Kochana moja,
jutro pierwszy dzień wiosny, marzec w pełnej krasie, a ja wciąż zwlekam z napisaniem do Ciebie lutowego listu. Może nawet nie tyle, że zwlekam, ile czekam na przełamanie passy, na dobre, życiowe wiatry. Tak bardzo chciałabym do Ciebie pisać zawsze dobre słowa, pełne uśmiechu i dobrej energii. Uważam, że zasługujesz tylko na to, co dobre. Najlepsze.
Tym trudniej było mi się zebrać, żeby napisać, bo czas nastał niewesoły. Z drugiej strony – obiecywaliśmy sobie rodzinnie tylko prawdę, więc… chyba nie mam wyboru.
Nie potrafię Ci wytłumaczyć zła, które dzieje się na wyciągnięcie ręki. Niedobrych ludzi, raniących słów. Nie rozumiem, nie wiem, dlaczego ten świat jest tak skonstruowany, czemu dwie osoby mówią niby jednym językiem, a porozumieć się nie potrafią. Może i by chciały, ale nie da się. Po prostu się nie da. Nie zdołam Ci wytłumaczyć tych czasów dziwnych, które nastały. Wstyd mi, że muszę Ci pokazywać i takie fragmenty świata, i takich ludzi, o których wolałabym do Ciebie zawsze milczeć.
Ja Ci życzę świata ulepionego z waty cukrowej, z miękkimi jaśniutkimi obłoczkami, z uśmiechem i miłością obecną niczym powietrze – naturalnie i wszędzie. Rzeczywistość jest jednak inna, przynajmniej tymczasowo. Mimo tej obietnicy szczerości, gram jednak trochę teatr jednego widza, no może dwóch widzów właściwie, bo i Was mam dwoje. Kiedyś nie wyobrażałam sobie, że tak można, że się w ogóle da. Otóż da się – serce mi właśnie pęka na tysiąc kawałków, a ja tulę Ciebie, Leonowi czytam książkę, budujemy z klocków. Bo czy jest coś ważniejszego? Koniec końców najważniejsze są Twoje rączki na mojej szyi i spacer po lesie, który budzi się do życia.
Że kłamię? Nie, to nie tak. Osłaniam Cię, Was, sobą. Tyle ile mogę i tak długo jak będę w stanie. Szkoda, że przed tymi, którzy jak świat światem powinni ochraniać Was. Ale życie pełne jest zaskoczeń, czasem też tych negatywnych.
Czasem zastanawiam się jak ja Wam wytłumaczę te wszystkie zawiłości, kiedy będziecie już z Lenym na tyle dorosłymi ludźmi, że zaczniecie zadawać pytania. I często myślę, że… nie wiem. Nie mam słów, a czego jak czego, ale ich zazwyczaj mi nie brakuje.
A czasem znów myślę, że pójdziemy razem na długi spacer łąkami, może będzie wtedy padał deszcz. I opowiem Wam to, co mi się przytrafiło w życiu. Tydzień po tygodniu, zdanie po zdaniu. Wierzę, że mnie zrozumiecie. Że Wasze otwarte głowy będą w stanie przyjąć opowieść o świecie, którego mam nadzieję nigdy nie odkryjecie.
Dziś jest mi też tak trudno, bo chcę, aby Wasze dzieciństwo było spokojne, szczęśliwe i pełne miłości. Chcę, aby nigdy nie zabrakło Wam tego, czego brak poznałam ja. Więc staję się buforem. Jestem murem, ścianą, przez którą nic z zewnętrznego świata nie ma prawa zaburzyć Waszego szczęścia. Zaciskam zęby, czasem pięści. Walczę, jestem w końcu lwicą, zawodowym buntownikiem. Zawsze byłam wojownikiem, od kiedy jestem mamą, stałam się nieustraszona. Nie ma rzeczy zbyt strasznej, której nie dźwignę i nie ukryję przed Wami. Aby Wasze sny były lekkie, a dni wypełnione śmiechem.
Moja Dziewczynko ukochana, mój dwunastozębny Świrku najdroższy… Przepraszam za prawdę. Chciałabym pisać do Ciebie tylko koronkowe listy, bo na nie zasługujesz. Ale ostatnio dni takie trudne, udręczone, mi się przytrafiają i nie stać mnie na nic lepszego.
Kocham Cię, najdroższa Córeńko, to jest i będzie niezmienne,
Mama
.