Na początku: było sobie Deseo. Za górami, za lasami, gdzieś aż na Saskiej Kępie. Kiedyś po jakichś występach gościnnych w innej części miasta, udało nam się tam dotrzeć. A jak dotrzeć, to i zakochać, bo jeśli Słodyczowy Raj miałby swoją stolicę, to bez wątpienia nazywałaby się ona Deseo właśnie. Wspaniałe, wyglądające nieziemsko ciastka i najlepsze, trochę kosmiczne praliny. Ani tego smaku, ani wyglądu nie pomylisz z niczym innym. Słowo daję – raz spróbujesz, przepadłeś i basta. Nieszczęśliwie jednak za daleko nam było na Kępę, więc kończyło się głównie na słodkich… fantazjach. Rozważaliśmy przeprowadzkę do znajomych, którzy mieszkają nieopodal, ale przestali odbierać od nas telefony i plan się posypał.
Później jednak nastąpił całkowity zwrot akcji: Natalia z bloga tasteaway.pl wrzuciła na swoje Instastory filmiki i zdjęcia, które nie pozostawiały złudzeń – słodkości pokochały mnie tak bardzo, że postanowiły zbliżyć się w moje rejony. Tak dowiedziałam się, że Deseo będzie teraz demokratyczne – dostępne dla drugiej części miasta. Na dodatek ulokowane nieopodal Miełża – kto lubi wino, ten wie o co cho :P
Otwarcie Deseo na Burakowskiej 5/7!
Jeszcze później: pewnie trwałabym sobie w swojej błogiej nieświadomości, czekając nie wiadomo na co. Jednak dziś, dokładnie w godzinach około południowych Magda z bloga podróżującarodzina.pl zrobiła mi dzień. Jak? Najprościej na świecie – wrzuciła post o tym, że Deseo na Burakowskiej już działa. Sami rozumiecie, że wobec takiej informacji nie mogłam przejść obojętnie. Mimo innych planów, musieliśmy dziś wpaść chociaż na chwilkę. Przywitać się ze słodkim i życzyć, żeby dobrze im na Żoliborzu było :)
Jeśli kojarzycie Deseo z Angorskiej, z pewnością podzielacie już moją ekscytację. Jeśli nie (w co w sumie wątpię, ale niech tam) – idźcie koniecznie na Burakowską 5/7. Czeka tam na Was piękne wnętrze i całkiem spory ogródek. Jest swojsko i klimatycznie, tak akurat, że chce się siedzieć w nieskończoność. Są najlepsze lody w mieście (dziś graliśmy słony karmel, czekoladę i obłędną wprost pistację). Są desery, których nie można określić mianem ciastka, bo za każdym razem mam wrażenie, że zjadam dzieło sztuki i w zasadzie to powinno być karalne. Są herbaty, są kawy, jest najmilsza pani na świecie (z zapasem cierpliwości do dzieci, co ważne!). Idźcie i bawcie się pysznie, póki my będziemy w Poznaniu. W poniedziałek idę tam na lody i wiecie – nie chciałabym tłumów, tak?! ;)
Przepyszne, kolorowe dzieła sztuki – słodkości dla dzieci, na które niejeden dorosły patrzy wielkimi oczami ;)
Napisałam na FB, napiszę i tu:) Otóż dawno, dawno temu, za górami, za lasami, odwiedziłam Deseo (na Saskiej). No, może nie tak bardzo “dawno, dawno”, bo w dniu otwarcia. Zachwycona urodą tych słodkich małych cudeniek. I strasznie ciekawa, bo sama kończyłam niewiele wcześniej kurs robienia ‘profesjonalnych’ (powiedzmy;)) pralin. Kupiliśmy kilka różnych ciasteczek, pralinek, żeby po obiedzie usiąść z rodzicami i po kawałeczku każdego spróbować (bo oprócz wielkiej urody miały też niemałą cenę). I… duuuży zawód. Pralinki były OK (czytaj: szału nie ma, ale poprawne). Ale ciasteczka (hmm, to chyba nie jest dobre słowo; może monoporcje po prostu?), które kusiły niezmiernie… Czytaj więcej »