Jedzenie w Singapurze to temat nie na blogowy post, ale na książkę. Albo – na całą serię książek. Nie bez powodu singapurczycy twierdzą, że ich sporty narodowe to robienie zakupów i jedzenie. Czas podczas posiłku umilają sobie często… planując, gdzie zjedzą kolejny! (i nie, to nie jest żart!).
Zanim przejdę do sedna, opiszę Wam zabawną, a przede wszystkim – prawdziwą historyjkę. O Hawker CHAN dowiedziałam się sporo wcześniej, na kilka tygodni przed naszą podróżą do Singapuru. Wiedziałam więc dokąd chcemy iść i mniej więcej, w której części miasta powinniśmy tego miejsca szukać. Po długim popołudniu spędzonym w Chinatown, zgłodnieliśmy. Oczywistym było, że chcemy pójść spróbować kultowego kurczaka w sosie sojowym. Chwilę kręciliśmy się między wąskimi uliczkami, aż doznałam olśnienia – niech poprowadzi nas Google Maps. Co jak co, ale wiedziałam tylko, że chcę iść do gwiazdkowej restauracji Michelin, absolutnie nie pamiętałam nazwy. Wielkie było moje zdziwienie, kiedy wpisałam hasło „gwiazdkowa restauracja”, a w najbliższej okolicy, takiej wiecie – w zasięgu dwóch, trzech ulic – pomocny Google wskazał nam ich… osiem. Po powrocie, z ciekawości sprawdziłam – w Singapurze znajduje się 39 gwiazdkowych restauracji Michelin. Nieźle, co?
Hawker CHAN, czyli jedzenie prosto z budki
Chen Chan miał marzenie – karmić ludzi dobrym jedzeniem. Pochodzi z Malezji, z biednej rodziny. Niedługo po piętnastych urodzinach zrezygnował z nauki, aby pomóc w utrzymaniu młodszego rodzeństwa.
Nie wadził nikomu, serwował w jednej z dziesiątek budek w Chinatown swoje kurczaki w sosie sojowym po 3 dolary i był szczęśliwy. Z biegiem czasu rosła kolejka chętnych spróbować jego specjalności zakładu. Któregoś dnia odwiedził go przedstawiciel Michelin, aby poinformować go, że został wyróżniony gwiazdką. Ucieszył się, uśmiechnął, uścisnął mu rękę… i wrócił do pieczenia kurczaków. Jego stoisko było coraz bardziej oblegane, kolejki rosły, a on dalej nic sobie z tego nie robił. Postanowił, że niczego nie chce zmieniać, nie będzie podnosił cen, ani szykować innych dań. Ma być prosto i smacznie, tak jak w założeniach.
Nie uległ pokusie otworzenia wielkiej restauracji, nie sprzedał marki (choć podobno nosił się z takim zamiarem – recepturę na swojego kurczaka wycenił podobno na… dwa miliony dolarów), nie podniósł cen. Do dziś za 1,5 dolara można kupić jego popisowe danie, w starym miejscu, na starych zasadach. Ponieważ zainteresowanych przybywało, zgodził się otworzyć większy (i klimatyzowany) lokal, specjalnie dla turystów. Tam, z racji kosztów najmu, każde danie jest o dolara, góra dwa, droższe. Warto jednak wybrać się do pierwszego miejsca, choćby z racji współdzielonego stołu. Z czasem popularność rosła jeszcze bardziej, pan Chan zaczął sprzedawać franczyzę, obecnie istnieje już kilkanaście lokali pod jego szyldem i wciąż powstają kolejne.
Najtańsza restauracja z gwiazdką Michelin na świecie
W Hawker CHAN karta jest krótka i od lat niezmienna. 3 rodzaje mięsa, przy czym kurczak uznawany jest za specjalność zakładu. Do tego ryż lub makaron – gotowane lub smażone. Prosto i wręcz taśmowo, bo o wolny stolik trudno tu o każdej porze dnia i nocy. Szef kuchni sam przygotowuje specjalną marynatę do mięs i osobiście szkoli każdego kucharza, który dołącza do zespołu. Wciąż jednak więcej w tym ideałów niż chęci monetyzowania swojej działalności.
Takie to niedzisiejsze i dziwne, prawda? W tym wyścigu szczurów i walce o PLNy ktoś postanawia mieć mniej niż by mógł. I pasję, a wręcz misję gotowania, stawia wyżej niż materialne korzyści swoje i swojej rodziny. Mimo że jadłam w Singapurze dania, które bardziej mi smakowały, najcieplej wspominam właśnie tego kurczaka w sosie sojowym, w najtańszej restauracji świata z gwiazdką Michelin. Bo jedzenie pewnie, że warto spróbować. Jednak tym, co dla mnie znacznie bardziej inspirujące, jest niezłomna postawa właściciela. A poza tym – chyba wszyscy lubimy takie bajkowe historie, które przytrafiają się zwykłym ludziom, prawda?
I jak jedzenie? Można odczuć, ze jest ta gwiazdka?
Warto wiedzieć :)