Są miejsca, które zapadają w pamięć i serce już od pierwszego spojrzenia. Dla mnie jednym z nich zdecydowanie jest Glendoria. Kiedy zobaczyłam zdjęcia z tej leśnej oazy, wiedziałam, że po prostu musimy tam pojechać. Na spełnienie marzenia przyszło mi trochę poczekać. Głównie z powodu terminów – miejsce jest dość oblegane, a my mamy tendencję do spontanów. Próbowałam raz, drugi i trzeci – z marnym skutkiem. W styczniu zrobiłam z odwiedzenia Glendorii misję na 2020 rok – udało mi się zarezerwować pierwszy tydzień czerwca.
Spełnione marzenie miało słodko-gorzki smak, o wszystkim zaraz opowiem. Najpierw będą zalety ;)
Glendoria – miejsce magiczne, gdzieś w lesie ukryte
Miejsca pełne straganów z chińskim badziewiem raczej omijamy szerokim łukiem, podobnie oblegane smażalnie frytek i pełen sezon w tłocznych, turystycznych miejscowościach. Jeśli masz podobnie, są spore szanse, że w Ględach będzie Ci dobrze. Glendoria to pierwszy w Polsce glamping, czyli koktajl kampingowego życia z odrobiną luksusu. A wszystko zaserwowane wśród dzikiej przyrody, z dobrym jedzeniem podanym 3 razy dziennie.
Miejsce jest kameralne – ot, raptem kilka pokoi i parę namiotów rozrzuconych na 40 hektarach warmińskiej ziemi. Nie ma tu tłoków, jest śpiew ptaków, lasy, łąki. Nikt nikomu nie wchodzi w drogę, przez większość dnia zdawało nam się, że jesteśmy tam sami (mimo, że był komplet gości).
Wybrałam oczywiście nocleg w namiocie, który tak naprawdę ma wszystkie wygody z niezłej klasy hotelu. Przestronne wnętrze podzielone na dwa pomieszczenia, niewielki aneks kuchenny, a jako wisienka na torcie – łazienka z widokiem na las. Mieszkaliśmy w namiocie zwanym “Na górce”, naszymi sąsiadkami były żaby z pobliskiej sadzawki i ptaki, które co rano dawały niezapomniany koncert. Sam namiot jest świetnie przygotowany dla gości, czyściutki i niezwykle klimatyczny. Jest łóżko w stylu kolonialnym, własnoręcznie zrobione przez gospodarzy. Są wszystkie niezbędne meble, ciepłe wełniane koce i koza z przygotowaną skrzynką drewna.
Jakie minusy ma spanie w luksusowym namiocie?
Jak piękny i czysty by ten elegancki namiot nie był… pozostaje namiotem. Dla nas zdecydowanie największym minusem była temperatura. Kiedy na początku roku robiłam rezerwację, w najśmielszych snach nie zakładałam, że temperatura w nocy w pierwszych dniach czerwca będzie spadała do 6 stopni. Co to oznaczało w praktyce? Niestety – że w namiocie było niewiele więcej tych stopni. Spaliśmy ubrani w większość ubrań, jakie zabraliśmy na tygodniowy pobyt. Pod dwoma kołdrami, dwoma pledami i dwoma wełnianymi kocami. Mimo tego, że w nocy wstawaliśmy co 2 godziny, żeby dołożyć drewna do kozy (drewno płatne dodatkowo za każdą skrzynkę), do osiągnięcia komfortu termicznego było daleko.
W ciągu dnia pogoda była bardziej łaskawa, choć niestety daleka od wakacyjnej. O skorzystaniu z basenu mogliśmy tylko pomarzyć. Czwartego dnia pobytu, kiedy nawet nie było słońca, postanowiliśmy wrócić do domu. Jednak leniwy odpoczynek na łonie natury kojarzy mi się nierozerwalnie ze słońcem i ładną pogodą. Glendoria jest wspaniałym miejscem na letnie upały i długie, ciepłe wieczory.
Jeśli chodzi o minusy – bo kwestia pogodowa jest całkiem niezależna i nie sposób kogoś za nią winić. Dla mnie wady są dwie – plaża i sprzęt pływający. Plaża jest gminna, więc pełna okolicznego towarzystwa z głośną muzyką. I petów, na które trzeba uważać, kiedy dzieci bawią się w piasku. Natomiast kwestia sprzętu – do swobodnego korzystania gości Glendorii jest kajak i łódka. Niestety oba sprzęty są zaniedbane i w po prostu kiepskim stanie. Próbowaliśmy popływać z dziećmi, niestety skutecznie utrudniało to np. połamane siedzisko w kajaku i zdezelowane wiosła.
Nie lubię się czepiać o detale, natomiast cena pobytu, która wcale nie należy do niskich, powinna zobowiązywać – choćby do tego, aby o taki sprzęt zadbać. Piszę o tym, bo mam wrażenie, że inaczej recenzja nie byłaby pełna. Teraz będą już tylko zachwyty.
Zjeść dobrze jak… w Glendorii!
Zarówno śniadania, jak i obiadokolacje były przepyszne. Świeże, inspirowane polską kuchnią i przygotowane z lokalnych specjałów. Nie ma wyboru, codziennie menu wypisane jest kredą w stodole – ogólnodostępnym miejscu spotkań. I posiłków.
Do stodoły (otwartej całą dobę) można przyjść na herbatę, kawę czy kawałek ciasta. Można zaszyć się w pięknej, drewnianej bibliotece albo grać bez końca w planszówki. Jest pokaźna kolekcja filmów, ale dla mnie tak naprawdę relaksem był kubek kawy pity w spokoju, z widokiem na łąkę.
Glendoria to dobre miejsce dla dzieci. Znajdą tu przestrzeń, biedronki, koniki polne i łąkę do biegania. Jest trampolina, huśtawki, a w ciepłe dni wspomniany basen. Przez cały nasz pobyt odkrywaliśmy rozrzucone, magiczne miejsca – a to hamaki, kiedy indziej wiszące w cieniu stuletnich drzew bujane fotele, leżaki na pomoście, a nawet kozę, którą odwiedzaliśmy każdego dnia.
W Glendorii działa przepiękne, leśne SPA. Niestety z powodu koronawirusa tej wiosny oczywiście nieczynne. Wybraliśmy się tam na spacer i mogę potwierdzić, że jest absolutnie bajkowe.
Podsumowując: Glendoria to miejsce wyjątkowe i wierzę, że można tam spędzić cudowne wakacje. Nam nie dopisała zupełnie pogoda, więc doświadczenia mamy jakie mamy. Korzystając z doświadczenia – raczej odradzam wizytę z bardzo małymi dziećmi – nie wyobrażam sobie przewijania malucha w taki ziąb w środku nocy. Ewentualnie – wybierzcie zakwaterowanie w pokojach, tam na pewno jest cieplej.
Na koniec jeszcze trochę zdjęć, bo miejsce na nie zdecydowanie zasługuje:
Jeśli chcesz jako pierwsza dowiadywać się o ciekawych miejscach na rodzinny wyjazd, koniecznie dołącz do profilu Moi Mili na Facebooku!
Zgadza się, do odpoczynku trzeba mieć spokój. Kilka lat temu pojechałam z dziećmi do Sopotu, w którym byłam kilka razy z koleżankami. Wtedy to było super, a z dziećmi się tylko zmęczyłam. Teraz tylko małe miejscowości. Tam odpoczywam :).