To jedno ze zdań, które na przestrzeni ostatnich miesięcy słyszę chyba najczęściej. Pominę kto, kiedy i dlaczego pozwala sobie na uwagi tego typu, bo to byłby temat na odrębny poemat. Oczywiście ta cenna “porada” spływa po mnie jak woda po kaczce, bo mam bardzo mocno ugruntowane przekonania, że noszenie Mili jest słuszne, potrzebne i naturalne. Wokół siebie widzę coraz więcej osób, które noszą swoje dzieci – w chustach, nosidełkach czy też po prostu na rękach, gadżety są tu najmniej istotnym elementem.
W długich dyskusjach, kiedy “eksperci” próbowali mnie przekonywać, że “rozpieszczam swoje dzieci”, wręcz “kreuję małych tyranów” i “pozwalam sobą manipulować”, zazwyczaj moim ostatecznym argumentem było to, że noszę, bo JA tego potrzebuję. Wtedy czekało mnie jeszcze tylko spojrzenie godne politowania i rozmowa była zakończona. Postanowiłam poszukać naukowych argumentów na poparcie mojej intuicji – aby następnym razem zaszachować rozmówcę. Oczywiście to trochę żart, bo te jałowe rozmowy prowadzą najczęściej ludzie, którzy WIEDZĄ, a nie – chcą się dowiedzieć. Wiedzą i już, nic tego nie zmieni. Zatem bardziej dla siebie niż dla nich, a może też trochę dla Was, lista powodów, dla których noszę Milę:
– bo obie to lubimy! Proste, prawda? Wiele radości sprawia mi bliskość moich dzieci, widzę też jak bardzo im jest ona potrzebna. Nie mam tu na myśli tylko trzymania na rękach czy używania nosidełka, chodzi o wszystkie formy fizycznego kontaktu: przytulanie, łaskotanie, smyranie, kizianie czy co kto lubi. I masaż, o którym napiszę kiedyś osobny wpis, bo był dla mnie odkryciem swego czasu.
– bo to naturalne! Super, że żyjemy w czasach, kiedy dysponujemy pięknymi wózkami, mamy śliczne, automatyczne leżaczko-bujaczko-huśtawki i inne usprawniacze życia. Wszystko jest dla ludzi. Kiedy jednak spojrzymy ciut dalej niż granice swojego domu czy kraju, okazuje się, że większość świata nosi dzieci i nikt tam się specjalnie nad tym nie zastanawia dlaczego. Tak to stworzyła matka natura. Tak jest w Afryce, w Azji, tak robią matki w Ameryce Południowej, dla nich to najzwyklejsza rzecz na świecie. Jeśli jednak chcemy poszukać głębiej i nie przekonuje nas argument, żeby robić coś, bo robi tak wiele innych osób wokół – możemy cofnąć się do jaskini, w której żyli nasi przodkowie. Oni nosili dzieci, nie mieli wyboru – pozostawienie ich samych narażałoby je na pożarcie przez dzikie zwierzęta i inne niebezpieczeństwa. Początkowo potomstwo wczepiało się w futro matki (pamiątką z tamtego okresu jest odruch kurczowo zaciskanych dłoni i stóp u niemowlaków), później przywiązywane było za pomocą skór lub liści.
– bo Mila jest noszeniakiem! (i nie jest to neologizm, wymyślony na potrzeby chwili). Ludzie są ssakami. Wszystkie ssaki możemy podzielić na trzy duże podgrupy:
– gniazdowniki – rodzą się ze słabo rozwiniętymi zmysłami, więc po narodzinach nie opuszczają gniazda i jego najbliższych okolic (na przykład kociaki, które rodzą się ślepe);
– zagniazdowniki – rodzą się bardzo dobrze rozwinięte, więc praktycznie w chwilę po narodzinach są względnie samodzielne (przykładem może być źrebak);
– noszeniaki – rodzą się z dobrze rozwiniętymi zmysłami, ale nie są w stanie samodzielnie nadążyć za stadem, mają jednak dobrze wykształcony odruch chwytny, więc wczepiają się w futerko rodzica i pozostają z nim w bliskim kontakcie (tu przykładem jest Mila i każde inne dziecko).
Japońscy naukowcy przeprowadzili eksperyment obrazujący pracę mózgu niemowląt podczas noszenia/nie-noszenia ich przez matki. Fascynujące dla mnie jest jak szybko uspokaja się serduszko w momencie, kiedy mama zaczyna go nosić!
– bo chcę budować z moim dzieckiem więź! Pod wpływem kontaktu fizycznego w mózgach dziecka i rodzica uwalniają się hormony, które pomagają im lepiej wzajemnie dostroić się do siebie.
– bo chcę mieć mądre dziecko! Każdy człowiek rodzi się z określoną liczbą neuronów, czyli komórek nerwowych. Za naszą inteligencję odpowiada nie ich ilość, lecz liczba połączeń między nimi. Dotyk jest kluczowym czynnikiem przy tworzeniu się tych połączeń. Zaskakujące, prawda?
– bo chcę, żeby moje dziecko miało poczucie bezpieczeństwa! Dziecko w nosidełku lub chuście czuje się podobnie, jak przez dziewięć miesięcy ciąży – znajome bicie serca, odgłosy, przyjemne ciepło – wszystko to sprawia, że czuje się spokojne i może skupić się na poznawaniu otoczenia.
– bo mam więcej dzieci! To naturalnie korzyść nie dla dziecka aktualnie noszonego, ale dla spragnionego rodzicielskiej uwagi rodzeństwa. Dzięki chuście/nosidełku mam wolne ręce, odciążony kręgosłup i mogę poszaleć z Leonem.
Tak sobie czytam te punkty, których lista staje się z każdą chwilą dłuższa, i wychodzi mi, że noszenie jest tak naturalne, proste, oczywiste i przynosi tyle korzyści obu stronom, że niewiarygodne zdaje mi się podważanie tej drogi. Dzieci są pod każdym względem stworzone do noszenia – zarówno ewolucyjnie, biologicznie, jak i anatomicznie. Bycie blisko ciała rodzica to stan, który powoduje u nich błogość i odprężenie, jakie znają jeszcze z okresu prenatalnego,. Dlatego absurdem jest stwierdzenie, że dziecko się “przyzwyczai” i “będzie wymuszało”. Ono JUŻ się przyzwyczaiło, bo od poczęcia było noszone i innego stanu po prostu nie zna. Narodziny to wręcz początek powolnego procesu odzwyczajania…
Przy pisaniu korzystałam z:
Evelin Kirkilionis, Więź daje siłę, Mamania, Warszawa 2011
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/,o-niezwyklych-relacjach-doroslych-i-dzieci.read
http://mataja.pl/2014/07/noszenie-a-rozpieszczanie-czyli-o-wplywie-noszenia-na-mozg-twojego-dziecka/
Niestety z tego co wiem noszenie i to dotyczy też chust osłabia osłabione już i tak mięśnie dna miednicy
wszystko sie zgadza ze to buduje wiez z dzieckiem…dotyk, bliskosc z Mama …..ale jak przetlumaczyc dziecku ….tutaj nie moje a przyjaciolki….ze Ciocia jest po wypadku ma chory kregoslup i ma przepukline i nie udzwigne Jej za chiny ludowe a na rece na stojaka leci tylko do mnie …. i nie ma ze nie moge tylko placz krzyk agresja histeria tsunami zlosci i rozpaczy ….a Matka dziecka ktora jest zdrowa i ma sile siada sobie wygodnie na fotelu i Ja pociesza biorac na rece …. nienawidze tego bo Jej odpowiedz dlaczego smaa Jej nie ponosi cwaniara slysze… dbam o swoj kregoslup… Czytaj więcej »
ja noszę w nosidle Luna Dream, jest bardzo wygodnie i mi wcale to nie przeszkadza że noszę, nie zamierzam wcale a wcale z tego rezygnować póki mam siły
Jak niektore Panie pisza owszem trzeba dbac o kregoslup zwlaszcza jak cos mu dolega wiec ja stosowalam i dalej jak moge stosuje wezme na raczki jak usiade inaczej na kolanka ☺ dziecku raczej to wystarczy bo chce sie przytulac a nie lazic gdzies? artykul swietny tylko niektorzy przez noszenie rozumieja bujanie a tu sie robi problem?
Witam serdecznie, jestem mamą 4 dzieci, psychologiem. Zdecydowanie jestem za rodzicielstwem bliskości. Przytulanie i noszenie są b.ważne i potrzebne. Byle dziecko nie było noszone non stop.. Jeśli maluszek nie będzie codziennie leżał na kocu, macie (byle nie za miękko i nigdy w lezaczkach czy fotelikach), będzie rozwijał się prawdłowo. Tutaj już wypowiadam się jako terapeuta integracji sensorycznej i przetrwałych odruchów niemowlęcych. Noworodek leżąc codziennie ma szansę w sposób naturalny poznawać i ćwiczyć własne ciało, wycisza odruchy niemowlęce (ktrę powinny wyciszyć się do 6-9 m.ż.), wzmacnia swoje mięśnie, by osiągać kolejne kroki milowe. Bez nich nie będzie się niestety prawidłowo rozwijał.… Czytaj więcej »