Historia jest pozornie prosta: Leon od tygodni snuł rozważania, o co chciałby w liście poprosić świętego Mikołaja. Pomysłów były wiele, zmieniały się jak w kalejdoskopie, koniec końców, zadowolony z siebie oświadczył, że prosi o lasso.
Najpierw poczułam zdziwienie – no bo jednak lasso to prezent nietypowy, trzeba przyznać. Zdziwienie mieszało sie też z dumą, no bo ten synek taki skromny. Nie wymyśla, nie wydziwia, chciałby po prostu lasso. Super.
Zdziwienie i duma powoli ustępowały miejsca smutkowi, gdy okazało się, że sprzedawczynie w odwiedzanych przeze mnie sklepach z zabawkami patrzą na mnie z mieszanką politowania i jednak obawy, że mam nie po kolei w głowie. Nie ma, nigdzie nie ma. Lasso ostatnio widziane było w westernie sprzed wojny… Smutek przenikał się z frustracją, no bo co za matka nie potrafi spełnić takiego prostego zwyczajnego marzonka swojego dziecka.
Podzieliłam się tym ze swoją przyjaciółką, która przemyślała sprawę i niedługo napisała mi sms: “Kup mu po prostu kawałek sznurka”. No, genialne w swojej prostocie. Lasso to sznurek, kupię sznurek, powiem, że to lasso, spełnię marzenie, będzie pięknie. Euforia.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Raźno, wraz z Mamą i Milą, udałam się na dział budowlany do Castoramy, gdzie znalazłam odpowiednią linę. Ucięłam 4 metry i szczęśliwe pognałyśmy do kasy. Tu na uwagę zasługuje mina kasjerki, bo gdy ona nabijała cenę, ja zwróciłam się do Mamy: “no, teraz gdy mamy już taki sznur, święta nie mogą się nie udać”. Tak, chyba konsternacja to odpowiednie słowo, aby ją określić.
Pakowanie, choinka, odpakowywanie. Leon niezmiernie zadowolony, a moja satysfakcja ogromna. Po pierwsze, bo prezent się spodobał, więc spełniłam marzenie swojego dziecka. A po drugie – że udało nam się tak wychować dziecko, by cieszyło się z drobiazgów. Super, ekstra.
I zaskoczeniem jest tylko poczucie klęski, które towarzyszy mi już od Wigilii… Okazało się bowiem, że ulubionym zajęciem Leona jest teraz łapanie Mili na lasso i wiązanie jej tym sznurem (oraz próby prowadzania jej po całym domu na sznurku…). Mila oczywiście nie może się wydostać, krzyczy wniebogłosy, a Leny wierzy, że jest kowbojem, którego zadaniem jest ukarać ZŁOCZYNKĘ. Powinnam zarekwirować sznur, no ale przecież… to prezent od Mikołaja, tak?!
Hahahahha ale sie usmialam… świetny tekst
Napięcie narasta w miarę czytania. A na końcu idealna pointa ?