Moja droga M.,
mój złoty loku, Lucyno-Pampacyno, Calinko cudna Ty! List mi się do Ciebie ułożył z kilku słów na krzyż. List do Córki!
Spędziłam wczoraj z Tobą piękny i prosty poranek. Dobrze mi było i błogo, Tobie chyba też, pomyślałam, że chciałabym uchronić ten okruch od zapomnienia. Dla siebie samej, to jasne. Ale też dla Ciebie. Dla Ciebie-kiedyś, nie dla Ciebie niespełna dwulatki. Może dla Ciebie zbuntowanej nastolatki? Dla Ciebie młodej panienki? Dla każdej Ciebie, która będzie chciała znów poczuć bezgraniczną, ufną i czystą miłość swojej mamy.
Ten kaszubski poranek w ostatni dzień długiego, sierpniowego weekendu był… zwyczajny. Ani pogoda nie była zbyt piękna, ani ja bardziej niż zwykle wypoczęta. A jednak było mi tak szczęśliwie, że z wdzięczności za dobro, które mi się trafia, do oczu napływały mi łzy.
Wstałam wcześnie, pewnie przed 6, chciałam popracować, popisać. Najciszej jak potrafię wstawałam z łóżka, z dbałością o sen Waszej trójki. Mojej Trójcy. Jednak Twój “mamowy radar” ma nieprawdopodobną zupełnie czułość i nigdy nie zawodzi – nie zdążyłam zrobić kroku w stronę drzwi, kiedy poderwałaś się na łóżku i w pełnej gotowości wyciągnęłaś do mnie rączki. Do tego niebieskie oczy niemal przewiercające mnie na wskroś i lekka podkówka na buzi. Wyciągam do Ciebie dłonie, a Twoje małe rączki ciasno oplatają moją szyję. Główkę mościsz sobie wygodnie na moim ramieniu, czuć, że ciągle chce Ci się spać. Jednak odrzucasz sen, odsuwasz go od siebie, w imię naszej bliskości.
Idziemy do kuchni, robię sobie kawę, odsuwam gdzieś w najdalszy kąt myśli o pisaniu. To będzie nasz poranek, podjęłaś decyzję, ja tylko za nią podążam. Nie mam słów, które wyraziłyby wdzięczność wobec losu za to, że stać mnie na nasz czas razem. To niezwykle cenna waluta. Doceniam każde wspólne grzebanie w popołudniowym piasku, moczenie nóg we wszystkich fontannach w mieście czy nasze radosne mazanie kredą po chodnikach. I setki uścisków, kiedy tylko przyjdzie nam na nie ochota. I że mogę wycałować prawie każde stłuczone kolanko.
Więc odkładam, pracę na bok, mościmy się wygodnie na kanapie w przytuleniu. Czas napić się mleka. I kawy. Każdej z nas według potrzeb.
I co dalej? To wszystko. Mijają minuty i kwadranse, a ja patrzę na Ciebie. Tulę. Powiem Ci coś, posłucham jak wydajesz z siebie melodyjne dźwięki lub ćwiczysz wymowę nowych słów (tata-ś, mama-ś :)). Uczę Cię robić kulki z ciastoliny, cieszysz się nimi… jak dziecko.
Jestem sobie, jesteśmy. Spokojnie i czule nam w tym dwuosobowym, wymarzonym świecie. Po niebie płyną chmury, Twoje złote loczki pachną słońcem. I czymś takim słodkim, nieuchwytnym. Dziecięcym. Wymieniamy spojrzenia, głaski, buziaki i łaskoty. Niespiesznie.
Cały świat w tamtej chwili to Ty i ja. Na Kaszubach. O poranku.
Kocham Cię, Panno Milu,
Mama
.
*list bierze udział w konkursie, w którym nagrodą jest pobyt w hotelu Mercure w Gdańsku :)
Dziękuję Ci za ten wpis, w lipcu zrezygnowałam z kiepsko płatnej pracy, żeby właśnie takie poranki spędzać z córką. Zosia we wrześniu idzie do przedszkola i tak jak bardzo chciałam wrócić do pracy by odpocząć od domu, tak po roku – bardzo szybko podjęłam decyzję, żeby te dwa miesiące spędzić z córką. Pozdrawiam
Życzę Ci samych pięknych chwil z Córeczką, jestem pewna, że czas razem będzie później procentował. Nie można dzieciom dać nic cenniejszego niż swoją uwagę…
Pięknego dnia!