Najgorsze rady dla matki, jakie kiedykolwiek usłyszałam

Najgorsze rady dla matki i ojca.

Jeśli chodzi o dawanie rad innym, są dwie zasady: “nie znam się, to chętnie się wypowiem” i “prędko, nim dotrze do mnie, że to bez sensu”.

No to czas – start:

Najgorsze rady dla matki i ojca to:

wyśpij się na zapas

Absurdalne rady dla rodziców zaczynają się o dziwo jeszcze przed porodem. Ta o wysypianiu się na zapas doprowadzała mnie do furii, szczególnie w ostatnich tygodniach, kiedy niespecjalnie było mi w jakiejkolwiek pozycji wygodnie. A w nocy wstawałam do toalety milion razy. Albo nawet dwa miliony. Zawsze chciałam w takiej sytuacji odpowiedzieć, aby pani spróbowała najeść się na zapas.

przestań ją ciągle nosić!

Nie wiem czy lepsza jest rada, czy uzasadnienie w tym przypadku: bo się przyzwyczai. Odpowiadałam wówczas z kamienną twarzą, że jeśli nie przyzwyczaiła się przez 9 miesięcy w brzuchu, to już raczej się nie uda ;). Mina rozmówcy – bezcenna.

proszę pani, ale gdzie czapeczka?!

Hasło niemalże kultowe. Próżno szukać matki, która nigdy nie tłumaczyła się ludziom (najczęściej obcych, choć bywają od tej reguły wyjątki), że nie chce swojego dziecka zamrozić. Brak czapeczki, opaski, sweterka, ciepłych skarpetek… w czerwcu. No ja się nie dziwię, że to może bulwersować. Zdecydowanie faworyt plebiscytu najgorsze rady dla matki.

moje tak nie wybrzydzało

Jasne, że nie. Twój roczniak korzystał z noża i widelca, a w restauracjach zamawiał zwykle ostrygi, ewentualnie liście jarmużu. Oczywiście, że nigdy nie podałaś dziecku gotowego dania ze słoiczka, a po wodę chodziłaś z wiadrem do źródła rzeki. Nic dziwnego więc, że latorośl ze smakiem zjadła wszystko do ostatniego okruszka, a na słodycze, makaron i frytki nawet by nie spojrzała.

za naszych czasów to…

To jest rada najbardziej uniwersalna – można podstawić cokolwiek. Za naszych czasów nie jeździło się w fotelikach. Lub: za naszych czasów dzieci cukier z cukiernicy jadły i żyły. Za naszych czasów w domyśle wszystko było lepiej, dzieci chowały się samopas niczym wilki w lesie, jadły gruz i kłaczki kurzu i wszyscy byli niespotykanie szczęśliwi. Takie odnoszę wrażenie, gdy zastanawiam się jak te “ich czasy” wyglądały. Nieważne w sumie – ważne, że było lepiej. W sumie nic tylko pozazdrościć.

ale geny to listonosza chyba?

To nie tyle rada, ile “bystra” uwaga, która jakoś mi pasuje do dzisiejszego wpisu. Z racji tego, że moje dzieci mają włosy w kolorze złotego blondu – a ja przy blondzie nawet nie stałam, co rusz trafia się jakiś zabawny inaczej rozmówca, który rzuca tekst o listonoszu. Albo sąsiedzie. No, sami przyznacie – boki zrywać.

Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Emil
Emil
2 lat temu

ciekawe