Pędzi jak szalony, kiedy indziej wlecze się niemiłosiernie. Pewnie nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Zauważyłam, że z biegiem lat jakby się rozpędzał… Że coraz rzadziej zdarzają mi się chwile, kiedy on łaskawie zwalnia. Coraz szybciej i szybciej, wszystko wokół gna na oślep. Mijają dni, miesiące, czas cieknie przez palce. Idealny wstęp mi się napisał do wpisu o slow living. Ale dziś nie o tym.
Pamiętasz jak to było, kiedy byliśmy dziećmi? Czas do kolejnego Bożego Narodzenia to była niemalże wieczność. Dla mnie niewyobrażalna. A teraz? Ot, 2 miesiące i będzie Gwiazdka.
Znajomy podzielił się kiedyś ze mną swoją teorią wyjaśniającą, dlaczego tak się dzieje. Wytłumaczenie było na tyle przekonujące, że podam je dalej: otóż dla dziecka, powiedzmy pięcioletniego, rok to 20% dotychczasowego życia. Dużo, prawda? Ale dla takiego, dajmy na to, dwudziestolatka – rok będzie stanowił ledwie 5% przeżytego czasu. A więc (wiem, nie zaczyna się od “a więc”) cztery razy mniej. Mniejsze odcinki mijają szybciej, to jasne. Oto tajemnica wszechświata :P
Czujemy się młodzi (bo piękni jesteśmy cały czas ;)), dopóki na świecie nie pojawią się dzieci. Później dalej jesteśmy młodzi, ale jakoś inaczej. Dziecko i jego nieustający rozwój, który obserwujemy sprawia, że upływ czasu staje się niemalże namacalny. Każdy dzień przynosi nowe umiejętności, dłuższe włoski, większe stópki… Aż nagle, zamiast naszego przesłodkiego bobasa, stoi przed nami młody mężczyzna i prosi o pięć dych na browara :P Żarty żartami, ale dopiero pojawienie się Leona i Mili pokazało mi, że życie to ciągły ruch, wzrastanie, przeobrażenia. A w zasadzie nie do końca ich pojawienie się na tym najpiękniejszym ze światów, ile ich fotografie. Przeglądam zdjęcia sprzed tygodnia czy dwóch i nie mogę uwierzyć, bo są tam zatrzymane dzieci, których już nie ma. W zeszłym miesiącu była raczkująca Mila, dziś ucieka przede mną biegiem od świtu do nocy. Były ciemne włoski, jest blond “burza” loków. Leon przytulał mój brzuch, dziś tuli małą Ludzikę, która rozkosznie zasypia obok nas.
Upływ czasu i zmiany, które u dzieci dzieją się tak szybko uzmysłowiłam sobie przy Leonie. Przy Mili postanowiłam zrobić pełną dokumentację. Tak powstał cykl “Miesiące”.
Lubię projekty fotograficzne, chyba najbardziej… porzucać! ;) Naprawdę myślę, że fajne są fotografie cykliczne, albo galerie – zbiory zdjęć z podobnym mianownikiem. Zawsze z zapałem podchodziłam do pomysłów typu “52 portrety w roku” czy “sto szczęśliwych dni”. Podejmowałam różne próby, najczęściej po krótszej czy dłuższej chwili odpuszczałam – z braku czasu zwykle, czasem po prostu mi się nudziły.
Niemniej z wielką przyjemnością oglądałam progresywne zdjęcia ciążowe, ale też comiesięczne fotografie niemowlaków. Pojawiła się Mila, ja w ostatnich tygodniach ciąży trafiłam na “brzuszkowe” naklejki, który tylko ułatwiły działanie, ale można je z powodzeniem zastąpić układaniem cyfr np. z liści czy kwiatów, czegokolwiek co jest zwiewne i delikatne. Można zmywalnymi flamastrami rysować na bodziaku, albo po prostu położyć obok dziecka kartkę. Sposobów przygotowania takiego cyklu będzie pewnie tyle, ile rodziców.
Dla mnie najważniejsze jest, że… UDAŁO mi się. Byłam konsekwentna i mam zebrane wszystkie 12 fotografii. Czy było łatwo? Na początku – wiadomo – niósł mnie entuzjazm (i pewnie hormony :P), pierwsze miesiące to czysta przyjemność i bułka z masłem. Mniej więcej od szóstego miesiąca poprzeczka stopniowo się podnosiła – Mila stała się mobilna i nie do końca chciała współpracować (nie wiem, nie spodobał jej sie projekt czy jak?!;)). Ucieczkom nie było końca, a im bardziej ją łapałam, tym oczywiście było zabawniej, więc z chichotem uciekała ponownie. W ostatnich miesiącach osiągnęła już ruchliwość niemalże rakiety, więc zdjęcia robiłam prawie na oślep, bardziej niż w wizjer patrząc, żeby się nie sturlała z łóżka. Obie byłyśmy dzielne, powstała świetna pamiątka – zdjęcie z 12 zdjęć. Mimo że Mila rok skończyła dopiero niecały miesiąc temu, już wielokrotnie patrzyłam na efekt tych naszych wspólnych fotograficznych poczynań. Wzrusza mnie okrutnie. Ale też przywołuje uśmiech i niedowierzanie – czas biegnie, nie płynie.