Dzień dobry Kochanie,
znów miesiąc minął, kończy się październik, pełen chmurnych dni, mglistych poranków i przemoczonych, kolorowych liści. Czas na list. Ich pisanie sprawia mi wielką przyjemność, mam wtedy wrażenie, że tworzę specjalnie dla Ciebie “kapsułę czasu”. Zatrzymuję to, co najcenniejsze.
Lato jest już tylko wspomnieniem. Oboje za nim tęsknimy, tym mocniej, że pogoda spacerowo nie sprzyja, ciągle liczę na choć jeden dzień tej polskiej, złotej, ulubionej. Chciałabym wyciągnąć Cię wtedy na spacer, żebyśmy wytarzali się porządnie w liściach i nawdychali lasu. Będę trzymać kciuki za łaskawszą niż do tej pory jesień.
Od tego miesiąca chodzimy razem na zajęcia teatralne. Właściwie Ty chodzisz, a ja Ci towarzyszę. Ale czuję się jakbyśmy chodzili tam razem :D Uwielbiam te nasze czwartki. Mamy wtedy okazję wyjść z domu tylko we dwoje. Wyjeżdżamy sobie troszkę wcześniej i zwykle idziemy na rynek po gofra bez dodatków, którego jemy na spółkę, spacerując do teatru. Opowiadasz mi wtedy o piratach, o żołnierzach, bitwach i dinozaurach. Albo o strzelaniu, o niesamowitych budowlach z klocków Lego i o tym, kto jest Twoim ulubionym na całym świecie kolegą. Lubię to, że mogę skupić się tylko na Tobie, na nas. Słucham Ciebie, pochłaniam zachłannie Twoje słowa. Wariatka. Na zajęciach pękam z dumy. Nie, nie wtedy, gdy na koniec występujecie z dzieciakami. Wtedy, gdy za każdym razem pokonujesz siebie, swoją niepewność w nowej sytuacji. Wtedy jak próbujesz.
Chciałabym opowiedzieć Ci jeszcze o obrazku, który kilka dni temu dla mnie stworzyłeś. Myślę, że nie będziesz tego pamiętał, a było to dla mnie tak piękne, że mi zabrakło tchu. Stałam w kuchni, coś tam szykowałam do obiadu, Ty bawiłeś się na kanapie. W pewnej chwili podszedłeś do mnie – w jednej ręce miałeś patyk, do którego przywiązałeś kawałek sznurka. W drugiej ręce – trzymałeś swój mały niebieski karabińczyk, z niego też zwisał sznurek. “Zwiążesz mi, mamo?” – spytałeś. Wzięłam od Ciebie skarby i związałam oba kawałki ze sobą, pewnie miałam pytające spojrzenie, bo dodałeś trochę do mnie, trochę w przestrzeń: “Wędka będzie”. Uśmiechnęłam się i wróciłam do mieszania w garnku.
Jeszcze tego nie wiesz, bo sam nie masz dzieci. Ale jest taki specjalny rodzaj ciszy, który na rodzica działa jak najgłośniejszy dzwon alarmowy. Często zwiastuje wydarzenia typu: uprałem ręcznik w toalecie, szczęśliwie zakończyliśmy badania nad długością papieru toaletowego na rolce (z łazienki do kuchni i z powrotem. cztery razy) lub zapaliłem ognisko pod biurkiem (to akurat wujek Młody, gdy był… naprawdę bardzo młody, bo w Twoim wieku :D). Więc z rytmu mieszania w garnku wytrąciła mnie myśl, że jest coś cicho.
Rozejrzałam się i w pierwszej chwili Cię nie dostrzegłam. Siedziałeś cichutki, lekko przygarbiony i… cały magiczny. Przycupnąłeś na schodku, w pozie prawdziwego wędkarza, z wędką według własnego pomysłu. Byłeś skupiony, zamyślony, łowiłeś. Nie bawiłeś się w łowienie, ale naprawdę łowiłeś ryby. To było takie wzruszająco proste, dziecięce, przepiękne. Zaszkliły mi się oczy. Nieograniczona moc Twojej wyobraźni jest dla mnie ogromnym cudem.
Zapytałam wtedy czy mogę zrobić Ci zdjęcie, zatrzymać sobie tę chwilę. Cieszę się, że się zgodziłeś, wiesz?
Zbliża się 15sta. Kończę list, Leon. Chcę już pędzić po Ciebie do przedszkola, stęskniłam się od rana przeokrutnie.
Kocham Cię, mój magiczny Synku,
wzruszasz, chyba mamy obie kręćka przeokropnego na punkcie swoich małych synków
taaaaak, to by się chyba zgadzało! :D