Dziecko, które w trudnych dla siebie sytuacjach słyszy „nic się nie stało”, przestaje wierzyć temu, co czuje.
Spis treści:
Dlaczego mówimy dziecku , że nic się nie stało?
Dorośli wypowiadają zdanie „nic się nie stało” z różnych pobudek. Chcą odwrócić uwagę dziecka i sprawić, by przestało płakać. Te słowa mogą wypływać z troski i chęci pocieszenia malucha. Albo z naszego zawstydzenia, kiedy dana sytuacja przydarzyła się w miejscu publicznym. Często po prostu nie mamy innych „narzędzi” – tak mówili do nas rodzice czy dziadkowie, kiedy przewróciliśmy się na placu zabaw albo straciliśmy ulubionego pluszaka. I tak, lata później, my zwracamy się do naszych dzieci. Nawet najszlachetniejsze pobudki, mogą jednak prowadzić do kiepskich rezultatów, bo to zdanie wypowiadane do płaczącego dziecka jest niczym innym, jak zaprzeczeniem jego uczuciom.
Nic się nie stało i… co dalej?
To zdanie nie jest pociechą i niesie za sobą poważne konsekwencje. Szczególnie w pierwszych latach dziecka, rodzic jest dla niego kotwicą i najważniejszym punktem odniesienia. Zatem gdy z jednej strony maluch czuje ból po upadku z roweru, a równocześnie słyszy od mamy bądź taty: „no, już, nic się nie stało, jedziemy dalej”, to rodzi się wewnętrzny konflikt. W ten sposób pokazujemy dziecku, że jego uczucia nie są ważne – przecież oficjalnie im zaprzeczamy. Mały człowiek przestaje ufać temu, co czuje. Uczy się odcinać od swoich emocji i postępować w sposób, jakiego oczekuje od niego otoczenie. Przecież skoro nie mogę być sobą przy najbliższych osobach na świecie, to nie mogę być sobą nigdy.
To kiedy coś się jednak stało?
Zawsze gdy inna osoba, nieważne w jakim jest wieku, tak uważa. Nikt nie dał nam prawa do zaprzeczania uczuciom innych ludzi. Co paradoksalne – w stosunku do bliskich nam osób dorosłych, jesteśmy w stanie to zrozumieć. Kiedy przyjaciółka żali się, że jej partner zapomniał o rocznicy albo mąż narzeka na despotycznego szefa, raczej nie zbywamy ich zdaniem-wytrychem „nic się nie stało”. Nawet jeśli w duchu przejdzie nam przez myśl, że przecież żaden to koniec świata, bo pracę można zmienić, a od hucznie obchodzonej rocznicy, ważniejsza jest szczęśliwa codzienność.
Troski i problemy, jakim stawiamy w życiu czoło, zmieniają się na przestrzeni lat. Stłuczone kolano, złamany patyk, piaskowa babka, która się rozpadła czy budowla z klocków, którą strącił młodszy brat – to wyzwania codzienności naszych dzieci. Nie są mniejsze, ani mniej ważne od tych, którym będą stawiali czoło jako dorośli. Są adekwatne do ich możliwości i na nich dzieci uczą się kontrolować swojego emocje i kierować swoim zachowaniem.
Dziecko, które wielokrotnie w trudnych dla siebie sytuacjach słyszy, że nic się nie stało, w dorosłym życiu będzie mieć problem, aby przeciwstawić się gnębieniu kolegów czy molestowaniu w pracy. Taki człowiek będzie czuł to, czego wymaga od niego otoczenie i koncertowo spełniał oczekiwania innych.
Co zamiast nic się nie stało?
Przede wszystkim – nie zaprzeczaj uczuciom dziecka. Jeśli nie wiesz, co lepszego powiedzieć – nie mów nic. Rozłóż szeroko ramiona, przytul dziecko i… koniec. Bądź obok, to najcenniejsze, co możesz mu podarować. Pozwól maluchowi wyrazić swój smutek, żal czy frustrację. Spróbuj porozmawiać o tym, co się wydarzyło i co jest trudne w danej chwili. Nazywanie uczuć i radzenie sobie z nimi to niełatwa sztuka, której uczymy się od najwcześniejszych chwil życia.
Co możesz powiedzieć?
Jestem przy Tobie, Kochanie.
Przykro mi, że patyk się złamał.
Widzę, że się wystraszyłaś.
Rozumiem Cię.
Co Cię zdenerwowało/zasmuciło? Opowiesz mi?
To minie, Skarbie.
Jest taka uniwersalna zasada, która bardzo mi się w życiu sprawdza. Jeśli nie wiem, co zrobić – robię tak, jak chciałabym, aby inni zrobili wobec mnie. To działa!