Napisać, że pierwsze Czytaczki dla dorosłych w KiKu zostały ciepło przyjęte, to jak nic nie napisać. Po pierwszym spotkaniu z cudowną Julią Rozumek, wszystkie dziewczyny wychodziły zachwycone, a w Internecie popłynęła fala komplementów. Oczywiście pod adresem Julki, ale nie tylko. Dużo ciepłych słów padło również pod adresem Agi i Magdy, które stoją za tym pomysłem. Dla mnie hitem i gwiazdką wieczoru była KAŻDA z dziewczyn. Ze swoją historią, doświadczeniami, uśmiechem… Spotkałyśmy się – matki na chwilowym gigancie – posłuchać prostych historii o życiu i napić się wina. Zamiast, jak to z wieczoru autorskiego, wrócić po dwóch godzinach, wracałam do domu po północy, z wielkim uśmiechem na twarzy i jeszcze większym w sercu.
Wiecie jak to czasem jest z drugą częścią filmu? Jeśli macie ukochaną historię, taką co widzieliście ją już pięć razy i ciągle Wam mało i nagle dowiadujecie się, że powstaje druga część – zapewne ogarnia Was radość. Mnie czasem nawet euforia. Tylko niestety im jestem starsza, tym dzieje się to rzadziej. I nie, nie dlatego, że z wiekiem mi się emocje stępiły, nie. Po prostu drugie części i ciągi dalsze są zazwyczaj dużo słabsze. A w odniesieniu do relacji, to mamy nawet takie powiedzenie, żeby “nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki”. Wśród muzyków jest “klątwa” drugiej płyty. Ogólnie drugi raz często jest “be”.
Pewnie Was nie zdziwię, że nic z tego nie odnosi się do wczorajszego, drugiego wieczoru autorskiego Julii. Było bosko, i choć to mocne słowo, biorę za nie pełną odpowiedzialność!
Inna pora roku, nawet miejsce zmienione, bo przez ten czas Klocek i Kredka zdążył się przeprowadzić (fakt, że nieopodal, ale jednak). I tylko entuzjazm ten sam. Spotkałam kilka świetnych Dziewczyn, które jak ja, chciały znów poczuć tę julową magię. Były więc serdeczne powitania, ściski, buziaki, selfiaki, cuda na kiju. Spotkanie było w klimacie nadchodzącego Bożego Narodzenia, więc i zapach mandarynek, i lampeczki kolorowe, i grzane wino… Bajka.
Julia czytała fragmenty swojej książki. Większość Kobiet na sali dobrze je znało, bo przecież pewnie wszystkie czytamy jej bloga, i to od lat. A mimo to – publikę można było podzielić na dwie części – tę, która ukradkiem wycierała łzy wzruszenia w mankiet… I tę, która po prostu płakała.
Julia ma w sobie takie coś, takie pokłady magnetyzmu i dobra, a przy tym jest gadułą i taką po prostu równą Babką, że każdy czuje się jakby znał ją sto lat. Jej proste historie o rodzinie, o tym, co w życiu ważne, a co jeszcze ważniejsze, poruszają mnie. Kiedy słuchałam jej głosu, mimo radości przeogromnej, że jestem na tej imprezie, tak w głębi siebie zatęskniłam za zapachem włosków Mili i Lenka. Za ich miarowym oddechem. Za moją rodziną…
I kiedy wszystkie nas ogarnęło wzruszenie, Julka klasnęła w dłonie i zarządziła WINO. I były długie rozmowy, były prezenty, niespodzianki, a nawet rabaty na Klockowe wspaniałości. Bawiłyśmy się do póóóóźna, Matki Polki chwilowo wyzwolone…
I jeśli Jula już żadnej książki nie napisze, to ja i tak uroczyście obiecuję, że będę przychodzić na jej wieczór autorski choćby co miesiąc. Jeśli tylko będziecie mieli okazję – też Wam polecam.
Julka – dziękuję za wszystko. Za zasłuchania, za dawanie do myślenia, za namiar na najlepszą czerwoną szminkę ever. Never change!
Żałuję że miałam tak daleko i nie mogłam uczestniczyć w tym spotkaniu bo Julię też uwielbiam z całego serca, chociaż nigdy nie poznałam na żywo. Fajnie że są organizowane takie spotkania
Może następnym razem? Serio polecam, cudnie było! :)
Mam takie same odczucia :) Bardzo się cieszę, że mogłam być na spotkaniu, teraz o wiele przyjemniej czytać mi bloga Julii :)
Zdjęcia piękne :)
bardzo dziękuję za miłe słowa, dodają skrzydeł.
świąteczne serdeczności!