Lubię ciągi dalsze. Kiedy z jednej dobrej rzeczy w życiu wynika kolejna. Lubię bardzo nawet. I dziś mam dla Was taką historię o moim niedawnym ciągu dalszym, która może zainspiruje Was do wybrania się do teatru?
W maju, na imieniny dostałam od Tomka biografię Krystyny Jandy. Moja miłość do książek jest powszechnie znana, niestety niemowlę, czterolatek i czytanie to kombinacja dość abstrakcyjna (chyba, że mamy na myśli czytanie bajek, to… zupełnie inna bajka :P). Cieszy mnie fakt, że z każdym kolejnym miesiącem życia Mili rośnie mój współczynnik przeczytanych stron na dzień. Mimo umiarkowanych możliwości, opowieść wciągnęła mnie bardzo. Nie tylko dlatego, że lubię biografie, ale przede wszystkim z powodu jej bohaterki. Słyszał i rozpoznaje ją praktycznie każdy w tym kraju, ja kojarzyłam najgłośniejsze filmy, felietony w PANI, przyznaję, że wiedza to pobieżna i wyrywkowa, jeśli uświadomimy sobie, że chyba żadna kobieta w ciągu ostatnich 30stu lat nie zrobiła tyle dla polskiej kultury co ona. Lektura zainspirowała mnie, żeby pójść dalej – i to jest właśnie ten ciąg dalszy, o którym pisałam na początku.
Chciałam zobaczyć ją na scenie, w akcji. Porównać jej słowa do jej czynów, wyrobić swoje zdanie o opisywanych sztukach, skonfrontować się z nią z pozycji widza. Wybrałam cztery spektakle obecnie grane w jej warszawskich teatrach, a dziś chciałabym napisać o jednym z nich – o Danucie W., powstałym na kanwie książki Danuty Wałęsy Marzenia i tajemnice, w opracowaniu Piotra Adamczyka.
Danuta W. to monodram Krystyny Jandy, która sama o swojej pracy nad spektaklem mówi tak:
Ten spektakl i ta rola, z legendarnym przywódcą Solidarności i Prezydentem Polski w tle, to jedno z największych moich wyzwań życiowych, nie tylko zawodowych, ale także ludzkich i obywatelskich. Każdego dnia wyznania pani Danuty Wałęsowej budzą mój podziw i wzruszenie. Prostota i szczerość tych wypowiedzi zdumiewa i wywołuje szacunek. Wszystko to budzi ochotę, aby w ogóle historię Polski opowiedzieć od strony kobiet.*
Jeśli legenda wciela się w postać żony legendy, to… to trzeba zobaczyć. Chciałam obejrzeć to jako kobieta, jako Polka, jako dziewczynka odrobinę spóźniona na sierpień ’80. Nie jest to spektakl łatwy, tak jak niełatwa jest historia Polski z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Janda po prostu (albo aż) mówi do nas ze sceny językiem prostej kobiety, mimochodem w zasadzie piekąc szarlotkę. Jest w tym coś tak przejmująco skromnego i zwyczajnego, a równocześnie wzniosłego, że nie mogłam oderwać od niej oczu. Sztuka pokazuje od kuchni (nomen omen) życie przywódcy Solidarności i prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Człowieka – symbolu, symbolu, o który można się spierać, o którym można mieć różne zdanie, ale który bezsprzecznie dla naszego kraju zrobił bardzo wiele. Jego odwaga i bezkompromisowość pozwoliła nam żyć dziś w miejscu, w którym żyjemy, choć ostatnio wiele osób nie potrafi tego docenić.
Tutaj Lech Wałęsa schodzi na drugi plan (co zapewnie niezbyt mu się podoba), zaś z cienia wysuwa się jego żona, Danuta. Matka ośmiorga dzieci, gospodyni domowa i kobieta-cień, która zorganizowała mu takie życie, że mógł skupić się na działalności związkowej i politycznej. Cicha, samotna, nieustraszona bohaterka trudnych lat osiemdziesiątych. Cieszę się, że dzięki jej książce i sztuce Janusza Zaorskiego możemy ją poznać. I podziękować.
Mówi się, że za każdym sukcesem wielkiego mężczyzny, stoi wyjątkowa, mądra kobieta. Po obejrzeniu Danuty W. – muszę się z tym zgodzić.
A Lechowi Wałęsie, podobno niezbyt zadowolonemu z emancypacji małżonki, dedykuję opowieść znalezioną kiedyś w otchłani Internetu:
“Pewnego wieczoru Barack Obama ze swoją małżonką Michelle postanowili zrobić coś, by wyłamać się z codziennej rutyny – poszli na kolację do zwykłej, niewyszukanej restauracji. Kiedy już siedli do stołu, właściciel spytał prezydenckich ochroniarzy, czy mógłby porozmawiać z Pierwszą Damą na osobności. Zgodzili się. Po tejże rozmowie, prezydent spytał żony, dlaczego ten człowiek tak bardzo chciał z nią porozmawiać… Wspomniała, że w latach jej młodości, był w niej szalenie zakochany.
Prezydent podsumował żonę: “więc gdybyś wyszła za niego, byłabyś teraz właścicielką tej restauracji”, na co Michelle odpowiedziała: “nie, gdybym za niego wyszła, to on byłby teraz prezydentem”.
zdjęcie z oficjalnego profilu p. Krystyny Jandy na facebooku
Ps. Znajdź mnie, jeśli potrafisz! :P
Ps2.. Szarlotka była pyszna!
* cytat pochodzi ze strony http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/701655,Janda-to-jedno-z-moich-najwiekszych-wyzwan