślałam, że dodam go do zestawienia, bo jest na tyle genialnym wynalazkiem, że muszę o nim napisać. Gdy pierwszy raz usłyszałam o Tingu, pomyślałam sobie coś w rodzaju: “phi!”. Oj, ile razy ja się w tej rodzicielskiej wędrówce mylę…
Jestem w Tingu oficjalnie zakochana i mogę publicznie przyznać się, że jak moje dzieci idą spać, to im go podkradam! Chociaż wygląda niepozornie – jak zwykły, może ciut grubszy długopis, drzemie w nim ogromny potencjał. Ze specjalnymi książkami tworzą parę doskonałą. My mamy tę o dinozaurach, ale wiem, że jest już wydanych kilka innych i bardzo mi się marzy kolejna do kolekcji. Książki są ładnie wydane, pełne ilustracji i ciekawostek, a we wszystkim chodzi o to, że Ting jest czyta. Zatem Ty możesz sobie zaparzyć kawę i oddać się błogiemu odpoczynkowi (tia, jasne…), a w tym czasie żądne wiedzy dziecko, może zaspokajać swoją ciekawość. W jednej książce jest do przeczytania/odsłuchania ponad 400 tekstów, więc szykuje się zabawa na długie godziny. Ting wspaniale sprawdza się w domu, kiedy np. zamarzysz, aby w spokoju ugotować obiad. Ale też w podróży, z racji swoich niewielkich rozmiarów (ale gigantycznych możliwości!). Muszę napisać, że książki są po prostu bardzo interesujące i każdy, niezależnie od wieku, znajdzie w nich coś dla siebie. Przez ostatnie 3 tygodnie Leon zagląda do dinozaurów bardzo często. A ja razem z nim!
Jeśli chcecie się podzielić swoimi prezentowymi hitami i odkryciami, to to jest idealne miejsce :) Chętnie poczytam, bo przecież… niedługo Święta! :D
Dzięki wielkie za podzielenie się Waszymi hitami, u nas tez było kilka strzałów w 10tkę ;-) Dla Igora 3,5 roku nr 1 to puzzle magnetyczne Janod pojazdy, klocki magnetyczne Geomag dla dzieci w różnym wieku w zależności które klocki się wybierze. Mamy ten sam znikopis i nie przestaje on nas zachwycać już dobre pół roku zarówno Igora jak i 16 miesięczną obecnie Natalię. Sezon chorobowy trwa u nas prawie bez przerw od września co za tym idzie również wizyty u lekarzy są regularne dlatego mikołaj w tym roku przyniósł naszym maluchom po zestawie lekarskim – osłuchiwaniu, badaniu uszu czy ostukiwaniu… Czytaj więcej »
A my dla Córek zamówiliśmy króliczka Alilo i to też strzał w dziesiątkę. Ma wgrane bajki, piosenki, kołysanki (nawet biały szum dla maluszka). Świecące uszka robią za lampkę nocną, ale najlepsza jest możliwość nagrywania własnych bajek i opowiadań, które dziecko potem odtwarza. Minus to cena, ale jeśli dziecko lubi dużo czytania przed snem, to kroliczek jest świetnym pomocnikiem ????
Mamy Alilo (niebieskiego) i uwielbiamy. Leon dostał go na 4 urodziny i już od prawie dwóch lat jesteśmy z nim nierozłączni, Mila go pokochała jak swojego. Leo chętnie słucha bajek, Mila z królikiem tańcuje i miętosi jego uszka. Fakt, że nie jest to tania zabawka, ale warta każdej złotówki!
Serdeczności!
My też mamy kuchnię Ale samodzielnie zrobioną przez męża na 2 urodziny Ady. Bawi się córka A teraz i roczny synek…