Właśnie skończyła się pierwsza z tegorocznych dużych imprez dla blogerów. Jednocześnie dla mnie pierwsza ever. Część twórców pewnie jeszcze mniej lub bardziej spokojnie wraca do domu, z głowami pełnymi przemyśleń. Zanim jak grzyby po deszczu zaczną pojawiać się relacje, recenzje i reinkarnacje, pomyślałam, że dorzucę swoje trzy… złote. Nie, nie, to nie pomyłka. Nie o pieniądze tu idzie, tylko o złote myśli.
Fejmy są ludźmi.
Lubię ludzi. Poznawać, obserwować, słuchać. Jestem zwierzęciem towarzyskim, co nie przeszkadza mi, aby zaszyć się w kącie i tę swoją towarzyskość pielęgnować tak “bardziej w sobie” jednak.
Wielką przyjemnością było zobaczenie na żywo tych, których czasem od lat czytam. I poniekąd traktuję jak starych znajomych (ale spoko, jeszcze nie słyszę w głowie ich głosów, nie jest najgorzej). Czuję jakbym w blogosferze była od bardzo, bardzo, bardzo dawna. Jako czytelnik, oczywiście. Wielu spośród autorów, których odwiedzam wirtualnie, przyjechało do Poznania – albo uczyć innych, albo się. Jako kompletny świeżak, środowisko postrzegam jako specyficzne i mimo wszystko dość hermetyczne. Teoretycznie łatwo w nie wejść, założenie bloga zajmuje kwadrans, a zrobić to może każdy z podstawową zupełnie wiedzą. Płynna, niedookreślona jest jednak granica między blogerem a blagierem. Między “dużymi blogerami” a całą resztą. Gdybym miała pokusić się o wyznaczenie tej cienkiej, czerwonej linii pomiędzy “planktonem” a “grubymi rybami” byłoby to działanie. Przejście od “chcę zrobić” do “robię”. Spotkanie z fejmami oprócz walorów podglądackich daje też motywacyjnego kopa. Pokazuje, że oni to tak naprawdę my. Tylko cokolwiek później.
Najtrudniejszy pierwszy krok. Ok, pierwsze sto kroków.
Nieważne, ile tych kroków jest jeszcze przed Tobą. Jeśli WIESZ, dokąd idziesz, idź. Możesz się zatrzymywać, zastanawiać, ba czasem nawet możesz się cofnąć, to nic złego. Cokolwiek uznasz za stosownej w danej chwili, rob to!
… ale nie rezygnuj. Jeśli miałabym zastanowić się nad jedną, jedyną wspólną cechą “dużych”, rozpoznawalnych i spełnionych blogerów, byłaby to WYTRWAŁOŚĆ.
Zapi3#%alaj.
To mądrość zaczerpnięta z wykładu Michała Sadowskiego, który chyba pożyczył ją od jakiegoś Pawła. Albo Pabla. Czy jakoś tak.
Wolne tłumaczenie dla tych czułych na wulgaryzmy: dużo pracuj. Tylko w ten sposób: działając, ucząc się i napierając wciąż do przodu, zbliżasz się do celu.
Jeśli zastanawiasz się właśnie, co ze mną nie tak, że po wnioski o tym stopniu ogólności muszę jeździć do Poznania, już wyjaśniam. Czasem człowiek, kobieta szczególnie, gmatwa się w wątpliwościach. W codzienności, obowiązkach, dzieciach. Łatwo poplątać się w blogowej gmatwaninie, mnożą się wtedy wątpliwości i problemy, za rogiem czyha rezygnacja i bezsens, które lubią dopaść czasem człowieka.
Ogólnie — zapada ciemność. Super jak wtedy wpada w Twoje życie taka Ola Budzyńska lub Janina z latarką (i foką na głowie!) i rzuca trochę światła na mroki niewiedzy i niepewności (mówiąc wprost: czarnej dupy, w której wydaje Ci się, że jesteś).
Dla tych, którzy ich nie znają (Babciu, to dla Ciebie! Bo nie wierzę, że ktokolwiek jeszcze mógł o nich nie słyszeć…) mój subiektywny ranking fejmów. Czyli ludzi, których lubię czytać, a teraz okazało się, że i słuchać!
Pani Swojego Czasu, czyli Ola Budzyńska — po pięciu minutach jej prezentacji wiedziałam, że zapiszę się do niej na kurs (co właśnie uczyniłam!). To jedna z takich osób, które rozsadza dobra energia i uśmiech w zasadzie nie schodzi z ich twarzy. Marzy mi się, że podczas kursu trochę tych fluidów na mnie przejdzie :D
Janina Daily. Tu mam problem, bo nie wiem, o czym powinnam napisać na początku. Czy o jej przezabawnych historiach, które opisuje na swoim blogu (i fanpage’u!)? Czy o tym, że na BCP doprowadziła mnie do płaczu. Ze śmiechu. Kilkukrotnie! Czy o tym, że dostała owację na stojąco i pół sali chciało usiąść obok niej, a najchętniej w ogóle wrócić z nią do domu?! Jeśli nie znacie Janiny, wskakujcie na jej bloga, to odmieni Wasze życie.
Jason Hunt vel Kominek vel Tomek Tomczyk — pisze od zawsze, mniej więcej od wtedy też “się kończy”. Jakoś skończyć się nie może, ciągle ma coś ciekawego do powiedzenia i okazało się, że jednak to, że tak naprawdę jest dinozaurem to plotki. To marka sama w sobie, więc słowa w zasadzie są zbędne. Wikipedia i Wróżbita Maciej Blogosfery – wie, co było, co jest i co będzie. I lubi się tą wiedzą podzielić!
Andrzej Tucholski. Wstyd przyznać, ale nie znałam go wcześniej. “Go” w sensie bytu blogowego, bo dalej go nie znam, niestety. W ogóle był to ostatni wykład na konferencji i byłam o krok od odpuszczenia go sobie. Wysłuchałam z zapartym tchem, rzadko, oj rzadko, w jednej osobie jest tyle charyzmy, inteligencji i wiedzy. To była czysta przyjemność. Teraz w zasadzie będę kończyć, bo muszę przeczytać jego całego bloga, rozumiecie, czas nagli.
Blog Conference Poznań — dzięki za suche żarty i wodę. I za wszystko inne, co robicie dla Blogosfery. Miło mi, że mogłam tam być, wracałam zmęczona, ale z pomysłami, inspiracjami, planami. Piękny weekend przeżyłam dzięki Wam.
Wrócę do Was, na pewno. Pięknie wyglądałoby w tym miejscu wyznanie, że dlatego, że zostawiłam w Poznaniu serce. Rzeczywistość jest bardziej prozaiczna: zostawiłam laptopa.
I nie, niestety to nie jest żart.
.
Panią Swojego Czasu również śledzę i mam książkę :) Zainteresowałaś mnie Janiną Daily. Zaraz do niej zajrzę.
Super zazdroszczę weekendu, być może za rok również uda mi się tam pojechać ;)
Dokładnie takie same przemyślenia dopadły mnie, również i na moim pierwszym, BCP.
Niesamowicie abstrakcyjne uczucie móc stanąć obok i zamienić parę, totalnie nieprzemyślanych, słów z taaaakimi sławami jak chociażby Janina.
Rzeczywiście znalazłam w sobie nowe pokłady optymizmu i zapału do pracy, bo mimo, że pisanie bloga jest dla mnie przede wszystkim rozrywką, to jednak chciałabym widzieć jakiś efekt, że nie piszę tego tylko dla siebie.
Pozdrawiam :)
Czadowo, że znalazłaś w sobie na BCP nowe zapały energii, ja trochę myślę, że to jest właśnie główna zaleta takich spotkań – że można zobaczyć, że hej, tylu nas jest w tym internecie, a tak naprawdę wszyscy mamy podobne problemy i czasem potrzebujemy takiego samego dobrego słowa :)
Niby wszyscy chcieli wziąć mnie do domu, ale na obiad to nikt nie zaprosił :( Ale tak bardziej poważnie – dziękuję! Tak ładnie to napisałaś z tą latarką, a ja bardzo długo myślałam nad tą prelekcją, to jest jak sprawić, by była choć trochę przydatna każdemu, niezależnie od tego jak długo i o czym pisze, więc cieszę się, że trochę mi się udało! Powodzenia w dalszym blogowaniu!
To jest naprawdę wielka sztuka, aby powiedzieć COŚ MĄDREGO albo COŚ ŚMIESZNEGO, wielu się to nie udaje przez całe życie. A Ty nie dość, że dźwignęłaś temat, to jeszcze było to i mądre, i zabawnie podane. Następnym razem zabiera Cię na obiad, bo ja trochę lewa w tych networkingach jestem. Wolno się rozgrzewam, ale jak już ruszę… :P
Generalnie jest tak, że nie ważne czy to biznes blogowy czy jakikolwiek inny jest tak jak napisałaś – trzeba być wytrwałym i nie poddawać się. Po jakimś czasie zobaczysz jak mijasz ludzi, którym zabrakło tej wytrwałości, cierpliwości i samodyscypliny.