Mama, której nie ma

Opowiem Wam dziś niezwykłą historię zwykłej rodziny.

Paulina to mama dwójki dzieci: Helenki i Jasia. Od kilku lat szczęśliwa żona Wojtka, krakuska w Warszawie, szczupła szatynka w okularach. Od zawsze marzyła o trójce dzieci, podobnie jak ja. I również podobnie – odkładała to na “trochę później”. Chciała, żeby Helenka była trochę starsza, żeby w pracy się ułożyło i jeszcze, żeby Jaś ciut mniej jej potrzebował. Oprócz matkowania swojej ukochanej dwójce i dbania o domowe ognisko, Paulina wiodła bardzo aktywne życie zawodowe. Zajmowała menedżerskie stanowisko w jednej z największych polskich firm, jako jedna z niewielu kobiet w kraju była specjalistką od rynku energetycznego.

Żyli z Wojtkiem życiem szczęśliwym, pełnym codziennych, drobnych radości, a czasem – kłopotów, ot – jak każda z nas. Od pierwszych miesięcy znajomości dbała, żeby Wojtek angażował się w prace domowe i życie rodziny. Ich związek był zdecydowanie partnerski. Lubiła fotografować, szczególnie swoje dzieci. W wolnym czasie kisiła ogórki i zastanawiała się, jak można pomóc innym kobietom – w ich drodze zawodowej lub macierzyńskiej. Marzyła, by kiedyś działać na rzecz innych. Myślę, że mogłabym się zaprzyjaźnić z Pauliną. A Ty?

Mama której nie ma…

Wiadomość o ciąży przyjęła z radością. Gdy podczas USG dowiedziała się, że urodzi drugiego chłopca – była najszczęśliwsza na świecie. Może dlatego, że wokół w rodzinie prawie same dziewczynki i to było takie niespodziewane? Starała się przygotować Helenkę i Jasia na pojawienie się braciszka, jak każda z nas układała w myślach różne scenariusze i szykowała się na życiową rewolucję i bycie mamą trójeczki. Paulina chciała urodzić w domu. Przy poprzednich ciążach nie miała na to szansy z powodu niesprzyjających wyników badań. Tym razem udało się uzyskać kwalifikację do porodu domowego. Był koniec listopada, ulice strojne już w bożonarodzeniowe ozdoby. To miało być piękne Boże Narodzenie, najpiękniejsze, bo pierwsze w piątkę.

Dzieci wyszły do przedszkola i szkoły, a Paulinie odeszły wody. Niestety były zielone, więc położna natychmiast zawiozła ją do szpitala. Najlepszego w Warszawie, tego, do którego tak trudno się dostać. Poród przebiegł błyskawicznie. Trzy godziny i Staś pojawił się na świecie. Oboje czuli się doskonale, uśmiechnięta Paulina karmiąca piersią to ostatnie szczęśliwe wspomnienie Wojtka z Nią w roli głównej.

Dzieci z niecierpliwością czekały na powrót mamy i nowego braciszka do domu. Tak naprawdę to… dalej czekają.

Bo Paulina nigdy nie wróciła.

A dzieci… jak to dzieci – nigdy nie przestaną tęsknić i wypatrywać matki. Dzień po porodzie zaczęło się z nią dziać coś dziwnego, coś, czego nie uchwycili nawet lekarze. Później sprawy potoczyły się szybko, bardzo szybko: konsultacja lekarska, transport do innego szpitala, wprowadzenie w śpiączkę farmakologiczną. I śmierć. Wszystko w siedem dni.

Co się stało? To pytanie pojawia się w głowie każdego, kto poznaje Jej historię. Jak bumerang wracało do Wojtka przez długie tygodnie i miesiące. Włożył dużo wysiłku, aby dowiedzieć się CO TAK NAPRAWDĘ się stało. I dlaczego. Nie poznał odpowiedzi, wciąż na nią czeka. Na odpowiedź, bo na Paulinę już coraz mniej. Coraz mocniej dociera do Niego, że został sam z ich wymarzoną trójką dzieci. Śledztwo w tej sprawie trwało ponad 2 lata, a mimo to prokuraturze nie udało się rozwikłać szpitalnej zagadki. Są hipotezy, ale to nie miejsce, ani moment. Może jeszcze kiedyś uda się znaleźć odpowiedź na pytanie: co TAK NAPRAWDĘ się stało? Mamy czas, całą wieczność, bo to przecież i tak niczego już nie zmieni.

Została okropna, cholerna pustka.

I troje dzieci, z czego jedno miało mamę tylko przez dobę. Choć może to właśnie jemu jest najłatwiej? Nie tęskni, nie zna innego życia. Helenka i Jaś tęsknią i czekają. Razem z tatą powiesili w wielu miejscach domu zdjęcia Pauliny. Patrzą na nią przy śniadaniu, zerkają podczas oglądania bajki i wieczorem, choć na chwilę, w nadziei, że mama się przyśni.

Jeśli kiedyś spotkasz któreś z nich, nie pytaj o marzenia. Bo kiedy kilkulatek mówi, że absolutnie jedynym, czego chce w życiu to przytulić się do swojej mamy, to trudno znieść tę odpowiedź nie roniąc łez i nie zapadając się w sobie… Nieważne jak silny, odważny i dorosły jesteś.

Paulina trochę przygotowała Wojtka na samodzielność – nauczył się myć okna i kisić ogórki. Robi i to, i wiele innych, drobnych rzeczy – po to, żeby poczuć się bliżej niej. Jakby robienie tego, co ona robiła, zbliżało ich do siebie. Zadbał o dzieci, stał się ich ojcem i matką. Nie miał wyjścia tak po prawdzie – jedyną opcją było stanąć na wysokości zadania.

.

Jednak kiszenie ogórków i wieszanie zdjęć w każdym zakątku mieszkania nie wystarczają. Okazało się, że to było za mało. Nagła niespodziewana śmierć młodej osoby pozostawia wyrwę, której nikt i nic nie zapełni. Ci, którzy zostają, już na zawsze naznaczeni będą brakiem: komuś zabrakło mamy, komuś córki, komuś siostry. A ktoś stracił pół świata…

Z potrzeby wypełnienia tej pustki, Wojtek założył fundację. Fundację im. Pauliny Dreżewskiej. Chciał, aby zarówno ideały, jak i imię żony żyły dalej. Aby za jej pośrednictwem Paulina mogła zrealizować swoje marzenia – wspierać kobiety w drodze zawodowej, w macierzyństwie i w organizowaniu życia.

Na czele fundacji stanęła bratowa Pauliny, Magda. Dwoi się i troi, aby wieść o oferowanych szkoleniach i warsztatach docierała jak najszerzej do warszawskich mam. Czym obecnie zajmuje się fundacja? Trzy flagowe projekty to:

Warsztat “Jak nie być perfekcyjną mamą” – dedykowany dążącym do perfekcji mamom oraz kobietom, które przymierzają się do nowej roli życiowej i są pełne obaw, jak sobie poradzą. O tym, że życie nieidealne może być piękne, szczęśliwe i spełnione.

Szkolenie “Zbuduj odporność według własnego przepisu” – o tym, jak za pomocą diety wzmacniać odporność swojej rodziny. Dyskusje przy (zdrowo!) zastawionym stole, z których uczestniczki wynoszą nie tylko wiedzę, ale również konkretne przepisy.

Spotkania “Przełam niepewność raz na zawsze”, których celem jest podniesienie poczucia własnej wartości poprzez naukę komunikacji ze sobą, zaakceptowanie siebie, odkrywanie swoich mocnych stron i naukę pozytywnego myślenia.

.

Będzie nam bardzo miło, jeśli udostępnisz ten post, szepniesz o fundacji swoim znajomym albo… zapiszesz się po prostu na warsztaty. Tam w serdecznej atmosferze spotykają się wyjątkowe kobiety, by dzielić się swoją wiedzą. I nie tylko wiedzą, ale przecież nie mogę zdradzić wszystkiego, prawda?

Jak pisała Wisława Szymborska:

“Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci”

Więcej informacji o Fundacji oraz terminy najbliższych szkoleń znajdziecie TUTAJ.

Subscribe
Powiadom o
guest
9 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Doska
Doska
6 lat temu

Czy w ramach warsztatów można by coś przygotować dla ojców ktorzy zostają sami z dziećmi po smierci mamy?

Kasia
Kasia
6 lat temu

Nie da się nie płakać czytając tę historię… ☹️

Anka
Anka
6 lat temu

Łzy same płyną, jak się czyta tą historię. Współczuję rodzinie, przede wszystkim dzieciom, że już nigdy nie przytulą się do mamy ??

Magda
Magda
6 lat temu

A ten super szpital to nie Bielanski przypadkiem? Bo mnie też tam mało nie zabili po porodzie i wody w usta nabrali wszyscy!

Jola
Jola
Reply to  Magda
6 lat temu

Też jestem ciekawa co to za szpital,np.mi na żelaznej podali lek na ktory jestem uczulona i taką informację mieli w karcie,na szczęście go nie wzięłam -przeczucie,pielęgniarka, która mi go przyniosła zorientowala się po jakimś czasie i przyszła sprawdzić czy już połknęłam czy leży jeszcze na stoliku,nie usłyszałam nawet przepraszam tylko pretensjonalne pytanie co mi się po nim dzieje-brak słów.

Agnieszka
Agnieszka
Reply to  Magda
4 lat temu

Mnie też ale to było 20 lat temu.

Akni
Akni
6 lat temu

Szkoda ze takie drogie te warsztaty..

Ola
Ola
4 lat temu

Nie dalam rady przeczytać do konca.
Tak, zapadlam sie w sobie. To dobre okreslenie.
Wlasnie dowiedziałam sie, ze jestem w ciąży. W drugiej, tak upragnionej jak pierwsza, choc niespodziewanej.
Takie historie jak ta sprawiaja, ze najchetniej wzielabym moja 4-letnia corke i nawet na sekundę nie wypuściła jej z uscisku. Nigdy.
Zycie pisze czasami scenariusze, ktorych nikt nie powinien doswiadczac. A juz najmniej dzieci.

Monika
Monika
4 lat temu

Wzruszyłam się bardzo?
Domyślam się co czuje Wojtek, bo codziennie patrzę na mojego syna którego żona tez nie wróciła ze szpitala, baa, szpital „zadbał” żeby z niego nie wróciła, a Nasz syn został z ośmiomiesięcznym synkiem (tez Wojtkiem ?),