Spis treści:
akt 1: ziemia
Nigdy nie myślałem, że będę mógł zbudować dom. Swój własny. Bo skąd na to brać? Tak nam się jakoś pięknie złożyło, że żona w ciążę zaszła. Trzecią. Nie planowaliśmy tego, ale cieszyliśmy się bardzo. Później się okazało, że jeszcze na dodatek dostaniemy ziemię od gminy. Żebyśmy się pobudowali. Ja pierwszy w całej okolicy dostałem! Miało być więcej, powiedzieli, że ile sobie wykarczuję drzew, tyle będzie moje. Narobiłem się, drzewa powycinałem, a oni połowę ziemi zabrali. Ot, taka niesprawiedliwość – wiadomo, z władzą nie pogadasz, no bo co tu gadać.
Oleg z żoną i trójką dzieci mieszka w malutkim pokoju, u teściów. Do swojej dyspozycji mają 15 metrów kwadratowych. Stoi tam meblościanka, pamiętająca odległe czasy. I dwa łóżka, w tym jedno piętrowe, bo inaczej by się nie mieścili. Miejsca zostaje tyle, że dwie osoby mogą jakoś się minąć. Ledwo.
akt 2: plany domu
To takie moje marzenie było, nierzeczywiste takie – żeby mieć dom. Ale jak się ta ziemia od gminy nam dostała, to pomyślałem, że to może się udać. Równałem teren, bo to takie pagórki i doły były, że nie uwierzyłabyś. Nasypywałem, pieliłem. Jak człowiek coś swojego ma, to od razu inaczej chce się dbać.
Szukałem planów domu. Dorywczo od lat pracuję na budowach, to i owo widziałem. Ale nie narysuję przecież sam. W Internecie patrzyłem, po sąsiadach, co kto gdzie stawia. Później miałem szczęście, bo mój przyjaciel wyjechał do pracy. Na budowach robił, najpierw w Polsce, a później dalej na Zachód. Trafił do Niemiec i akurat taki malutki, przyjemny dom stawiali. I on mi – pyk – zdjęcia planów wszystkich porobił i powysyłał. Gdzieś tam stoi już nasz domek. Chociaż nie, nasz trochę inny, bo ja wejście do łazienki przerobiłem. Źle było to zamurowałem, później rozbiłem ten mur, co ja się z nim narobiłem, to moje. Fajne te plany, nie pokażę, bo schowane są. No, ale sporo już widać, prawda?
akt 3: kamienie na budowę
Do wybudowania domu potrzebne są cegły. I to był problem właśnie, bo cegły są w cholerę drogie. U nas jednak robi się tak, że część budynku można stawiać z kamieni połączonych zaprawą. Na kamienie nie chciałem wydawać, a zresztą nie było co wydawać. Grosza nie ma, to wziąłem żonę i pojechaliśmy na polne drogi. Nie uwierzysz, co zrobiliśmy – zagaja z dumą. Jeździliśmy po polach i zbieraliśmy kamienie. Godzinami i dniami, samochód wyłożyłem ceratą, żeby się nie pobrudził. Żona moja nosiła te kamienie, ja młotem i szpadlem kruszyłem je na mniejsze. Kilka samochodów tych kamieni nazbieraliśmy, człowiek by nie uwierzył, ile towaru po polach jest rozrzucone. I po co to kupować?
Te kamienie przydały nam się do zrobienia fundamentów. I podmurówki. Wszystko, co się dało z nich robiłem, w końcu solidne są i za darmo. Żeby lepiej wyglądało, żonie pędzel dałem i ona pomiędzy kamieniami taką fugę wyrównywała. Niech to jakoś wygląda, jak człowiek się buduje. Niech sąsiady patrzą! Przez całe miesiące spędzałem na budowie kilka godzin dziennie. Wszystko sam zrobiłem. U Was to inaczej jest, wiem. Jak człowiek nie ma pieniędzy, to musi sobie radzić. Ja sobie radzę.
Dół kopałem na fundamenty, taki się kamień ogromny trafił – bo to tereny takie, że pełno tego. Wyjąć go było trzeba, ale wyjść skubany nie chciał. Teść przyszedł na pomoc, potem mój brat. Trzy dni się męczyliśmy. I poszło! O, taki był – Oleg wskazuje na swój pas. Wielki taki.
akt 4: więcej kamieni
Kamienie z dróg to za mało. Bo ile to osobówką przewieziesz? Znaleźliśmy kamieniołom, takie skały. To wzięliśmy kilof, jakiś młot, trochę sprzętu – ale ręcznie wszystko, bo prądu przecież nawet tam nie było. Sami skuliśmy ponad 30 ton kamieni, chodź pokażę Ci zdjęcia. I tak kamień po kamyku stawiałem dom. Później już nie dawaliśmy rady z tymi kamieniami, zresztą się skończyła dolna część i trzeba był cegieł. Ale nawet na takie najtańsze, poobijane, nie było pieniędzy. Zostawiłem moją budowę i rodzinę i pojechałem do Polski, na zarobek. Wytrzymałem siedem miesięcy. Wróciłem i następnego dnia kupiliśmy cegły i kilka worków cementu. Dumny jak paw pokazuje mi zdjęcie, na którym jego dwuletnia córeczka trzyma plik lokalnej waluty. Zrobione w dniu powrotu na Ukrainę. Następna w albumie jest fotografia cegieł. A kolejna to ściany domu, które z nich powstały. Szybko powstały, Oleg musiał się uwijać – przecież chciał wrócić do Polski, żeby zarobić na strop.
akt 5: kłopoty
Wszystko szło dobrze, aż po więźbę. Co przywiozłem trochę pieniędzy, to kawałek do przodu poszła budowa. Na życie wydajemy minimalnie, nie będziemy remontować pokoju, ani nic. Bo przecież tamten dom to nie mój. A ten – wiadomo – mój jest. To od razu inaczej się człowiekowi chce, nie?
Wiosną teraz pojechałem na dach zarobić. Psia kość, coś w kręgosłupie mi strzeliło i musiałem wrócić. Bo gdzie z chorymi plecami na budowie. U siebie to jakoś zrobię, ale do roboty się nie nadaję. Kłopot mam, bo trzeba zakryć mury, żeby nie niszczały. Muszę zdążyć przed zimą. Pracę mi znajomy załatwił, ale od jesieni dopiero. Nie zdążę tego zrobić, trzeba skądś pieniądze załatwić. Skombinuje się, przecież nie może mi się woda lać do domu. Nie wiem jeszcze skąd, nie znam nikogo, kto ma takie pieniądze. Ale załatwi się, zawsze się jakoś załatwia.
epilog
Chodzimy po budowie i po pedantycznie zadbanym wręcz ogródku. Widać szczęście i dumę, choć dom nie jest nawet w stanie surowym. Jest mały i przepięknie położony, wokół równiuteńko przystrzyżona trawa. Spaceruję po ogródku, wchodzimy w końcu do środka. Oleg pokazuje mi, gdzie będzie salon, kuchnia i nawet łazienka. Ja tymczasem na prędce liczę, jak długo budowa już trwa. Coś mi się nie chce wierzyć, dopytuję zatem:
– Oleg, mi wychodzi, że Ty już 4 lata budujesz. Możliwe to?
– Tak, dokładnie! Szybko się uwinąłem, co? Wszystko sam, wszystko.
Milczymy chwilę, ja zatopiłam się w niedowierzaniu, on w szczęściu i dumie.
– Świetnie Ci poszło, Oleg. Kawał dobrej roboty, wiesz?
Kiwa tylko głową, w milczeniu wracamy do pokoiku u teściów, gdzie troje dzieci stara się nie wchodzić sobie w drogę. Idziemy.
– Kiedy planujesz się wprowadzić z rodziną do własnego domu?
– Nie wiem, teraz to myślę tylko o tych pieniądzach na dach. Ale jak będzie mi szło tak szybko, jak teraz, to pewnie za 8 lat czy coś. Bo idzie mi błyskiem…
jak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.bardzo smutne, bałam się ,że na koniec zabiora mu dom.
Mój tato 11 lat budował. :)
Moi rodzice sa hitem budowy, budowali dom 20 lat, bez kredytu, ojciec może że 2-3 razy był na zarobku za granicą,dodam, że moja mama była non stop na bezrobociu