Wiecie jak jest – najfajniejsze rzeczy odkrywa się przypadkiem. Tak było właśnie kilka dni temu: wybraliśmy się na rodzinny spacer i zupełnie niespodziewanie natrafiliśmy na niewielki, bardzo kolorowy sklepik. Jego wystawa była tak piękna dziecięcych cudowności, że nie było opcji, abyśmy po prostu poszli dalej. Musieliśmy z dzieciakami wejść. I przepadliśmy.
Firmowy sklep Bajo
Sklep mieści się w Krakowie, przy ulicy Grodzkiej 60. Jeśli jednak mieszkacie zbyt daleko od stolicy Małopolski, aby wpaść tam na zakupy, nie traćcie ducha – na szczęście (albo nieszczęście, dla naszych portfeli…) jest sklep internetowy.
Muszę przyznać, że po wejściu do tego ślicznego świata pełnego barw i drewna, z ogromną radością i satysfakcją odkryłam, że jest to firmowy sklep polskiej firmy Bajo. Jeszcze kilka lat temu na próżno byłoby szukać takich piękności, pozachwycać mogłam się jedynie gdzieś w podróży, gdy we Francji czy Hiszpanii znajdowałam lokalną kącik z zabawkami. Super, że my też mamy w końcu firmy, które tworzą zabawki, które z dumą możemy eksportować. Zabawki są projektowane i produkowane w Polsce, mają wszystkie niezbędne certyfikaty i atesty.
Nie zdołam wymienić wszystkiego, co wpadło mi w oko. Wydaje mi się, że najbardziej znane są pojazdy Bajo, utrzymane w podobnej, lekko zaokrąglonej stylistyce, dobrze wyprofilowane dla dziecięcych rączek. Są klocki, cała masa układanek i puzzli – od najprostszych, po ten bardziej skomplikowane – z alfabetem czy nauką obsługi zegarka. Są nawlekanki, śliczności do ciągnięcia albo pchania dla najmłodszych a nawet ogromny domek dla lalek. Z całą pewnością każdy znajdzie tam coś dla siebie :)
Często zachwycam się drewnem. Lubię je w każdej postaci, też jako materiał, z którego wykonane są zabawki dla dzieci. Te od Bajo są ekologiczne i estetyczne, pięknie łączą potrzeby dzieci i rodziców. A do tego wypada podkreślić, że mają naprawdę przystępne ceny.
Leon wypatrzył dla siebie miecz. Ma ich w domu co prawda całkiem sporą kolekcję, jednak umówmy się – nie jest to argument dla sześciolatka ;) poza tym wolę kupić jedną porządną rzecz, niż pół siatki chińskiego badziewia na Rynku i w jego okolicach. Póki co – miecz mimo wyjątkowo intensywnej eksploatacji miewa się znakomicie! I oby tak zostało :D