Dzisiejszy wpis to gratka dla tych, którym marzy się krótki, np. weekendowy, wypad z Warszawy. Odkryliśmy naprawdę ciekawe miejsce, gdzie cała rodzina będzie miała szansę odetchnąć. A przy tym oddalone jedynie o 120 km (dobrą drogą!) od stolicy. Czy można chcieć więcej? Zobaczcie, jak wygląda:
HOTEL SKANSEN w Sierpcu:
Już jakiś czas temu, podczas przeglądania Internetu, rzuciło mi się w oczy zdjęcie tego hotelu. Interesująca, nieoczywista architektura – trzy hale w stylu nowoczesnej stodoły połączone w ukryty sposób, nawiązują do tak popularnej ostatnio stylistyki skandynawskiej. Lubię ten styl, dlatego zapamiętałam adres i przy nadarzającej się okazji, wybraliśmy się tam całą rodziną. Hotel umiejscowiony jest w cichej i spokojnej okolicy – z jednej jego strony rozciągają się lasy, z drugiej graniczy z Muzeum Wsi Mazowieckiej – malowniczym skansenem, rozciągającym się na 50 hektarach pól i zagajników. Uwagę zwraca dobre wkomponowanie budynku w teren – widać, że każdy szczegół został przemyślany.
Wewnątrz jest równie ładnie. Chłodny, można nawet powiedzieć, że surowy styl, rozświetlony punktowo plamami koloru. Zarówno hal główny, jak i miejsca odpoczynku czy restauracja Trzy Żywioły – zaaranżowane są w sposób sprzyjający relaksowi. Hotel nie jest wielki, co dla rodzin z dziećmi jest ważne – nawet przy pełnym obłożeniu, znajdziecie tu ciszę i spokój. Podczas naszego pobytu odbywała się jakaś konferencja, z wieczorną dyskoteką – nawet byśmy o tym nie wiedzieli, gdyby nie poinformowała nas obsługa. Wielki plus.
Jeśli wybieracie się z dziećmi z pewnością docenicie plac zabaw – ładnie położony i zadbany, chociaż nie poraża wielkością. Dla nas bardzo ważny był Klub Malucha, pełen zabawek, czysty i przyjazny dzieciom. Leon i Mila spędzali tam czas podczas oczekiwania na posiłki czy w trakcie naszych przerw kawowych. Sympatyczna i pomocna obsługa (choć widać, że dla niektórych to pierwsze kroki i pomyłek nie brakuje :P) bez żadnego problemu przynosiła nam napoje i jedzenie do stoliczków znajdujących się naprzeciw Klubiku, więc mogliśmy (dla odmiany od codzienności ;)) zjeść w spokoju. No, względnym. Bo czy można nazwać spokojem bycie obrzuconym kluskami z pomidorówki? Ograbionym z pysznego deseru? I soku?! Mediowanie w kłótni kilkulatków (wielokrotne!)?!?!?! No, ale ponosi mnie szczerość w tym momencie ;)
Największą jednak zaletą Skansenu jest strefa basenowo – rekreacyjna. Czułam się tam wspaniale, być może przez optymalną temperaturę i wilgotność. Nic nie jest bardziej wkurzające jak basen, na którym dzieciaki po kwadransie zaczynają szczękać zębami (a w Warszawie jest takich kilka). Brawo za ogromne jacuzzi z ciepłą wodą – zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne. Bardzo miło było siedzieć sobie w październikowe popołudnie w ciepłych bąbelkach i patrzeć na żółknące liście spadające z pobliskich drzew. Oprócz tego sporej wielkości brodzik i basen sportowy, a także trzy sauny i ogromna balia z lodowatą wodą (ah, jak cudownie było do niej wskoczyć po seansie w suchej saunie!).
W hotelu znajduje się też wypożyczalnia rowerów (w tym takich jakby samochodzików dla dzieci), siłownia, a nawet piękna sala koncertowa. Dużym plusem jest sąsiedztwo Skansenu, gdzie można wybrać się na malowniczy i interesujący spacer, przejechać konno czy bryczką i posłuchać ciekawych historii o mazowieckich wsiach. W wielu gospodarstwach na jego terenie mieszkają zwierzęta – kury, świeżą trawą, że musieliśmy wspiąć się na wyżyny rodzicielskiej perswazji, aby ruszyć dalej ;) kaczki, indyki, kozy, konie, a nawet królik czy bocian. Dzieciaki piszczą z zachwytu, jedynym problemem może być odciągnięcie ich od zwierzęcych zagród. Mila tak się zaparła, żeby karmić kozę.
Jeśli chodzi o jedzenie – bez fajerwerków. Powiedziałabym, że poziom w karcie jest bardzo nierówny – od przepysznego czekoladowego ciastka, serwowanego z płynną, gorzką czekoladą, przez całkiem przyzwoitego schabowego, aż po raczej słabiutkiego śledzia i niesmaczny (ale wyglądający pięknie!) tatar. Śniadanie bez zarzutu, z wielkim wyborem i uzupełnianym systematycznie aż do zamknięcia bufetem.
Na najniższym poziomie budynku jest Folkbar, a w nim znajdują się dwa tory do kręgli, stoły bilardowe, piłkarzyki i stół do cymbergaja – wieczornych rozrywek na pewno Wam nie zabraknie :) A ci, co piją piwo (bo ja jakoś nie) twierdzą, że mają tam wyjątkowo smaczny lany browar (szczególnie pszeniczny).
Ogólnie z przyjemnością wystawiłabym szkolne 4+. Być może wrócimy tam, gdy zmęczy nas codzienność i szukać będziemy krótkiego wytchnienia. Wam to miejsce polecam i uśmiecham się oczywiście o udostępnienia – może inni też skorzystają z rekomendacji?