Prosty sposób na wyczarowanie w listopadzie kolorowego popołudnia z dzieckiem.
Często jest tak, że to, co proste jest też najlepsze (lub wystarczająco dobre, co wychodzi w sumie na jedno ;)). Ilość wysiłku i przygotowań w zorganizowanie Domowej Stacji Przelewania Płynów (w skrócie DSPP) jest naprawdę niewielki. Dobrze, nie będę Was wpuszczać w maliny i na samym początku zaznaczę, że… może to skończyć się sprzątaniem. Jeśli jednak odpowiednio się naszykujecie, to naprawdę czeka Was minimalny bałagan.
Super sprawdza się taki szeroki i płytki, najlepiej bezbarwny pojemnik, w którym odbędzie się cała akcja (lub jej większość). Jeśli nie macie pojemnika – sprawdzi się też większa miska. Ostatecznie możecie spróbować w wannie lub pod prysznicem. Ja lubię wykorzystywać te pojemniki z Ikei do wszelkich domowych działań kreatywnych (a przez resztę czasu przechowuję w nich różne rzeczy). Wydaje mi się, że podobne można kupić w marketach budowlanych i będzie to inwestycja maks. kilkunastu złotych.
Jeśli mamy do dyspozycji słoneczny dzień, to na pewno fajnie wystawić całą imprezę na dwór. Mieszkamy jednak w Krainie Długiego Chłodu i przez najbliższe miesiące musimy się zadowolić działaniami domowymi. Oszczędź drewniane podłogi, dywany i wykładziny. Najlepiej miejsce akcji zorganizować na podłodze z płytek – wtedy po jej zakończeniu wystarczy przetrzeć mopem czy szmatką i gotowe. Jeśli do brudzących zabaw masz ostrożne podejście – polecam Ci folię malarską.
Pojemnik jest, miejsce wybrane, to teraz zbierz jak najbardziej różnorodne naczynia i naczynka, jakie tylko masz w domu. Może być tak naprawdę cokolwiek – ważne, aby były szerokie i wąskie, wysokie i niskie, duże i małe. Mogą być szklanki, puste słoiki, wazony, strzykawki, miseczki. Do tego trochę “narzędzi” – łyżki, łyżeczki, mieszadełka, lejki, strzykawki – im bardziej różnorodnie tym lepiej i tym lepsza zabawa.
Na sam koniec barwniki – są dwie drogi: ja zazwyczaj idę na łatwiznę i używam zwykłych barwników spożywczych, które mieszam z wodą i rozwodnionym mlekiem. Wydaje mi się, że najtańsze barwniki (my mamy takie w proszku) można kupić po prostu na allegro. Założyłam, że jeśli coś ma przeznaczenie spożywcze, to nie powinno uczulać ani podrażniać i to się sprawdziło. Bardziej ambitnym (bo wymagającym wcześniejszych przygotowań) sposobem jest przygotowanie barwionych cieczy domowym sposobem. Trochę podobnie jak ekologiczne farbowanie jajek na Wielkanoc. Czyli gotujemy buraka, żeby uzyskać czerwoną wodę. Cebulę – i mamy brązową. Używając szczypty kurkumy uzyskacie piękny żółty kolor. Jagody zafarbują wodę na niebiesko, wystarczy je ugotować i rozgnieść w niewielkiej ilości płynu, a później przecedzić przez sitko. Więcej kolorów nie będę wymyślać, bo na pewno wiesz już o co chodzi i w razie potrzeby znajdziesz więcej porad gdzieś w internetowej otchłani.
I… już!
Ubierz dziecko w strój “roboczy” albo taki, który jesteś w stanie poświęcić na działania kreatywne i… odsuń się. Pozwól nalewać, przelewać, wylewać jak tylko fantazja podpowiada. Obserwujcie razem jak kolory się łączą, rozwadniają, tworzą nowe barwy i odcienie. Wstrzyknijcie trochę czerwonego płynu do czystej wody i obserwujcie, co się dzieje. A teraz do mleka! Dla urozmaicenia możesz dać strzykawkę lub dwie oleju. Czy olej tonie czy wypływa na powierzchnię?
My bawiliśmy się wszyscy razem – dwulatka, pięciolatek i… ja. Naprawdę takie przelewanie cieczy ma w sobie coś uspokajającego, bo serio mi się podobało.
Spróbujcie koniecznie i bawcie się wspaniale!