Znacie Paros? Pewnie, że znacie. Jeśli jednak wśród czytających jest choć jedna osoba, która dzięki temu postowi odkryje to miejsce, to muszę, po prostu muszę go napisać. Będzie pochwalny, będą same ochy i achy, co ja zrobię, że nie jestem w stanie znaleźć JAKIEJKOLWIEK wady tego miejsca?
Ostatnio się zastanawiałam nad tym, że jeśli o czymś piszę, to polecam to z serca. Rozmyślałam, że powinnam pisać też o miejscach przeciętnych i słabych. I doszłam do wniosku, że wystarczy tej słabizny wokół. Że szkoda mi czasu i energii, żeby pisać o rzeczy/miejscu, co do której nie mam przekonania. Dlatego jeśli coś nie jest wybitne, rezygnuję z pisania o tym. Widzę siebie w roli poławiacza pereł. Pereł, którymi staram się z Wami podzielić. A o tych kiepskich miejscach lepiej milczeć (choć kiedyś w moim złym umyśle powstał pomysł stworzenia cyklu “Okiem Suki”, czyli najgorsze ze słabych :P Tomek oczywiście przyklasnął, ciekawe czemu?!).
Ale ad rem: Paros. Miejsce przecudowne! Kocham tam wszystko. Oczywiście na pierwszym ogień wymienię jedzenie – kto lubi owoce morza i śródziemnomorskie klimaty, a raz odwiedzi Paros, nie będzie chciał iść nigdzie indziej. Jedzenie powala na kolana, nigdy się nie zawiodłam, a miałam okazję spróbować wieeeeelu pozycji z ich bogatego menu. Smakuje mi tam wszystko i nieważne, w jak szerokim gronie znajomych tam byliśmy – opinie były tylko dobre. Słowo! Pachnie i smakuje Helladą, czy zamówimy kalmary, ośmiornicę czy mięso z grilla.
Drugi ogromny plus – za wystrój. My byliśmy jeszcze w starej lokalizacji, ale restauracja w hotelu Marriott jest równie przyjemna. Wnętrze jest przytulne, biało-niebieskie. Przywodzi na myśl greckie tawerny i wakacje spędzane w ciepłym klimacie. Paros sprawdza się na kolację z przyjaciółką (testowane!), na wieczór panieński (testowane!), na szybki lunch z mamą (testowane!), randkę z mężem (testowane!) czy na rodzinną kolację (tak, też testowane). W ciągu dnia można spokojnie porozmawiać, wieczorem wpaść na drinka, a w piątkowe wieczory… Co tam się dzieje w piątkowe wieczory! Napiszę tylko, że jak w prawdziwych greckich knajpach, tańczy się na stołach, dosłownie. Ale aby poczuć klimat tego miejsca, trzeba tu po prostu przyjść, żadne słowa go nie oddają. A jakby dobrego było mało – w każdą niedzielę organizowany jest kącik malucha. No, raj nie miejsce.
Przesympatyczna, pomocna obsługa, w dużej mierze pochodząca prosto z Grecji, razem z właścicielem, który chyba jest w restauracji zawsze (oczywiście – rodowitym Grekiem), tworzą klimat nie do podrobienia. Wchodzisz i czujesz, że czekają Cię miłe chwile :) A Grek jak to Grek – i zagada i pożartować lubi, i pośmiać się. Kto lepiej Polaka zrozumie niż Grek? ;)
Zrobiłam kilka zdjęć, niedużo. Bo jak już na horyzoncie pokazało się jedzenie, to niezbyt długo byłam w stanie oprzeć się pokusie :P
A gdybyście się kiedyś do Paros wybierali, dajcie znać. Zawsze z radością tam wpadnę! :)))
Aha, adres:
Warszawa, ul. Al. Jerozolimskie 65/79, Hotel Marriott.
.
Chryste Panie… założę się że nigdy nie bywałeś w prawdziwych greckich knajpach. Mam greckie korzenie, a w Atenach mieszkałem 2 lata. Bywałem na niezliczonych greckich imprezach w Atenach, Salonikach, wyspach (na samym Paros z 10 razy), statkach i nie wiadomo gdzie jeszcze. Nigdy. Powtarzam NIGDY nie widziałem by ktokolwiek kiedykolwiek tańczył na stole. Być może tak robią obcokrajowcy w greckich hotelach – nie wiem – nie bywałem. Ale w Paros na Jasnej byłem raz (pierwszy i ostatni). Wieś zjeżdża się do Warszawy u myśli że tak bawią się grecy. Dramat. Żena. Dno.