Grzeczny i niegrzeczny to prawdopodobnie przymiotniki najczęściej używane do określenia najmłodszych. Czytałam o eksperymencie, gdzie dzieci w wieku przedszkolnym na pytanie “jaki jesteś” najczęściej odpowiadały właśnie “grzeczny” lub rzadziej “niegrzeczny”. To dość zabawne, bo kilkoro dorosłych, zapytanych przeze mnie osób, co DOKŁADNIE ich zdaniem oznaczają te dwa słowa, podają bardzo różniące się od siebie odpowiedzi.
Grzeczny, czyli jaki? Słuchający się starszych. Podporządkowany. Spokojny. Postępujący zgodnie z przyjętymi zasadami i normami. Niesprawiający kłopotu. Gdyby wszystkie te odpowiedzi sprowadzić do wspólnego mianownika – chyba najbliżej znaczeniowo plasuje się POSŁUSZNY.
Dzieci grzeczne są lubiane, bo nie sprawiają problemów. Dziecko grzeczne nie rzuci się na podłogę w sklepie, nie podrze spodni wspinając się na drzewo, zje cały obiad, jest ciche i spokojne. Zajmie się sobą na tak długo, jak wymaga tego sytuacja. Nie ucieknie na ulicy, nie zaczepia obcych, dużo się uśmiecha. Nie ma napadów złości, a już na pewno nie publicznie. Nie dostaje histerii w supermarkecie, a decyzje rodziców/opiekunów przyjmuje z entuzjazmem, a przynajmniej uśmiechem. Aha…
I teraz wyznanie: moje dzieci nie są grzeczne. Nie są posłuszne. Nawet nie staram się, aby takie były. W ogóle. Powiem więcej – jestem szczególnie dumna z siebie, że umiem powstrzymać się od “ugrzeczniania” moich dzieci. Nie, nie oszalałam. Praktycznie każdy dorosły jest w stanie zdominować i podporządkować sobie dziecko – mamy cały arsenał kar i nagród, a nade wszystko mamy małą istotę, która bardzo chce zasłużyć na naszą pochwałę, uwagę, uśmiech. Skoro zatem to nie jest wcale takie trudne, dlaczego nie staram się, aby moje dziecko mi się podporządkowało?
Otóż dlatego, że zamarzyło mi się, aby Leon i Mila byli twórczymi, niepokornymi i asertywnymi ludźmi. Aby potrafili bronić swojego zdania, byli otwarci na nowości i eksperymenty, aby szukali swoich odpowiedzi. Nie obawiali się odróżniać od innych. Aby zasilili szczupłe ostatnimi czasy w tym kraju grono nonkonformistów. Aby stać ich było, jeśli tylko zechcą i poczują się na siłach, zostać liderami, wyjść do przodu i nigdy nie bać się walczyć o swoje zdanie.
Wiem, że wiele osób podpisze się pod powyższymi słowami, nie jestem oryginalna, nie tylko ja chcę tego dla swoich dzieci. Dlatego ten tekst, dlatego piszę o tym, bo chcę zwrócić Waszą uwagę na rzecz być może dla niektórych oczywistą – ucząc, wymagając posłuszeństwa, czyli tej tytułowej grzeczności, jasne – ułatwiamy sobie życie. Zaoszczędzimy sobie spojrzeń pełnych politowania, kiedy dziecko “robi z nami co chce”. Będzie prościej, będzie bardziej sympatycznie, z pewnością nieraz usłyszymy pochwałę tłumu, jak dobrze wychowaliśmy dziecko. Jednak chcę uświadomić Wam, że to droga na skróty. Że ucząc grzeczności, podporządkowania się i równania do średniej – tworzymy bezrefleksyjnych, uległych dorosłych.
Chodziłam kiedyś na zajęcia z ceramiki. Na początku spotkania, każdy z nas dostawał spory kawałek gliny. Nie mieliśmy wyznaczonego tematu, to, co powstanie dyktowała nam wyobraźnia. Tym, którzy nigdy w glinie nie pracowali, napiszę, że aby dało się coś z niej ukształtować, trzeba ją “wyrobić”, dopiero wtedy staje się plastyczna. I przez pierwsze kilka minut zajęć każdy ugniatał i ogrzewał w dłoniach swój kawałek. Jednak wiecie co? Gdy trafiał w nasze ręce, on już nie był kawałkiem gliny, bezkształtną masą. Był dzbankiem, słoniem, świecznikiem. Był tym, co my wymarzyliśmy dla niego. Jasne, wizualnie każdy z uczestników miał w swoich rękach błotnistą kupkę. Dla kogoś z zewnątrz – bardzo podobne, czy wręcz identyczne, kawałki gliny. Jednak dla nas, twórców, nasz glina była już w procesie “stawania się” dzbankiem.
Tak samo jest z dziećmi. Nie kiedyś. Teraz, właśnie dziś, moje i Twoje dziecko jest w procesie stawania się dorosłym. Każdy dzień, każde wypowiedziane do niego słowo wpływa na to, jakim człowiekiem będzie jutro i za 10 lat. Łatwo zapomnieć, że mała Ola, którą tulimy do snu, już całkiem niedługo będzie Aleksandrą, która wyruszy na podbój świata. A kilkuletni Staś – Stanisławem. I tylko od nas zależy czy będą mieli odwagę pójść tam, gdzie będą chcieli, sięgać po swoje marzenia i bronić własnego zdania!
Oczywiście – mamy w domu granice, bardzo dużo rozmawiamy o tym, co jest niebezpieczne, czego nie chcę ja czy Tomek. Jednak równie ważne jest dla nas to, czego nie chce Leon. Rozmawiamy, znaczy, że ja też słucham. Wspólnie pracujemy nad rozwiązaniami, które będą akceptowalne dla obu stron. A moją naczelną zasadą jest nieprzeszkadzanie, jeśli nie ma takiej absolutnej konieczności, dziecku w byciu dzieckiem…
Jeśli zainteresował Was ten temat, dużo i pięknie pisze o tym mój ukochany Jesper Juul – europejski autorytet w dziedzinie wychowania, który twierdzi że “dzieci wcale nie muszą być grzeczne. Powinny natomiast mieć zdrowe poczucie własnej wartości, wierzyć w swoje siły i nawiązywać dobre relacje z innymi. Stopniowo powinny także uczyć się odpowiedzialności za siebie a w razie potrzeby także za innych”.
Tu link do książki, nad którą ostatnio spędzam wieczory. I choć jest w sumie cieniutka, to jej mądrość odkrywam wciąż na nowo od kilku tygodni.
To zdecydowanie jedna z najlepszych książek tego autora. To taka książka, która dzisiejszym “prawieczterdziestolatkom” wywraca świat i pojęcie o wychowaniu. Drugą, moją ukochaną książką tego typu jest “Dziecko z bliska” Pani Agnieszki Stein.
Z tym wywracaniem to prawda najprawdziwsza. Bo jednak, trzeba przyznać, że Juulowe prawdy daleko leżą od tego jak wychowywało się dzieci w latach 80-tych…
a jak siedzisz w samolocie i Mila albo Leon kopia w fotel przed soba to dajesz im wyrazic swoja asertywnosc? nie ze nie zgadzam sie z wiekszoscia tego co piszesz ale ciekawa jestem gdzie ustawiasz granice bo z tekstu wynika ze tylko w sytuacjach dla nich niebezpiecznych…
Staram się, aby granicą były nie tylko sytuacje niebezpieczne. Również komfort innych ludzi jest taką granicą. Więc nie, nie pozwalam kopać w fotel, rozmawiam, tłumaczę, proponuję inne aktywności. Jeśli nic nie pomaga – wybieram się z nimi na spacer.
a jak sa turbulencje i nie da sie wstac? wiem ze to brzmi jakbym szukala pyskowy. ale jej nie szukam. ciekawa jestem jak inni rozwiazuja problemy zachowania bez proby dominacji nad dzieckiem.
nie odbieram Twoich pytań jako ataku, raczej wydaje mi się, że to dociekliwość. wiesz – to że się staram zostawić dzieciom wolność, nie znaczy, że zawsze mi wychodzi. z drugiej zaś strony – mam takie wrażenie, choć ono jest z pewnością subiektywne, że Leon po prostu wiele rozumie. i kiedy po prostu powiem mu: “nie chcę, żebyś tak robił, bo to przeszkadza innym” – to On najprawdopodobniej przestanie. ma już pięć lat, zdaje sobie sprawę z potrzeb innych ludzi. jeśli akurat nie przestałby, bo w końcu jest dzieckiem i może to się zdarzyć, starałabym się odwrócić jego uwagę – np.… Czytaj więcej »
Niestety mój syn ma 7 lat i mimo tego, że baaardzo dobrze rozumie, myślę,że nadal w takiej sytuacji by kopał ;( Drogie Panie a powiem wam, jak się domyślam, dlaczego. Ponieważ on ma troje rodzeństwa, rodzice pracują (tata bardzo dużo) i dzieci nie posiadają tyle uwagi ile powinny.Niestety czasem rzeczywistość strasznie nam psuje nasz zamiar i chęci, czasem my tego nie wytrzymujemy. Wychodzę z założenia – grunt to się starać i nie “łamać” dziecka.
hej, rzeczywiscie odciagasz uwage bardzo kreatywnie. fajnie. moj ma 2.5 roku i ogolnie jest modelem z bardzo wyrobionym poczuciem upori przekory. i ciagle walcze ze soba. bo nie chce go dusic, podporzadkowywac sobie lub uczyc ze ja mam wladze w rodzinie, czy przekupywac. ale jest ciezko czasami :)
Uwielbiam tę książkę, tak jak zresztą wszystkie inne książki Juula. Myślę, że to powinna być pozycja obowiązkowa dla każdego rodzica, dołączana do szpitalnej wyprawki. Uniknęlibyśmy wtedy bardzo wielu problemów.
Wszystko to co piszesz działało świetnie dopóki syn nie poszedł do szkoły. W klasach 1-3 jakoś jeszcze szło, był zaciekawiony, zainteresowany, nauczyciel fajnie opowiadał, ale teraz przeżywamy ciężkie chwile. Jest w piątej klasie. Dla syna oceny nie są motywacją do nauki i nie ma różnicy czy dostanie 5 czy 1, jeżeli temat go nie interesuje to się go nie uczy i koniec. Wiedza też nie jest motywacją,bo po co ma wiedzieć wszystko? Wolałby uczyć się majsterkowania lub matematyki, a nie historii. Szkoła nakłada ramy i jeżeli dziecko poza te ramy wystaje, nie dostosowuje się to trzeba to dziecko koniecznie w… Czytaj więcej »