Leon miał wtedy 3 dni. Wyszliśmy ze szpitala do domu, radość mieszała się z niepewnością. Niepewna byłam głównie tego czy to na pewno legalne, że ktoś tak nieogarniające dziewczynie jak ja na serio powierzył noworodka. I czy to już tak na stałe?!
W domu czekali na nas moi Rodzice, chcący przywitać wnuka. Ich obecności nie umiałam ani docenić, ani się nią cieszyć. Paraliżował mnie strach, że zrobię coś nie tak. A przecież tak bardzo chciałam pokazać, że “wspaniale sobie radzę”. Aha. Od tego zdania zaczyna się spora część anegdot w moim życiu. Oczywiście tak było i tym razem: kiedy ja weszłam do domu z Leo, Tomek nosił bagaże. Niezrażona (i obolała po cesarce) szamotałam się z fotelikiem, próbując wyswobodzić syna. Nie muszę chyba dodawać, że była to walka bardzo niewyrównana?! Kiedy już miałam odtrąbić sukces, bo wyjęłam dziecko z tej plątaniny szelek, sprawy się nieco skomplikowały. Mokra pielucha. W zasadzie mokra pielucha, spodenki, kombinezon i troszkę, prawie nieznacznie, fotelik.
Nadrabiając miną, zabrałam się za przewijanie. W szpitalu robił to głównie T., więc serio wspinałam się na wyżyny koncentracji i zręczności. Stół, na nim kocyk, na kocyku dziecko, milion ubranek do rozpięcia (wszak dziecko lutowe, wiadomo). Zdjęłam starą pieluchę i oddałam się rozmyślaniom, gdzie dokładnie jest przód nowej. I wtedy… to się stało.
Leon po prostu zaczął sikać. Obsikał siebie, kocyk, stół, mnie i sporą część podłogi wokół. Choć trwało to kilka sekund, mi wydawało się wiecznością, a mimo to – nawet nie drgnęłam. Sytuacja mnie niemalże sparaliżowała. Moi Rodzice parsknęli zgodnie śmiechem, a ja byłam o krok od płaczu. Czułam się tak nieporadna, że nie opiszą tego żadne słowa.
Dziś, od tamtych wydarzeń minęło 6 lat. Wciąż się uczę i potykam, jednak na samo wspomnienie owego przewijania, śmieję się na głos. Opadł stres, hormony, minęło zmęczenie. Mogę uczciwie powiedzieć, że wyszłam na macierzyńską prostą. I stąd ten tekst – dlatego, że rozumiem, jak ważne jest psychologiczne wsparcie od pierwszych dni rodzicielstwa. I takie podejście zawsze będę wspierać. Aktualnie odnajduję je w kampanii Emolium „Wspieramy Was od 1. dnia”. Właśnie rusza jej druga edycja.
Nie jesteś sama
Wiele młodych matek narzeka w pierwszych miesiącach po urodzeniu dziecka na poczucie osamotnienia i wyobcowania. Fakt, świat staje na głowie. Zamiast jednak smucić się z tego powodu… stań razem z nim! To wyjątkowy okres w Twoim życiu, do którego będziesz za kilka miesięcy czy lat wracała z ogromnym sentymentem. Nie pozwól sobie, aby cokolwiek zatruwało te chwile.
Przede wszystkim wspierajcie się wzajemnie z partnerem, rozmawiajcie spokojnie i szczerze. Im wcześniej zaczniecie, tym lepiej. Angażując ojca w opiekę nad dzieckiem, zrobisz wiele dobrego zarówno dla ich relacji, jak i dla samej siebie. Staraj się nie krytykować i nie poprawiać – to schemat, w który wpada sporo par. To nic, że pieluszka będzie krzywo zapięta albo że dziecko na spacer wyjdzie w dwóch różnych skarpetkach. Za każdym razem, kiedy korci Cię, żeby powiedzieć czy pokazać mu JAK TO SIĘ ROBI, ugryź się w język. Pomyśl – jeśli Ty czujesz się niepewnie, dla większości mężczyzn obsługa niemowlaka jest jak lot rakietą kosmiczną. Pozwól tatusiowi się mylić!
Nawet jeśli na imię masz Zosia, a na drugie Samosia, naucz się prosić o pomoc czy radę. Zarówno partnera, jak i osoby z Twojego otoczenia, rodzinę czy sąsiadów. W ten sposób budujesz swoją sieć wsparcia. Będzie Ci łatwiej, poczujesz się częścią wspólnoty, a przy tym będziesz mogła odpocząć i złapać dystans, którego tak bardzo nam czasem w doświadczaniu macierzyństwa brakuje. Szczera rozmowa będzie też sposobem na umocnienie Waszych relacji.
Nie jesteś perfekcyjna
Oswój to i zaakceptuj. Żyjemy w dziwnych czasach – z jednej strony wszyscy wokół trąbią, że ideałów nie ma, z drugiej – praktycznie każdy zamęcza się gonieniem za perfekcyjnym życiem. Nie jesteś i nigdy nie będziesz perfekcyjną mamą. Ja też nie. Ani Twoja koleżanka, ta, która za taką się ma ;) Zawsze, naprawdę zawsze, można zrobić coś lepiej/ładniej/bardziej/mądrzej. I co z tego?! Jesteś wystarczająco dobrą mamą, dziewczyną, kobietą. Bądź wyrozumiała dla swoich błędów, oceniaj się jak życzliwy przyjaciel, nie bezlitosny sędzia. Perfekcyjny rodzic nie istnieje, wszyscy możemy być co najwyżej “wystarczająco dobrzy”.
Prawdopodobnie spotkasz na swojej drodze ludzi, którzy poczęstują Cię nieproszonymi radami albo będą krytykować Twoje wybory. Będą wiedzieli lepiej, jaki sposób porodu czy karmienia jest “lepszy” albo czy dziecko powinno mieć czapeczkę, być noszone w chuście i kiedy “musi” nauczyć się mówić. Miej dla nich wszystkich jedną radę, podsłuchałam ją u Leona (lat 6), który zmęczony udowadnianiem Mili (lat 2), że nie jest kotem, powiedział po prostu: “pozwalam Ci w to wierzyć”. Uznał, że szkoda czasu i energii na kolejne minuty przekonywania dwulatki, że nie jest zwierzęciem, z drugiej strony trudno mu było odpuścić i po prostu odejść. Podsumował więc ich rozmowę w bardzo prosty i trafny sposób. Pożyczyłam go sobie od niego, a teraz tę pożyczkę przekazuję Tobie.
Cokolwiek się będzie działo – zaufaj intuicji, ona będzie najlepszym przewodnikiem w rodzicielskiej drodze.
Nie wszystko jest ważne
Sztuka odpuszczania (sobie i innym) jest trudna. Warto ją jednak opanować, bo wtedy żyje się lżej. Nie ma co ukrywać, że pierwsze dni, tygodnie i miesiące rodzicielstwa to czas pełen wyzwań. Bez znaczenia czy właśnie urodziłaś pierwsze czy trzecie dziecko, czy maleństwo od początku przesypia noce czy budzisz się co kwadrans. Podobno czasem zdarzają się bezproblemowe dzieci, ja jednak myślę, że to historia z tej samej książki, jak ta o krasnoludkach. Niby ktoś, gdzieś, kiedyś widział, ale czy dałabyś się pokroić za to, że istnieją?
Każda mama i każdy tata napotka na swojej drodze trudności, przyjdą do Was chwile zwątpienia i nieprawdopodobnego zmęczenia. Nie jesteście w tym sami. W każdym bloku, każdej dzielnicy w każdym mieście świata, ktoś właśnie wstaje po raz piąty tej nocy do swojego dziecka. Damy radę – Ty, ja, każdy z nas.
Odpuść wiele rzeczy, aby zadbać o to, co ważne. A w tym pierwszym okresie najważniejsi jesteście Wy. Dziecko, Ty i Twój partner. To moment na tworzenie więzi z dzieckiem, więzi, która połączy Was na całe życie… Na pewno instynkt macierzyński podpowie Ci, jak najlepiej tę więź między Wami tworzyć. Istnieje wiele sposobów, jednym z nich jest karmienie piersią. Ssanie piersi matki to nie tylko najlepsze odżywianie noworodka, ale również bezcenna bliskość – ciepło mamy, je zapach, bicie serca. Na powodzenie naturalnego karmienia duży wpływ ma wczesne przystawienie do piersi po porodzie, ale także coraz bardziej popularny system rooming-in. Jego założeniem jest nie rozdzielanie noworodka od matki – dziecko zostaje w ruchomym łóżeczku we wspólnym pokoju. Udowodniono naukowo, że te pierwsze wspólnie spędzone godziny i dni nie tylko wzmagają laktację, ale również pomagają tworzyć i wzmacniają więź emocjonalną.
Jeśli jednak z jakichś względów nie karmisz piersią, pamiętaj, że butelka podawana z miłością, również przyczynia sie do umacniania Waszej relacji. Bardzo ważny jest też dotyk: przytulanie, noszenie, masaż. Tą bliskością ładujesz baterie dziecka na całe życie…
Nigdy nie jest za wcześnie na rozmowę z małym człowiekiem, nawet noworodek lubi słuchać Twojego głosu. W końcu czekał tyle miesięcy, żebyś mu opowiadała świat! Zatem mów, mów do niego, niech to będzie początek Waszego dialogu na wiele, wiele lat.
Pamiętaj jednak, aby w tym rodzicielskim szaleństwie znaleźć też czas dla siebie. Choćby chwilę, chwileczkę krótką. Łap je i doceniaj. Prześpij się jak tata zajmuje się dzieckiem. Idź na spacer albo rower. A może umów się z przyjaciółką na kawę? Cokolwiek sprawia Ci przyjemność – rób to. Nawet jeśli początkowo będą to tylko ułamki chwil, jeśli wprowadzisz zasadę dbania o wewnętrzną równowagę i swój czas bez dziecka, z czasem będzie tylko lepiej.
Jest jeszcze jedna osoba, o której w tym szaleństwie najłatwiej zapomnieć: Twój partner. Kiedyś przeczytałam wspaniałą radę: jak zostaniesz matką, powieś nad kołyską swojego dziecka, zdjęcie jego ojca. Żebyś nigdy nie zapomniała, że jest ono owocem Waszej miłości. I że to ON był początkiem wszystkiego. Jeśli znajdziesz czas i siłę, aby pielęgnować tę relację, całej trójce wyjdzie to na dobre.
Fajny tekst. Szkoda, że nie przeczytałam go przy pierwszym dziecku. :)
Wiesz co? Ja też żałuję, że nie wiedziałam tego wszystkiego przed pojawieniem się Leona. A nawet jeśli coś tam czułam, to nie miałam zaufania do swojej intuicji…
Tak samo się czułam gdy wróciliśmy ponad 7 miesięcy temu do domu z naszą wymarzoną Anią.. W szpitalu gdy zapytałam położnej czy pokaże mi jak zmienić pampersa, bo w całym swoim życiu zmieniałam tylko 2-letniej chrześnicy to spojrzała na mnie krzywo i powiedziała “nie ma różnicy”.. Według mnie była różnica bo Hani powiedziałam “Haniu trzymaj nogi w górze” i ona je trzymała.. A moja Ania no to nie bardzo? za każdym razem zmienianie pampersa to był horror z trzęsącymi się rękoma. Po powrocie do domu na szczęście byliśmy sami, ale też okazało się, że Ania jest caaaaaaała mokra.. Teraz się… Czytaj więcej »
Bo koniec końców… my, mamy, często różnimy się jak dwie krople wody :)
Ha ale tekst! Płynnie od śmiechu przeszłam do wzruszenia. Dzięki!
Bardzo ważny tekst. Żałuję bardzo, że nie umiałam zadbać sama o siebie i nie umiałam prosić o pomoc, kiedy nikt nie dostrzegał jak bardzo się męczę i jaka jestem samodzielna i samotna.
Po porodzie pierwszego dziecka wpadłam w depresję, która jak dochodzę do wniosku teraz – po 5 latach – wcale nie minęła. Została tylko uśpiona ilością nowych obowiązków oraz drugim dzieckiem.
Tak skupiałam się na obsłudze dzieci, że zapomniałam kochać siebie, partnera i dzieci. Źle to się kończy…