Moje dzieci – kocham je jak szalona! Bez wątpienia poświęciłabym za nie własne życie, a gdyby ktoś chciał im zrobić krzywdę – nie zawahałabym się. Oddałabym za nie wszystko. Jestem ich matką. Jednak – Cześć! Mam na imię Kaja i jestem także sobą – kobietą z marzeniami, planami, pasjami, radościami i smutkami.
Macierzyństwo – wyobrażenia kontra rzeczywistość
Doskonale pamiętam czas, gdy byłam w ciąży z Leonem. Nie byłam naiwna – wiedziałam, że dzieci płaczą, że będę niewyspana, że czasem chorują, że karmienie piersią to nie bułka z masłem. Wiedziałam. Och, jaka ja byłam wtedy mądra! Czytałam poradniki o opiece nad niemowlęciem, o wychowywaniu dzieci. Jakbyście wtedy zapytały mnie o poradę dotyczącą macierzyństwa – byłam oświeconą boginią mądrości. Narodziny Leona zmieniły wszystko. Być może to szalone szczęście, połączone ze strachem o dziecko sprawiło, że znane mi dotąd prawdy, na niewiele się zdały. Wszak, która kobieta planuje w ciąży rozmowy o rodzaju wysypki u dziecka? A niech pierwsza rzuci kamieniem ta, która o tym nie rozmawiała.
I to zmęczenie. Doprawdy mówić o nieprzespanych nocach, a rzeczywiście nie spać – to dwie zupełnie różne rzeczy.
Ten początkowy okres niemowlęctwa sprawił, że czułam się tylko mamą. Starałam się, co prawda, wyglądać ładnie, ogarniać dom i znaleźć chwilę oddechu, jednak czułam, że coraz mniej jest Kai, a coraz więcej Mamy Leona. A chciałam być nimi obiema – zachowując równowagę.
Mama Leona, Mama Mili
I tak wchodząc w jedną z najważniejszych ról w życiu, na chwilę zapomniałam, że jestem nie tylko mamą. Prawdę powiedziawszy, czasem nadal zdarza mi się zapomnieć. Bycie zaangażowanym rodzicem to ciężka praca, która sprawia, że nasze myśli i sprawy krążą głównie wokół dzieci. Zorganizowanie sobie życia z dziećmi to niełatwa sprawa, choć przyznam, że plan dnia łatwiej nam ułożyć odkąd postawiliśmy na nauczanie domowe. Jednak i to sprawia, że mamy więcej na głowie.
Gdy Leon jeszcze chodził do przedszkola, miałam kontakt z matkami innych dzieci z jego grupy rówieśniczej. Wiadomo, jest mnóstwo spraw, które trzeba razem załatwić z innymi dorosłymi. Przeglądając ostatnio listę kontaktów w telefonie uświadomiłam sobie, jak one są tam wpisane:, „mama Piotra”, „mama Zosi” itd. A przecież to są jakieś Aśki, Anki, Magdy!
Ostatnio wychodząc z dziećmi z zajęć na basenie usłyszałam, jak inne kobiety się żegnają: „cześć, mamo Klary”, „pa, mamo Hani”. To mnie uderzyło. Być może dziewczyny nie znały swoich imion, ale one w tym czasie, i w tym miejscu identyfikowały się głównie jako matki swoich dzieci. Nie ma w tym nic złego. To nawet dość zabawne. Wszak i ja jestem dumna z bycia matką. Zastanowiłam się wtedy jednak, jak często ja sama jestem mamą Leona i Mili, a jak często – Kają. Czy mi odpowiada, gdy nazywana jestem „mamą Mili” czy „mamą Leona”? Pewnie, że tak – jestem z tego dumna dopóty, dopóki czuję, że jestem jeszcze kimś więcej.
Taka ja – Kaja!
W życiu wchodzimy w różne role – dopasowujemy się do nich. Jesteśmy córkami, siostrami, przyjaciółkami, pracownikami i rodzicami. Czasem zdarza się, że któraś z tych ról zaczyna dominować nad naszym własnym „ja”. Tak zwykle jest, gdy zostajemy rodzicami. Wszak to jedna z najważniejszych ról w życiu. Uświadomiwszy to sobie zaczęłam przykładać większą wagę do własnych potrzeb, bo ich niezaspokojenie wywołuje frustrację. A w życiu, potrzebna jest równowaga.
Wszystkie role, w które weszłam w życiu są moje – jestem w nich szczęśliwa. O ile jest balans. Kojarzycie to irytujące powiedzenie: dobra mama, to szczęśliwa mama? I choć wydaje się ono banałem – jest prawdziwe. Oczywiście nie można przesadzać w drugą stronę i zaspokajać tylko własnych potrzeb w przeświadczeniu, że nasze szczęście w jakiś magiczny sposób przełoży się na dzieci, bez naszego zaangażowania w relacje z nimi.
No dobrze – łatwo powiedzieć, trudniej zrealizować. Ja zdecydowałam – tak, zdecydowałam – że moje szczęście nie ma związku z czystą podłogą czy brakiem kurzu. Są rzeczy, które można niekiedy odpuścić. Lubię porządek, ale bardziej lubię czytać, więc czasem ja – Kaja, siadam sobie i czytam z pełną świadomością istnienia nierozładowanej zmywarki. I wiecie, co się wtedy dzieje? Nic. Czuję się dobrze sama ze sobą. Lubię być żoną mojego męża i dzielić z nim wspólne pasje.
Lubię się bawić z dziećmi, spędzać z nimi czas, wspólnie podróżować. Lubię też iść na kolację z koleżankami czy zorganizować sobie SPA w wannie. Bez dzieci. Ciągle chcę się rozwijać – intelektualnie i duchowo, ale lubię też leżeć na dywanie i układać puzzle z Leonem i Milą. Czasem też lubię posiedzieć w ciszy sama ze sobą. To jest moje zbalansowane życie. Lubię je – ja, Kaja.