Śmierć tanio sprzedam

aborcja nie jest okW minionym tygodniu światło dzienne ujrzał historyczny, bo pierwszy numer polskiej edycji Vogue. O ile jestem w stanie zrozumieć radość modowego środowiska, o tyle zupełnie, ale to zupełnie nie pojmuję przymusu skomentowania jego okładki. Wydaje mi się, że w tej sprawie głosu nie zabrał jedynie kot moich sąsiadów i jeden facet w śpiączce z Wąchocka. Jesteśmy narodem ekspertów. Czy raczej “ekspertów”. Którym brak wiedzy na jakiś temat zupełnie nie przeszkadza w zajmowaniu stanowisk (choć to jeszcze pół biedy), ani w (co znacznie gorsze!) niewybrednym obrażaniu ludzi, którzy ośmielą się mieć inne zdanie.

Tydzień czy dwa temu Internet wypełnił się opiniami, poradami i naganami “himalaistów”, którzy najdalej w swych górskich podbojach dotarli na Górkę Szczęśliwicką. Temat się wyczerpał, więc fachowcy przerzucili się na fotografię współczesną. Za chwilę będzie kolejny, taka kolej rzeczy. Motto ludu: “nie znam się, więc chętnie się wypowiem”. I zmieszam z błotem innych, bo opinia wyrażona bez obraźliwych słów jest przecież niepełnowartościowa!

Staram się nie odnosić na siłę do bieżących wydarzeń, mimo że takie komentarze świetnie “się klikają”. Uważam jednak, że w sieci i tak dużo jest śmieci (o, proszę – ale mi się fajnie zrymowało!) i nie ma potrzeby dorzucać kolejnych. Jednak wczoraj ukazała się inna okładka. I o niej, wbrew swojej powściągliwości, chciałabym, muszę, dziś napisać.

Bo są tematy, o których nie wolno milczeć.

Uprzedzając – lubię Gazetę Wyborczą, uważam ją za gazetę opiniotwórczą, szanuję pracujących tam dziennikarzy i sięgam po nią systematycznie. Sobotnia lektura “Wysokich obcasów” była kiedyś moim rytuałem. Zmieniło się to z biegiem lat, głównie dlatego, że dzieci i w ogóle czasu jakby mniej. Tym niemniej moje podejście można nazwać bardzo pozytywnym. Nie chodzi mi o krytykę dla krytyki, nie chcę dać upustu żółci czy skrywanej niechęci. Wręcz przeciwnie. Uważam, że jeśli dzieje się coś złego – naszym obowiązkiem jest reagować. A wczorajsza okładka… przekroczyła wszystkie granice. Dla niewtajemniczonych – chodzi o słodko-brokatową okładkę, okraszoną uśmiechem zadowolonych z siebie kobiet i hasłem “Aborcja jest ok” (link do artykułu, do którego się odnoszę – TUTAJ).

Moją pierwszą reakcją było niedowierzanie. Uczepiłam się nadziei, że chodzi o głupią prowokację, że to taki środek wyrazu, który nie wypalił. Im dłużej czytałam i patrzyłam, tym byłam bardziej zniesmaczona, wściekła i smutna, nie wiem, co bardziej. Wstyd mi, po ludzku mi wstyd, że wykształceni ludzie… wypisują takie bzdury. Bo wiecie co???

Aborcja nie jest ok!

Jest bardzo nie ok. Jestem pełna współczucia, naprawdę serdecznego współczucia, dla kobiet (i mężczyzn – tak, dla nich też), którzy stają przed takimi dylematami. To z całą pewnością sytuacje trudne i bardzo trudne, których nie powinniśmy oceniać. Mimo mojego negatywnego podejścia do przerywania ciąży, staram się trzymać emocje na wodzy. I nie narzucać nikomu swojego zdania. Powiedzieć można wszystko. Natomiast wolność słowa kończy się chyba tam, gdzie ludzie publicznie zaczynają wypisywać bzdury. Jedna pani redaktorka z drugą piszą rzeczy, od których włos się jeży na głowie.

Bo, umówmy się, nawet jeśli spotkały jedną (albo tysiąc, to nie jest istotne), kobietę, która usunęła ciążę i jest zadowolona ze swojej decyzji, nie daje to prawa do publicznego krzyczenia, że ABORCJA JEST OK. Nie, nie jest. Nieważne jak bardzo pro-life czy pro-choice jesteś. To ostateczność, nie styl życia czy środek antykoncepcyjny. W moim dość bliskim otoczeniu były dwie młode dziewczyny, które przerwały ciążę. Obie zniosły to strasznie, otarły się o depresję, kosztowało je to wiele zdrowia. Jedna z nich, jestem tego pewna, żałuje. Jedyne, o czym marzyła przez tygodnie i miesiące “po”, to aby cofnąć czas. Zerwała związek z ojcem dziecka, wyprowadziła się do innego miasta. Uciekała przed siebie jak szalona, bardzo nieszczęśliwa. Dziś może już jest z nią lepiej, być może doszła do siebie i ułożyła się ze swoją przeszłością. Natomiast nie sądzę, aby podpisała się pod hasłem dziennikarki z Wysokich Obcasów.

Nie chodziłam na marsze, nie żałuję. Nie zmieniałam sobie zdjęć na fejsie, nie nosiłam wieszaków i czarnych parasolek. Od kiedy zostałam mamą, coś się we mnie zmieniło. I nie jestem w stanie podpisać się pod stwierdzeniem: “moje ciało, mój wybór”. Bo szkopuł w tym, że gdy jesteś w ciąży, to przestaje być tylko Twoje ciało. I nie jest to tylko Twój wybór. A nawet jeśli z problemem i decyzją zostajesz zupełnie sama, to mądre panie “z gazet” powinny raczej edukować i dbać o poziom wiedzy, także medycznej, wśród kobiet. A nie pisać tak łatwe, jak fałszywe manifesty.

Obowiązujące obecnie w Polsce prawo aborcyjne uważam za odpowiednio liberalne. Natomiast to, o czym warto mówić i czego życzę naszym dzieciom to rozpowszechniona i ogólnodostępna edukacja seksualna, a także dostęp do antykoncepcji. A aborcja… nie jest jedną z metod zapobiegania ciąży. Nawet jeśli kolorowe pisma zaczną w najbliższym czasie przedstawiać to inaczej.

Wypowiadając publicznie swoje zdanie, na każdy temat, a tak wrażliwy jak życie i śmierć w szczególności, bierzemy na siebie odpowiedzialność. Warto o tym pamiętać i kilka razy zastanowić się zanim naciśniemy “PUBLIKUJ”.

Ten wpis został opublikowany w mama.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Marta
Marta
7 lat temu

W Niemczech,mimo ze aborcja jest legalna,przed poddaniem sie jej,wymagana jest wizyta u psychologa i zaswiadczenie ze kobieta bedzie umiala udzwignac ciezar tej decyzji.Bardzo czesto rozmowa z psychologiem powoduje to,ze kobiety zaczynaja inaczej posyrzegac polozenie w ktorym sie znalazly i rezygnuja z aborcji.Moze zatem byloby to dobre rozwiazanie takze i u nas.Zamiast krzyczec za i przeciw.Sprobowac pomoc kobietom ktore rozwazaja aborcje,bowiem w wielu przypadkach jest to decyzja podyktowana brakiem innych perpsektyw. USwiadomienie sobie ze ciaza to nie koniec swiata,mogloby spowodowac ze niejedna pochopnie podjeta decyzja o aborcji,zostalaby zmieniona.

Magda
Magda
6 lat temu

Opisała pani bardzo dokładnie to co ja także uważam… ludzie tak łatwo oceniają i wydają opinie… a takie sytuacje jak aborcja to dramat całej rodziny i nie można jej generalizować. Jestem ostatnia do oceniania takich dramatów, ale też nie można rozpowszechniać, że to jest „Ok”. Czy my nie możemy być normalni??? Musimy popadać w skrajność? Jeśli walczymy o utrzymanie prawa do aborcji w Polsce, to nie promujmy jej jako coś dobrego- zawsze jest to wyjście ostateczne i nieodwracalne. Zapomnieliśmy chyba być w tym wszystkim ludzcy, bo albo krzyczymy, ze jesteśmy „za” lub „przeciw” a ludzkie dramaty są gdzieś pomiędzy tym… Czytaj więcej »