10 rzeczy, których nie wiedziałam o macierzyństwie, zanim zostałam matką

Czego nie wiedziałam o macierzyństwie przed porodem?

Przed porodem chciałam dowiedzieć się o macierzyństwie jak najwięcej. Cieszyłam się każdą chwilą ciąży i marzyłam o wspólnych chwilach z dzieckiem. Czytałam książki o pielęgnacji i wychowywaniu maluchów. Są jednak w życiu rzeczy, na które nie można się w pełni przygotować. I narodziny dziecka są jedną z nich.

Czasem wracam myślami do okresu ciąży i uśmiecham się sama do siebie. A może raczej śmieję się sama z siebie, myśląc: co ty kobieto wiedziałaś o macierzyństwie. Wiecie jak to jest – większość z nas przygotowuje się psychicznie i fizycznie do powitania dziecka na świecie, ale i tak zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne. Dziś przedstawiam Wam mój subiektywny ranking rzeczy, o których nie miałam pojęcia, zanim zostałam matką.

1. Czym jest prawdziwe zmęczenie…

To jest mój absolutny „top of the top” tej listy. Wiedzieć, że się będzie zmęczoną, a być zmęczoną, to dwa bieguny. Nie byłam ignorantką, wszak która z nas nie została w ciąży poinformowana przez mamę, babcię, ciocię, że „powinnaś wyspać się na zapas”. Wtedy uśmiechałam się z politowaniem. Przecież widziałam na spacerach kobiety z wózkami – sielanka. Skoro one spacerują i ładnie wyglądają, to nie może być tak źle. Nie wiedziałam, że te które spacerują to szczęściary, których dzieci śpią w wózkach.

Dziś już wiem, że są i takie maluchy, które odmawiają współpracy w tym zakresie, ale ich matek nie widać na ulicy z wózkiem. Zmęczone kołyszą latorośle w ramionach, karmią piersią i martwią się, czy wszystko z nimi dobrze. I nie śpią po nocach – to jest najtrudniejsze. Wierzcie mi jestem wytrzymała i pracowita, ale brak snu zwali z nóg każdego mocarza. I to nie jest taki brak snu, jak po imprezie, gdy wracasz nad ranem i śpisz do oporu. O nie! To jest nieustanny brak snu, którego nie można nadrobić weekendem – chyba, że mąż jest w domu i uratuje naszą umęczoną duszę przejmując w sobotni poranek malucha. To jest możliwe, ale tylko wtedy, gdy nie karmisz piersią. W przeciwnym wypadku o nieprzerwanym śnie możesz na jakiś czas zapomnieć. 

Są wśród nas takie wojowniczki, u których ten czas trwał wiele miesięcy. Często nawet kilkulatki budzą się w nocy, ale umówmy się – to już nie jest problem, gdy możesz malucha przytulić i spać dalej.

Dziś uważam, że kiedyś wydawało mi się tylko, że bywam zmęczona, a prawdziwe zmęczenie poznałam po narodzinach dzieci. Ono wiązało się z brakiem możliwości regularnego odpoczynku w przewidywalnym czasie. Czasem bywa bardzo trudno.

2. Wychowywanie to nie jest bułka z masłem

Zanim urodziłam dzieci, sądziłam, że ich wychowanie jest sprawą oczywistą, a o macierzyństwie wiem całkiem sporo. Trzeba być konsekwentną i zdecydowaną. Miłość i konsekwencja. Do tego rozmowa, wyjaśnianie i tłumaczenie. Co w tym skomplikowanego? Ha! Dziś wiem, że każde dziecko jest inne i podążając za jego potrzebami, trzeba postępować wobec niego indywidualnie. Owszem zasady są niezmienne, ale ich wprowadzanie w życie każdego dziecka, to już zupełnie inna sprawa. Jedno dziecko jest pewne siebie i przebojowe, drugie ciche, układne i łagodne. Nie ma jednego uniwersalnego sposobu na wychowanie dzieci.

3. Dzieci potrafią wyprowadzić z równowagi

Z natury jestem łagodna i spokojna. Nie pamiętam, by w dorosłym życiu ktoś mnie wyprowadził z równowagi. Oprócz dzieci. Nagromadzenie emocji, połączone z permanentnym zmęczeniem, brakiem snu i nadmiarem obowiązków, może świętego doprowadzić do skrajnych emocji. Bywało, że liczyłam do dziesięciu, żeby odzyskać spokój. Albo nawet… do 100 ;)

4. Jak szybko leci czas

Im jestem starsza, tym bardziej mam wrażenie, że czas przyspiesza. Odkąd mam dzieci – pędzi jak rakieta. Nie wiem, czy jest to związane z ilością obowiązków, ale mam wrażenie, że dzień biegnie za szybko. Tydzień przemija niepostrzeżenie, a miesiąc zanim na dobre się zaczyna, już się kończy. Moje – dopiero co narodzone dzieci – mają już kilka lat! A przecież kiedyś lato trwało wieczność! Zdaję sobie sprawę, że szybciej niż się zorientuję, moje dzieci będą nastolatkami, a potem wyfruną z gniazda, dlatego czerpię garściami z okresu, w którym jesteśmy. On już się nie powtórzy.

5. Ilość akcesoriów dla dzieci

Pudełko do podgrzewania chusteczek, szumiący miś, wanienki z podparciem, poduszka do karmienia, projektory z kołysankami, chusty do noszenia dzieci – zanim zostałam matką, nie wiedziałam o istnieniu tych rzeczy. Producenci dziecięcych akcesoriów odpowiadając na potrzeby rodziców wymyślają te wszystkie cuda – i chwała im za to! 

6. Cisza jest błogosławieństwem

W czasach zanim urodziłam dzieci lubiłam słuchać radia, muzyki – ten szum w tle zawsze mi towarzyszył. Dziś, jeśli tylko mam taką możliwość kontempluję ciszę. Słucham muzyki z dziećmi, ale nieustanny grad pytań, informacji, przekazu, jaki na mnie spada, sprawia, że czasem mam ochotę usiąść i delektować się ciszą. To zapewne wynik nadmiaru bodźców, jakie na nas spadają. Znacie to, prawda?

7. Częstotliwość wizyt u lekarzy

To było dla mnie duże zaskoczenie. Moje dzieci urodziły się zdrowe, a w pierwszych miesiącach ich życia miałam wrażenie, że nieustannie chodzimy do lekarzy. Szczepienia, bilanse, kontrola rozwoju bioder. Do tego dochodziły przeziębienia i konieczne wizyty u pediatry. Okulista, laryngolog, neurolog, gastrolog – niemal każde dziecko wymaga jakiejś konsultacji specjalistycznej. A mówimy o dzieciach, które są ogólnie zdrowe. Czapki z głów przed matkami, które muszą zmagać się z chorobami swoich dzieci. Jesteście wielkie, dziewczyny! 

8. Karmienie piersią nie jest oczywistością

Chodząc do szkoły rodzenia uprzedzano, że czasem bywa z tym trudno. Jednocześnie podkreślano, że to naturalna i najlepsza metoda żywienia dziecka. Myślałam, że skoro to naturalne, to jakoś dam radę. O święta naiwności! Karmienie piersią to nie tylko trud, ale ogromne poświęcenie. Musisz się zmagać z kryzysami laktacyjnymi, poranionym sutkami, płaczącym dzieckiem, które ma kłopoty z najedzeniem się, czasem dietą laktacyjną. Wszak zaraz pojawiają się kolki i nietolerancje. I nie możesz nigdzie wyjść, bo dziecko karmi się na żądanie. Owszem, możesz zrobić zapas mleka (jeśli nie masz akurat kryzysu laktacyjnego), ale boisz się, że maluch przyzwyczai się do butelki, i z karmienia piersią nici. Więc karmisz dziecko piersią i czasem zastanawiasz się, czy za chwilę nie oszalejesz. Spokojnie, to minie.

9. Dziecko nie rodzi się jako „tabula rasa”

Czasem przyszłe matki utwierdza się w błędnym przekonaniu, że dziecko rodzi się jako „biała kartka” i od rodziców zależy, jak ją zapełnią w procesie wychowania. Jako matka dwójki dzieci powiadam Wam – to nieprawda. Dzieci rodzą się z określonym charakterem. Są przebojowe, łagodne, empatyczne, wrażliwe, odważne – z natury. Do nas należy ukształtowanie tego diamentu. Oszlifowanie pewnych cech i wydobycie ich, aby nasz brylant lśnił pełnią swoich możliwości. 

10. Czym jest prawdziwa duma

W swoim życiu miałam wiele momentów, kiedy byłam dumna z siebie i bliskich. Pojawienie się dzieci sprawiło, że nie tylko bywam dumna znacznie częściej, ale ta duma unosi mnie na skrzydłach. Dumna jestem z małych – wielkich rzeczy, jakie robią moje dzieci: z pierwszych kroków, z pierwszych słów, z ich rysunków, wiedzy, umiejętności. Nie ma dnia, żeby nie była z czegoś dumna. I ta duma przypomina uczucie zakochania – motyle w brzuchu. Ile razy miałyście ochotę krzyczeć: patrzcie, to moje dziecko!

Właściwie, to zaskoczyło mnie więcej niż te dziesięć punktów. Wśród nich jest najważniejszy: absolutna miłość do dziecka. To ona sprawiła, że wszystkie niespodzianki są możliwe do zniesienia. I choć bywa niełatwo, to same wiecie, że warto.

.

Wiesz co – jeśli tu jesteś, chodź do mnie na Instagrama, będzie nam razem raźniej!

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments