Skarbie,
kończy się nam lato, wiesz? Piękne było, trochę mi żal, że mija… Mogłabym jeszcze patrzeć jak wiatr rozwiewa Twoje złote włosy. Jak bosymi stopami biegasz po piasku. Jak wysoko rosną nasze słoneczniki, które zasadził Tata. Objadać się z Tobą czereśniami. Zasypiać pod gołym niebem, chlapać wodą na plażach większych, mniejszych i tych zupełnie malutkich. Chodzić do Żabki po lody, na nasze randki we troje. Fotografować razem kwiaty, wyprawiać się na targ po kosze owoców i warzyw, podlewać wspólnie rośliny w ogródku albo dalej uczyć Cię jeździć na rowerku. Dla mnie takie chwile mogłyby nie mieć końca… Ale czas, ten szaleniec, pędzi i gna.
Jakby jednej nostalgii było mało – poszliśmy do fryzjera. Niby zabieram Cię tam co jakiś czas, ale tym razem było na poważnie, a nie tylko 3 mm grzywki. W pół godziny wydoroślałeś o dwa lata. Ja wiem, że to już był czas. Wiem, że stajesz się chłopcem, coraz bardziej mężczyzną, coraz mniej złotowłosym aniołem, którym byłeś przez pierwsze lata. I choć z jednej strony rozpiera mnie przecież duma, prawie na każdym kroku, to jednak tęsknię moim Chłopczykiem przenajmniejszym. Drżę, aby czas niczego między nami nie zepsuł. Aby zawsze nam było tak blisko do siebie…
Kiedy sobie wyobrażę, że kiedyś będziesz się wstydził dać mi buziaka albo iść za rękę, to ściskam mocniej Twoją coraz mniej pulchną rączkę, kiedy idziemy razem ulicą. Jakby to cokolwiek zmieniało… Jakbym się mogła naściskać, nawąchać i nakochać na zapas.
W Walentynki, tamtego Twojego roku, przepadłam po prostu. Od pierwszego dnia mówiłam, że jesteś moją Starą Duszą. Jesteś. Uwielbiam Twoją dojrzałość i powagę w oczach. I tę niesamowitą pewność, że łączy nas porozumienie, o którym kiedyś mogłam marzyć.
Usłyszałam w tym miesiącu najwspanialszy komplement, o jakim mogłabym marzyć jako matka: “Gdyby wszystkie dzieci były jak Leon, a wszyscy rodzice jak Wy, to świat byłby o wiele lepszym miejscem”. I nawet jeśli wychowując Ciebie i Milę w bliskości, zmieniamy dwie miliardowe tego świata, to jednak warto. Po tysiąckroć warto. I w przewrotny sposób spełniam właśnie swoje nastoletnie marzenie o zmianie świata, który mi się nie podoba.
Kocham Cię zawsze, a dziś prawie już jesiennie,
Mama
Dziś nie, ale może za rok, za dwa, za trzy, za trzydzieści… Twój syn sam to przeczyta i będzie tak samo wzruszony (albo i bardziej), jak ja w tym momencie…
Tak.. ta powaga w oczach :)