Ostatnio pisałam o tym, że neurobiologom udało się eksperymentalnie dowieść, że dla naszego mózgu nie ma znaczenia czy my sami coś robimy, czy tylko WIDZIMY osobę, która to robi (cały wpis znajdziesz TUTAJ). Wniosek, na którym się zatrzymałam dotyczył tego, że ludzie, których dostrzegamy wokół mają na nas wielki wpływ (podobnie jak my oddziałujemy na innych).
Jednak ze sposobu funkcjonowania naszego mózgu wynika coś jeszcze, a wydaje mi się to na tyle ważne, że zdecydowałam się napisać o tym oddzielny post. Otóż dla mózgu nie ma również znaczenia czy przeżywamy coś w rzeczywistości, czy tylko o tym przeżyciu czytamy/słuchamy opowieści. W obu przypadkach zostają pobudzone te same neurologiczne obszary. To również wiedza wyniesiona z wykładu dra Marka Kaczmarzyka (który jest na dobrej drodze, żeby rozkochać mnie w neurobiologii!).
Czytanie zmienia nasz umysł tak samo jak przeżywanie doświadczenia. Dzięki książkom i opowieściom pokonujemy przestrzeń i czas. Powieści mają moc pobudzania myśli i uczuć, przez co ich czytanie jest dla mózgu realnym doświadczeniem. Konsekwencje tego są niebagatelne – możemy uczuć się na cudzych błędach, nasz mózg może “powędrować” w miejsca, w których nas nigdy nie będzie. Jesteśmy w stanie doświadczyć całej palety emocji, nie narażając przy tym zdrowia i życia. Czytanie to niesamowita okazja nauki, w zasadzie bez negatywnych konsekwencji. Możemy żyć życiem innych ludzi, podbijać świat, przekraczać granice stawiane przez czas – spotykać ludzi, którzy żyli 100 czy 500 lat przed nami. Możliwości, jakie stawia przed nami słowo pisane i odkryta, fantastyczna zdolność naszego mózgu, są praktycznie nieograniczone.
Jest to jeden z argumentów, dlaczego warto czytać. Kolejny to fakt, że codzienne czytanie zwiększa objętość istoty białej w obszarze odpowiedzialnym za język. Zatem słuchanie opowieści lub czytanie książek może w znacznym stopniu usprawnić działanie naszego mózgu.
Oczywiście w największym stopniu dotyczy to również naszych dzieci, których mózgi nie bez powodu porównujemy czasem do chłonących wszystko gąbek. Obok stymulowania do rozwoju i nauki, czytanie dzieciom niesie za sobą wiele korzyści, pewnie zbyt wiele, aby je tu wszystkie przytoczyć.
Oprócz wpływu na rozwój mowy i nauki nowych słów, dla mnie ważna jest funkcja relacyjna czytania – spokojny czas, sam na sam z dzieckiem. Bez pośpiechu i spędzony w skupieniu na konkretnej opowieści. Możemy się przytulać, możemy przerwać i porozmawiać. Czasem te rozmowy odbiegają daleko od historii, którą czytamy. A innym znów razem są z nią jak najbardziej związane. Puszczamy wodze fantazji, zdarza nam się tworzyć alternatywne zakończenia. Różnie bywa. Ten czas spędzony w taki sposób jest prawdziwie bezcenny. Jest też szansą obserwowania naszych dzieci, tego jak reagują, co je zastanawia, czego się boją, co je rozśmiesza… To nieopisana korzyść dla obu stron. W takich bliskich chwilach wzajemnej uważności tworzy się więź. Więź, czyli fundament funkcjonowania rodziny, kompas, który będzie nas prowadził przez życie. I koło ratunkowe, które da nam szansę pomóc dzieciom, kiedy to będzie potrzebne. Bo aby wspomóc ich w trudzie dorastania, w mniejszych i większych kłopotach dzieciństwa, nie wystarczy być fizycznie obok…
Dlatego CZYTAJMY. Dzieciom, sobie, po cichu, głośno. Warto czytać.
Ps. A na koniec jeszcze całkiem ciekawy artykuł o tym, że książki zmieniają mózg: http://wyborcza.pl/1,75400,15210453,Uwaga__Ksiazki_zmieniaja_mozg.html