Trochę czasu temu, kiedy Leon miał kilka miesięcy, wymarzyłam sobie jesienne zdjęcia z nim i dyniami. Nie miałam pomysłu gdzie je najlepiej zrobić (ani ochoty kupowania kilkunastu dyń do domu), więc wybrałam rozwiązanie najprostsze – pojechaliśmy z Tomkiem na podwarszawską wieś, gdzie ordynarnie zaglądałam przez płoty i lustrowałam podwórka, żeby znaleźć takie, na którym ktoś hoduje dynia, ewentualnie już je zebrał i ma w dużych ilościach. Więcej szczęścia niż rozumu, ale w końcu znalazłam takie podwórko. Bonusem była mina osiemdziesięcioletniej właścicielki jak zadzwoniłam dzwonkiem i przedstawiłam skrótowo sprawę (“dzień dobry, mam tu małe słodkie dziecko, chciałabym mu zrobić zdjęcie na pani dyniach przed stodołą, co pani na to?”). Zdjęcia wyszły ok, do dziś je bardzo lubię, ale już wtedy wiedziałam, że na kolejne tego typu zdjęcia to wolałabym jakieś bardziej cywilizowane rozwiązanie.
Dlatego bardzo, ale naprawdę bardzo się ucieszyłam jak dowiedziałam się, że w Warszawie jest Farma Dyniowa. Od połowy września do końca października na ul. Przyczółkowej 2k jest fajne miejsce, które odwiedziliśmy w miniony weekend ze znajomymi. Prawdę pisząc od kiedy dowiedziałam się o farmie dyń, co roku zabieram tam Lenego, a teraz już i Milę. Wydaje się, że to nic szczególnego – ot, kawałek pola. Ale na tym kawałku zgromadzonych jest tyle różnych, różnistych dyń, że może się od nich zakręcić w głowie. Mamy zwykłe dynie – od maluchów wielkości pięści do kilkunastokilogramowych gigantów (sami kupiliśmy taką, która waży 13,5 kilograma!). Są też dynie hokkaido, makaronowe, piżmowe, i wiele, wiele innych. Są ozdobne, białe, zielone – no, cuda wianki.
Poza wielką różnorodnością dyń, jest mini-zoo (naprawdę mini, ale wystarczające, aby wzbudzić entuzjazm kilkulatków: są króliki, gąski, kury, owieczki i kaczki). Na środku stoi wielki, prawdziwy traktor, na który można wsiąść i go “poprowadzić”. Są huśtawki, a nawet labirynt zrobiony ze słomy, w którym sama się ganiałam z chłopakami. To, co ucieszy fotozajawkowiczów – przygotowane są dwa, może trzy miejsca, gdzie jesienne zdjęcia praktycznie robią się same. Takie dyniowe ścianki, coś jak dla celebrytów ;)
Jedyne, co nam w tym roku nie dopisało to pogoda – zimno i wiatr i zimno i wiatr. Jednak nawet mimo lodowatych rąk i czerwonego nosa, Leon niechętnie wsiadał do samochodu. Plusem takiej aury jest herbata z cytryną i miodem po powrocie do domu. Ahhh, jak ona wtedy smakuje…
Wydaje mi się, że to miejsce idealne na rodzinne popołudnie z dziećmi (i ewentualnie kulinarne zakupy, bo nigdzie nie ma większego wyboru tych warzyw). Farma czynna jest do końca października, więc jeszcze przez dwa tygodnie macie szansę ją odwiedzić (a zbliża sie Halloween!).
Ps. Tu znalazłam jeszcze ich profil na FB, może komuś się przyda: Farma Dyniowa.
Jeśli interesują Cię miejsca i atrakcje dla dzieci w Warszawie – dołącz do grupy Dziecięca Mapa Warszawy na Facebooku, która o nich informuje.
Zdjęcia są tendencyjne. Na tej “farmie” (lekkie nadużycie) jest naprawdę słaaabo!
Moje dzieciaki były zachwycone i naprawdę miło spędziły tam czas. A zdjęcia? Hm… Pokazują, że jest tam potencjał do fajnych zdjęć właśnie :)