Są takie miejsca, do których wystarczy wejść, aby zakochać się bez pamięci. Nie wiem czy chodzi o leniwą, pozytywną atmosferę? O zapach, który unosi się w powietrzu? Czy może o wystrój, który sprawia, że masz ochotę tam siedzieć i siedzieć… i siedzieć? Bo przecież to przepyszne jedzenie, zjawia się dopiero później, po szklance domowej lemoniady czy kieliszku Prosecco. To potwierdza moja teorię, że są miejsca totalne, czyli takie, gdzie dobre i piękne jest po prostu wszystko. Jednym z nich, z całą pewnością, jest poznańska Papierówka!
Papierówka Poznań, czyli jeden z najsmaczniejszych adresów w mieście
Pierwszym, co zwróciło moją uwagę jest świetne położenie – niby w centrum i blisko Starego Rynku, a jednak na uboczu, w kameralnej okolicy. Przy samym parku, na ulicy Zielonej. Za to łapią pierwsze punkty. Kolejne są za niezwykle klimatyczny ogródek. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby tak wyglądał mój taras – jest prosto i bezpretensjonalnie. W drewnianych skrzynkach stoją aromatyczne zioła, na gości już od progu czekają jabłka (w końcu nazwa zobowiązuje!).
Później jest – sama nie wiem – równie dobrze czy… jeszcze lepiej. Przemiła obsługa, krótkie menu, które zmienia się podobno bardzo często, a za chwilę – domowe lemoniady w trzech smakach. Do teraz nie zdecydowaliśmy, która jest najsmaczniejsza!
Na przystawkę zjedliśmy na spółę hummus z mango z fallafelami – zaskakujący i pyszny, nawet dla tych, którzy miłośnikami hummusu nie są (jak Tomek). Moim głównym daniem była nieziemska, naprawdę nieziemska, polędwica z dorsza. Nie mam słów, żeby się jej nachwalić, tego trzeba spróbować i już. Nawet teraz, gdy tylko patrzę na jej zdjęcia, w mig jestem głodna, mimo że niedawno zjadłam całkiem konkretne śniadanie.
Na uznanie zasługuje też dziecięce menu – niby klasyk, ale mistrzowsko wykonany. Jeśli Leon zjada swoją porcję prawie do końca, to musi o czymś świadczyć :P
Deser… to zupełnie inna bajka. Nie bajka, a poezja właściwie. Jabłka pod kruszonką, podane z gałką lodów waniliowych. Idealny balans słodyczy, wymieszanie ciepłego i zimnego, połączenie różnych struktur. Ahhh, pycha!
Gdybyśmy mieszkali w Poznaniu, z całą pewnością stałabym się częstym gościem na Zielonej 8, oj tak!
edit: ZAMKNIĘTE NA STAŁE