Bańki to jedna z radości dzieciństwa. Niemalże u każdego budzą dobre skojarzenia i wywołują na twarzach niezliczone uśmiechy. Zbliża się wiosna, sezon na bańkowe szaleństw zaraz się rozpocznie. Ale zanim będziemy sami szaleć, wybraliśmy się z Leonem (i jego przedszkolnym kumplem oraz jego mamą) do Teatru Baniek Mydlanych, który gościnnie występował w Sali Koncertowej w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie.
Nie przecierajcie ze zdumienia oczu – naprawdę istnieje taki teatr! Fajnie, co? W zasadzie jest to grupa teatralna, która ze swoimi przedstawieniami jeździ po całej Polsce (i nie tylko). “Tajemnica bańki szczęścia”, bo tak brzmi tytuł spektaklu, wystawiona zostanie w kilkunastu miastach – bieżący repertuar najlepiej sprawdzać na ich stronie www. Dobra wiadomość jest taka, że jeśli nie uda Wam się wybrać tym razem, do każdego z miast wrócą jesienią, prawdopodobnie w listopadzie. A za rok pojawi się kolejny odcinek przygód szalonego profesora Bulbulasa.
Czy warto? TAAAAAAAAAK! Wszyscy siedzieliśmy jak zaczarowani. Czy znacie osobę, która nie lubi baniek? Ja chyba nie znam. Dzieci, w każdym wieku, kochają je miłością bezgraniczną. Co zatem może być lepszego niż… wiele setek, a nawet tysięcy baniek?! Zobaczycie bańki malutkie i gigantyczne, pojedyncze i w stadach, robione… dłońmi, sznurkami, obręczami i różdżkami. Będą bańki spadające i wznoszące się, dymiące, kolorowe, podłużne, okrągłe jak piłeczki i jakie tylko możecie sobie wyobrazić.
Pod względem wizualnym spektakl podobał nam się bardzo, serio – siedziałam urzeczona, zapatrzona i nie mogłam oderwać wzroku. Mimo że latem mój Brat – zwany inaczej Panem Katastrofą, człowiek legenda – zaopatruje nas w zapas płynu do robienia gigantycznych baniek (a przy każdej wizycie robi pokazy, które rodzinnie uwielbiamy!), więc dużo dużych baniek to dla nas nie nowość. Bańki magiczne są za każdym razem – pokażcie mi dziecko (nieważne czy małe czy dorosłe), które nie zatrzyma się gdy podczas spaceru spotkacie bańkowego sztukmistrza przy pracy! Dla mnie Teatr Baniek to taki pokaz w wersji deluxe.
Minusy? No, są. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego wszyscy artyści mówili z playbacku, dopiero po powrocie do domu doczytałam, że ekipa jest międzynarodowa. Szczerze – mi to przeszkadzało i wydawało się nienaturalne (bo i synchronizacja taka sobie). Dzieci nie zwróciły na to najmniejszej uwagi i nie był to dla nich żaden problem. Szczerze mówiąc fabuła nie powala, ale znów – jest dopasowana do młodszych dzieci, one z zapartym tchem śledziły przygody i popisy Mydlaneczki i Bąbelka. Znalazłoby się jeszcze kilka zastrzeżeń co do kwestii wygłaszanych przez bohaterów, ale może to tylko moje czepialstwo?