Spis treści:
- 1 Synu złotowsłosy, Kochanie moje,
- 2 – A wiesz, mamo, że chyba będę Błaszczykowskim?
- 3 – Będę Błaszczykowskim i będę grał mecze. I będę Was z tatą zapraszał, żebyście patrzyli! – dodajesz zadowolony.
- 4 – Możliwe też, że będę ratownikiem górskim! – oświadczasz triumfalnie.
- 5 – Mamooo, ale na wakacje mogę w góry pojechać. I wtedy będę ratownikiem, przez chwilę.
- 6 – Możliwe też, że jak będę duży, zostanę hydraulikiem.
- 7 – Albo bokserem będę. Strasznie groźnym.
- 8 – Jednak chyba będę panem z firmy sprzedawania samochodów. Tylko będziesz musiała mnie wozić do pracy, bo wydaje mi się, że trudno jest mieć pozwolenie na kierowanie autem.
- 9 Mama
Synu złotowsłosy, Kochanie moje,
dawno do Ciebie nie pisałam, wiesz? To chyba dlatego, że każdego dnia stajesz się coraz bardziej rozgadanym, rezolutnym chłopcem i rozmowy z Tobą pochłaniają wiele chwil, które wcześniej nazwałabym wolnymi. Zamiast rejestrować czy spisywać, wolę z Tobą po prostu być. Słuchać Cię i oglądać – jesteś najpiękniejszym, najmądrzejszym i zarazem najbardziej wzruszającym filmem mojego życia. Nie przesadzę, jeśli powiem, że jedną z moich i taty pasji jest podglądanie, obserwowanie Cię. Tego, jak sobie radzisz, jak wzrastasz, dokąd niesie Cię Twoja nieograniczona niczym fantazja…
Jednak dziś obudziłam się wcześnie. Zrobiłam sobie kawę i zaszyłam się z laptopem u Mili w pokoju. Pomyślałam, że to idealna chwila, żeby do Ciebie napisać. Nadgonić zaległości, bo wierzę, że te listy kiedyś będą dla Ciebie CZYMŚ. Niezależnie od tego, jak potoczy się życie, niezależnie od wszystkiego – będą dla Ciebie żywym, namacalnym dowodem na miłość, o jakiej się ludziom nie śniło. Na wszystkie sztormy i burze Twojego życia, chcę Cię wyposażyć w kamizelkę ratunkową z bezwarunkowego uczucia i totalnego matczynego podziwu. Bo jesteś Cudem, który nam się w życiu wydarzył i celebrujemy Twoją obecność każdego dnia, często oniemiali z zachwytu. Nie spotkałam na swojej drodze człowieka, który miałby w sobie takie pokłady dobra, mądrości i piękna. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wybrałeś nas na swoich rodziców. Nawet nie wiesz…
Dziś chcę Ci napisać o przyszłości. Jednak nie o tej najbliższej jak Boże Narodzenie czy kolejne wakacje. Nie, nie. Wczoraj jechaliśmy razem na warsztaty kulinarne do Centrum. Cenię takie chwile, bo jesteśmy wtedy tylko we dwoje: Ty i ja. Mogę skupić całą uwagę na naszej rozmowie, w pełni się nią cieszyć bez dzielenia uwagi na pięć innych rzeczy. Jechaliśmy sobie przez zapadaną, jesienną Warszawę. W głośnikach Muniek z naszego ulubionego T. Love, w moim kubku ciepła kawa. W pewnym momencie powiedziałeś:
– A wiesz, mamo, że chyba będę Błaszczykowskim?
Z mojej strony lekka tylko konsternacja, bo przecież ostatnio intensywnie zastanawiasz się nad swoją przyszłością. Widać, że knujesz i kombinujesz i bardzo chciałbyś podjąć decyzję. To takie urocze u pięciolatka… Zupełnie nie przemawiają do Ciebie moje zapewnienia, że masz jeszcze czas. Że nie musisz się spieszyć z wyborami. Że przez wiele kolejnych lat świat stoi przed Tobą otworem. Po to, abyś zbierał doświadczenia, wnioski. Abyś próbował, doświadczał i sprawdzał, co Ci pasuje, a co niekoniecznie. Żebyś podróżował, smakował, błądził. Jednak nie. Ty chcesz zdecydować, widać, że aż Ci dymi czaszka od myślenia o swoim przyszłym zawodzie. Opowiadam Ci, że ja swoją ścieżkę odkryłam dopiero grubo po trzydziestych urodzinach. Ty jednak chcesz postanowić już, teraz, natychmiast.
– Będę Błaszczykowskim i będę grał mecze. I będę Was z tatą zapraszał, żebyście patrzyli! – dodajesz zadowolony.
Dobrze, Kochanie. To na pewno fajnie być piłkarzem, z radością będziemy patrzeć jak jesteś Błaszczykowskim. Uśmiechasz się, jedziemy dalej. Mija minuta, później druga…
– Możliwe też, że będę ratownikiem górskim! – oświadczasz triumfalnie.
Wspaniale! To bardzo szlachetna i pełna wyzwań praca, aby nieść innym pomoc. Dodaję jednak nieśmiało, że my przecież nie mieszkamy w górach.
– Mamooo, ale na wakacje mogę w góry pojechać. I wtedy będę ratownikiem, przez chwilę.
No jasne, że tak. Po prostu! Znów nie doceniłam elastyczności myślenia pięciolatka. Ehh, ależ ta dorosłość nas ogranicza jednak. Zamyślamy się oboje. Mija kilka chwil, nie wiem ile, to przecież bez znaczenia. W najważniejszych chwilach w życiu nie zerkamy na zegarek…
– Możliwe też, że jak będę duży, zostanę hydraulikiem.
O, tu mnie masz. Nie spodziewałam się, nawet nie wiem, skąd ten pomysł. Zanim jednak pochylę się nad tą możliwością, słyszę:
– Albo bokserem będę. Strasznie groźnym.
Zimny pot oblewa mi czoło. No jakoś nie mam przekonania, nie wiem, Synu, myśl dalej. Mamroczę coś cicho, że nie przepadam za walkami i że to niebezpieczne. W głowie nie mieści mi się, że mój blond anioł, największy na świecie całym pacyfista byłby… bokserem?! Mój niepokój nie trwa jednak długo, bo z zamyślenia wyrywa mnie Buniowy głos:
– Jednak chyba będę panem z firmy sprzedawania samochodów. Tylko będziesz musiała mnie wozić do pracy, bo wydaje mi się, że trudno jest mieć pozwolenie na kierowanie autem.
Śmieję się w duchu. Urzeka mnie to połączenie dziecięcego, dziecinnego w zasadzie, myślenia z realiami dorosłego świata. Zlepiasz w całość skrawki rzeczywistości, wyobrażeń i swoich obaw, tworząc wybuchową mieszankę. Widać jak ona w Tobie buzuje, kipi, jakie to wszystko jest zmienne i żywe w Tobie. Zanim dojeżdżamy do Hali Koszyki, głośno postanawiasz, że będziesz kowbojem. I niespełna minutę później – że jednak elektronikiem. Gdybyśmy jechali dalej, pewnie miałbyś kolejne pomysły.
Skręca mnie z ciekawości – kim będziesz? Jakie podejmiesz decyzje, co polubisz, co pokochasz, czego będziesz unikał. Po prostu – którędy będzie wiodła Twoja życiowa droga…
Będę Ci kibicować z całych sił, niezależnie od trasy, jaką dla siebie wybierzesz.
Kocham Cię, mój Buniu z krainy snów,