Znacie taką sytuację, że na wariata musicie kupić prezent – dla swojego lub nie-swojego dziecka. Albo nieopatrznie zabraliście dzieci do supermarketu czy na stację benzynową. Wtedy zaczyna się występ gościnny pt. “mamo, kup mi”. I czasem ulegamy, co tu kryć. Leon zwykle wybiera samochodziki – pełno ich wszędzie, znajduje je w małych osiedlowych sklepach, w marketach, no gdziekolwiek właściwie. I jak już ulegnę i kupię mu to autko, to zazwyczaj dość szybko jestem na siebie wściekła. Nie, nie dlatego, że uległam. Ale po prostu żal mi trzech dych wydanych na chińską tandetę, która rozpada się często zanim w ogóle wrócimy do domu. A to urwie się koło, a to coś pęknie czy się rozleci.
Samochodziki, które dziś chcę Wam pokazać kosztuję niewiele więcej niż te “łupy” ze stacji. Za to jestem pewna, że zostaną z Wami na długo. Leon swoim bawi się od dwóch tygodni i nie dość, że wygląda jak NOWY, to jeszcze okazał się Miloodporny. Czad, co? Szczególnie cenię sobie zabawki, które są w stanie przetrwać atak młodszego rodzeństwa (mam traumę od kiedy w dzieciństwie mój młodszy brat wyrwał mojej Barbie nogę, długa opowieść…).
Modarri to jedno auto w wielu odsłonach. Dla dzieciaków idealnie – bo nie dość, że samochodzik zmienia swój wygląd, to jeszcze one same są w stanie to zrobić! Do zestawu dołączony jest malutki, specjalny śrubokręt, który odkręca i przykręca śrubki mocujące karoserię (jest na banalnie proste, czteroletni Leon śmiga śrubokrętem aż miło popatrzeć). Przeznaczona jest dla dzieci od 4 do 14 lat (bo są też modele, które własnoręcznie się maluje itp.) UWAGA – są też wersje dziewczęce! :) Producent pomyślał o wszystkim, bo… śrubek nie da się zgubić! Są przytrzymywane przez specjalne nakładki :)
Autko prowadzi się gładko, reagując na ruch ręki, ma unikalny układ kierowniczy i amortyzowane zawieszenie. A dodatkowo każde z nich pomalowane jest prawdziwym lakierem samochodowym! Z resztą, spójrzcie sami:
Czuć, że to zabawka luksusowa, jeśli w ogóle takie słowo w odniesieniu do zabawek ma sens. Zrobiona z dbałością o detale, solidnie i po prostu estetycznie (wspominałam już kiedyś, że lubię, po prostu lubię, kiedy moje dzieci bawią się ładnymi przedmiotami). Kiedy bawimy się autkami z Leonem, za każdym razem mamy licytację, kto będzie “niebieściakiem” :D