Z wakacjami jest jak z jedzeniem poziomek. Większość je lubi. Jednak najczęściej ludzie mają dwie, różne strategie wobec nich. Poziomek zwykle jest niewiele, więc – albo pałaszujemy na raz całą garść, ciesząc się eksplozją słodyczy i smaku, albo powoli delektujemy się sztuka po sztuce. Nie łapcie się za głowę, ale… ja uważam, że podobnie jest z wakacjami. Można na nie wyjechać w lipcu lub sierpniu, dorzucając jeszcze radości do wewnętrznego pieca. Wszak wtedy i w Polsce są długie dni, ciepłe wieczory i wystarczy piknik w parku, by poczuć się cudownie. Mamy też wtedy opcję wypadów weekendowych, choćby pod miasto na biwak. Poza tym poziom szczęścia jest w tym okresie i tak wysoki – wystarczy słońce, pyszne, dojrzałe owoce i czego nam więcej potrzeba do szczęścia?! Co innego smutny, łysy listopad. Nawet największym życiowym optymistom trudno jest powiedzieć, że to piękny miesiąc… Do Bożego Narodzenia jeszcze daleko, nie mówiąc o wiośnie czy kolejnych wakacjach. Dlatego najlepiej wtedy zaszaleć w ciepłych krajach. Serio, serio – poznajcie moje powody:
naładowanie baterii przed końcem roku (i nowym początkiem!)
Jeśli potraktujemy kalendarzowy rok jak bieg długodystansowy, to w okolicach października-listopada dopada nas największe zmęczenie. Wiadomo już, co się nie udało, których planów w tym roku nie zrealizujemy. Wspomnienie minionego lata nie jest już tak żywe jak we wrześniu i trudno nim się ogrzać, nawet siedząc pod kocem. Dlatego uważam, że to idealny czas, aby wyruszyć przed siebie. Oderwać myśli, odkryć coś nowego, wygrzać się pod słońcem jakiegoś ciepłego kraju. Doładować swoje baterie słoneczne i podnieść poczucie szczęścia. Aby z nową energią i radością rozpocząć czas przedświątecznych przygotowań, spisywania noworocznych postanowień (których nie jestem fanką, ale o tym innym razem) i nasycić się ciepłem tak, aby wystarczyło nam go aż do wiosny.
niższe ceny i mniej ludzi
Nie będę nikogo przekonywać, że taki wyjazd jest sposobem na zaoszczędzenie pieniędzy, bo i tak mało kto by uwierzył. Jednak niezaprzeczalne są dwa fakty – jeśli wybierzecie kierunek bliski i łatwo dostępny z Polski, z pewnością ceny będą niższe niż w szczycie sezonu. Mniej zapłacicie zarówno za samą wycieczkę, jak i już na miejscu.
Jeśli marzy Wam się wyjazd bardziej egzotyczny, często jesień i zima są jedyną porą, kiedy w ogóle organizowane są takie wycieczki. Przez okres typowo wakacyjny biura podróży koncentrują się na sprzedaży bliższych kierunków, takich jak Grecja, Turcja, Wyspy Kanaryjskie czy Chorwacja. Na jesieni zaś w katalogach pojawiają się Tajlandia, Malediwy, Dominikana, Kuba czy Zanzibar. Przygotowane przez biura podróży oferty, szczególnie w opcji last minute, dają szansę odwiedzenia naprawdę odległych zakątków świata za umiarkowane pieniądze.
oderwanie od szaro-burych krótkich dni
Bo kiedy, jak nie jesienią lub z początkiem zimy najbardziej tęsknimy za słońcem i ciepełkiem??? Ja rozumiem, wszystko rozumiem, nawet to, że PODOBNO są ludzie, którzy lubią jesień. Ok, złota polska jesień, mieniąca się wszystkimi kolorami liści z łagodnymi promieniami na twarzy – no, może być. Ale nie powiecie mi, że znacie jakiegoś fana tygodniowych opadów deszczu i pośniegowego błota w centrum miasta?! Możecie mówić, i tak i nie uwierzę! :P Dla mnie przerwa w tropikalnym klimacie paradoksalnie pozwala cieszyć się tymi częściami jesieni i zimy, który spędzamy w domu. Jak to możliwe? Otóż nie zdążymy się nimi znudzić czy nasycić, bo albo uciekamy myślami do zaplanowanego wyjazdu, albo też wracamy do niego wspomnieniami. I jakoś doturlamy się do wiosennego przesilenia.
Też tak uważam, wakacje po sezonie to jest to!
Piękne te zdjęcia ?
muszę pomyśleć nad wyjazdem w styczniu albo lutym, zacznę już czegoś szukać na bookaparcie, może mnie coś zainspiruje ^^
A czy ktoś z Was korzystał w tym okresie z oferty apartamentów Sun&Snow w Polsce? Jakieś opinie? Ciekawe miejsca?