Blogowanie uwielbiam z tylu powodów, że nie dam rady ich wszystkich tu wypisać. Jednym z nich są wszystkie wiadomości, jakie od Was, Czytelników moich ulubionych, dostaję. Czasem są zabawne, zdarzają się radosne, bywają takie z pytaniami o różne rzeczy (serio, kiedyś wysmażę taki zbiorczy post z pytaniami, na które Wam odpowiadam w prywatnych wiadomościach :P). Są też maile trudne i smutne, jak życie. Wtedy razem zastanawiamy się, jak by tu można było problem rozwiązać. A czasem wśród tych wiadomości trafia się PEREŁKA. Tak właśnie trafiła w moje ręce wiadomość z prośbą o pokazanie światu fragmentów poniższego opowiadania. Napisała do mnie siostra autorki, od słowa do słowa, Moi Mili – jesteście pierwszymi Czytelnikami opowiadania “O Zenku marynarzu”. A jeśli przypadnie Wam do gustu, a macie wśród znajomych lub znajomych znajomych Wydawcę lub Wydawnictwo – piszcie śmiało. Puśćmy Zenka na szerokie wody! :D
***
Zenek nie pamiętał, kiedy ostatni raz się tak najadł, jak owego wieczoru. Wszyscy poznosili na stół prawdziwe rarytasy, starannie wyszukane w najciaśniejszych zakamarkach portu. Każdy mógł znaleźć tam coś dla siebie: okruszki chleba, kawałki egzotycznych owoców, wióry drewna, świeże i suszone listki, a nawet kawałki ziemniaków, co szczególnie uradowało głodnego Zenka. I wszyscy chętnie dzielili się swoimi zdobyczami.
– Port to idealne miejsce dla takich jak my, mały – wyjaśnił mu Krab. – Nie ma takiej rzeczy do jedzenia, której byś tu nie znalazł. Na statkach co dzień przypływają tysiące skrzyń, w których zawsze zostają jakieś smakołyki dla takich małych poszukiwaczy. Oprócz tego co dzień rano wystawia się przy molo setki straganów, z których też zawsze uda się coś uszczknąć.
– No dobrze, ale właściwie jak to się stało, że tu jesteście? Gdzie są wasze domy i wasi przyjaciele? Co tutaj robicie i na co czekacie? – zapytał w końcu Zenek, bo ciekawiło go to już od dłuższego czasu.
– Słyszeliście? – krzyknął Krab, a wszyscy dookoła zamilkli. – Myślę, że nadszedł czas na opowieści.
– Oh, uwielbiam nasze opowieści! – wykrzyknęła Ważka. Reszta wygodnie usadowiła się na swoich posłankach. […]
Opowieść Kornika
Moim marzeniem było wybrać się na spacer po prawdziwym lesie. Moglibyście sobie pomyśleć, że to przecież nic nadzwyczajnego dla kogoś, kto na co dzień żyje wśród drzew. Ale to nie takie proste. Korniki rodzą się, dorastają i pracują w pniu drzewa. Całe życie w jednym pniu. Jest nam tam ciepło, to prawda, jest przytulnie, jedzenia mamy w bród i nie znamy głodu, mieszkamy w ogromnych koloniach, więc nie jest nam smutno, jednak nigdy nie opuszczamy swojego drzewa. O lesie wiemy niemal wszystko. Słuchamy opowieści, które raz na jakiś czas przynoszą nam sowy albo wiewiórki i przekazujemy je sobie z pokolenia na pokolenie. Wiemy, że część z nas mieszka w drzewach, które mają liście, a część w takich, które mają igły. Znamy zapach grzybów, choć większość z nas nigdy żadnego nie widziała. Wiemy, co to mech, sarny i lisy. Potrafimy rozpoznać śpiew ptaków przed burzą i skrzypienie śniegu pod wilczymi łapami. Przez lata zrozumieliśmy, że las to ogromne królestwo, gdzie codziennie można odkryć coś nowego. Niektóre drzewa się lubią i pomagają sobie nawzajem w czasie suszy. Inne myślą tylko o sobie. Drzewa rozmawiają ze sobą i nikt nie słyszy tego lepiej niż korniki.
– Kochani, widzę, że nadchodzi ogromny deszcz. Czas rozwinąć liście, żebyśmy wszyscy mogli napić się świeżej wody! Wystarczy dla każdego, nie pchajcie się – mawiają stare dęby przed deszczem, pouczając młodsze i mniejsze drzewa. Kochamy las, budzimy się i zasypiamy, myśląc o drzewach, ale nigdy poza żadne nie wychodzimy. Zawsze bardzo lubiłem, gdy nocą odwiedzały nas sowy i opowiadały o tym, co się wydarzyło w świecie. Wieczorem zawsze śpiewają swoją nocną piosenkę:
Oto bajka, nadstaw ucho
Lasu słuchaj, lasu słuchaj
Sny zielone noc ci niesie
Sny o lesie, sny o lesie
Czasem odfruwam bardzo daleko
Czasem się wznoszę wyżej niż drzewa
Ale niż liście
Ale niż las
Piękniej mi nocą nikt nie śpiewa
Kiedy wszyscy szli spać, ja potrafiłem całą noc słuchać sowich historii – a sowy są bardzo gadatliwe, umieją mówić nawet przez kilka dni bez przerwy.
Długo myślałem o tym, jak mógłbym wymknąć się z naszego pnia i choć na chwilę zobaczyć to wszystko, o czym tyle słyszałem. Aż wymyśliłem, że ukryję się pewnej nocy w sowich piórach. Jestem przecież taki mały, że po zmroku niemal zupełnie mnie nie widać. Tak też zrobiłem. Gdy pewnego wieczoru przyleciała do nas sowa, żeby odpocząć, wślizgnąłem się między pióra na jej skrzydle i czekałem, aż poleci dalej. Wydawało mi się, że czekam całe lata, tak byłem podekscytowany. W końcu poczułem zapach świeżego powietrza, igieł, grzybów, jagód i sam nie wiem czego jeszcze, tak wiele ich było. Lekko wyjrzałem zza piórka w którym siedziałem i ujrzałem tysiące kolorów. Zielone liście, brązową ziemię, fioletowe jagody, czerwone borówki, żółte kaczeńce i niebieskie kałuże. Gdy sowa zleciała trochę niżej, ześlizgnąłem się ze skrzydła i wylądowałem na miękkim mchu. Byłem bardzo szczęśliwy. Wędrowałem po lesie bardzo długo, co dzień zachwycając się nowymi zapachami i widokami. Jednak po pewnym czasie zacząłem tęsknić za kimś, z kim mógłbym porozmawiać. W lesie żyje mnóstwo stworzeń, to prawda, ale niewiele jest tak małych jak ja. Niektóre zwierzęta przechodziły obok, w ogóle mnie nie zauważając. Wreszcie postanowiłem się zdrzemnąć i zastanowić, co robić dalej. Zasnąłem na ogromnej stercie ściętych pni – pomyślałem, że może upadły tak w czasie huraganu, o którym kiedyś opowiadały sowy. Gdy się obudziłem następnego dnia, wszystkie pnie znajdowały się na jakiejś wielkiej, głośnej maszynie. A maszyna stała o tu, w porcie, niedaleko naszego magazynu. Do tej pory nie wiem jak to się stało, ale los przywiódł mnie właśnie tutaj.
Zenek nie mógł uwierzyć własnym uszom. Opowieść Kornika również była podobna do jego własnej historii, choć nie było w niej nic o Królu Mórz. Czy to możliwe, że oprócz morza i wiatru, las także jest fascynujący? Zenek pomyślał, że świat musi być bardzo, bardzo duży. Większy niż do tej pory mu się wydawało.
– Zenku, czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej o swojej podróży? Szczególnie chcielibyśmy poznać tę cześć z płynięciem przez morze. – Odezwali się nagle bracia Tramwaje. Zenkowi wydawało się dosyć zabawne, że mówią do niego dwa głosy jednocześnie. – Bo widzisz, my też planujemy wypłynąć w morze. Chcemy dotrzeć na jego drugi brzeg!
Autorką opowiadania jest Barbara Biel, zaś wszystkie przepiękne ilustracje namalowała Lila Serafin :)
.