Spędziliśmy kilka bardzo dobrych, rodzinnych chwil w sporym ogrodzie w samiuśkim centrum miasta. Jak to możliwe? Ano tak, że Sto Pociech, mieszczące się na warszawskim Nowym Mieście, dysponuje własnym magicznym ogrodem. W tym przypadku określenie “magiczny” ani odrobinę nie jest na wyrost – to miejsce przepiękne, choć niepozorne. Jestem jednak pewna, że chcielibyśmy spędzać tam swoje dzieciństwo… Ja bardzo!
Najlepiej o tym miejscu pisze sama Fundacja: “Chcemy, żeby dzieci, które mieszkają w wielkim, zabetonowanym mieście, mogły swobodnie szukać robaków, drążyć systemy kanałów i spontanicznie robić sto innych rzeczy, które im przyjdą do głowy. Dlatego teren jest nie do końca “urządzony”, może nawet trochę “zaniedbany”… Krzewy rosną swobodnie, żeby można było między nimi urządzać kryjówki, a w zaroślach pod płotem mieszkają jeże.”
To, o czym dziś chciałabym opowiedzieć, to nie ogród sam w sobie, a zajęcia, które są w nim cyklicznie organizowane. Może słyszeliście kiedyś o słynnym już w Warszawie Dniu Błota? Tak, jest organizowany właśnie tu. Nie mieliśmy przyjemności jeszcze w nim uczestniczyć, bo zazwyczaj bilety rozchodzą się jak świeże bułeczki. Niedawno dowiedziałam się, że ogrodowe zajęcia prowadzone są przez cały rok. Nieraz już przecież pisałam, że nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie, prawda? Cieszę się, że znalazłam miejsce, które skupia ludzi z podobnymi poglądami.
Dzieciaki bawią się tam wodą, piaskiem, patykami, szaleją w liściach, na trawie, szukają kasztanów i gąsienic, budują tamy i fosy, wspinają się, skaczą, brykają… Ufff. I wierzcie mi – wiele, wiele więcej, ich entuzjazm trudny jest do opisania. Większa część ogrodu przypomina skandynawski plac zabaw. Nie ma wiele plastiku, kolorów, najważniejsza jest natura i kontakt z nią. To tu, w tym skrawku miejskiego lasu, powstały podwaliny pod pierwsze w Polsce leśne przedszkole.
“Chcemy, żeby ogród był miejscem szczególnego spotkania się dziecka i rodzica: wspólnego leżenia na trawie, turlania się, obserwacji świata z perspektywy kolan. Chcemy, żeby rodzice ośmielili się i sami poczuli jak ważny jest kontakt z przyrodą. “
No nachwalić się nie mogę tego miejsca, też dlatego, że mocno brakuje mi natury. Czuję się wyrwana ze swojego wiejskiego świata – od 3 lat mieszkamy w Warszawie. Niby przeprowadziliśmy się tylko kilka kilometrów dalej, a jednak zmiana trybu i tempa życia jest ogromna. Ktoś, kto jak ja wychował się w lesie, chyba zawsze będzie tęsknił za intensywnym kontaktem z przyrodą, gdy zostanie zamknięty w domach z betonu… Z resztą nie wiem, może nie każdy. Ja na pewno tak. Gdybym mogła, chętnie wróciłabym do zieleni, przestrzeni i ciszy… Mam wielką nadzieję, że moje marzenie się kiedyś spełni.
Na wczorajszych zajęciach sprawdzaliśmy co ciekawego można robić zimą na dworze. Bo niestety ta pora roku jest u nas dłuuuuga, a kiedy już ulepimy kilka bałwanów, rozegramy parę śnieżkowych bitew, a nawet zamalujemy śnieg kolorami – pojawia się pytanie: CO BY TU JESZCZE? Ogrodowe zajęcia twórcze dostarczają odpowiedzi. I niekończących się inspiracji, z których będziemy korzystać przez następne mroźne tygodnie.
Przeprowadzaliśmy eksperymenty, wykuwaliśmy lód, ozdabialiśmy delikatnymi “mrożonkami” okoliczne drzewa. A to nie jest nawet połowa atrakcji! Mrożonymi balonami graliśmy w lodowego hokeja, tworzyliśmy lodowe świeczniki, obserwowaliśmy lód z każdej możliwej strony przy pomocy narzędzi badawczych. Ponadto sami wyprodukowaliśmy szron! A całość zakończyliśmy malowaniem barwionym lodem i układaniem witraży z barwnych szkiełek.
Niestety, z powodu smogu, na sporą część zajęć musieliśmy się schronić w budynku Stu Pociech. Żałowałam bardzo, bo pogoda trafiła się cudowna i dzieciaki biegały jak szalone z zaróżowionymi policzkami. Ale co zrobić…
Podoba mi się to, że choć warsztaty skierowane są do dzieci, uczestniczą w nich (i to aktywnie!) również rodzice. Jest to super szansa na kreatywne spędzenie wspólnego czasu. Rozumiem tych, którzy pracują na etacie, że czasem nie chcą zapisywać dziecka w sobotę na zajęcia, bo to jeden z dwóch dni, kiedy mają okazję się sobą nacieszyć. Tutaj można połączyć – i ciekawe spędzanie czasu, i bycie razem. Widać, że dorośli również angażują się w zabawę. Sama z największą przyjemnością stworzyłam z Leonem lód – poziom dumy MILION! :D
Kreatywność Prowadzących, ich ciepłe i serdeczne podejście do dzieci, przepełnione szacunkiem i uważnością to wisienka na torcie tego spotkania. Warto, warto, po tysiąckroć warto. Dobra wiadomość jest też taka, że od tego roku warsztaty dofinansowane są przez M. St. Warszawa, więc koszt uczestnictwa jest naprawdę symboliczny. Jedyny kłopot jest z miejscami – trzeba pilnować rozpoczęcia sprzedaży biletów, bo rozchodzą się jak ciepłe bułeczki.
Ogrodowa pracownia działań twórczych otwiera swoje podwoje dla najmłodszych artystów i badaczy raz w miesiącu. Więcej informacji na temat Fundacji Sto Pociech znajdziecie tutaj.
Do zobaczenia?
Ps. I jeszcze trochę zdjęć, nie mogłam się oprzeć :D