Schudłaś 5 kg, bardzo się starałaś, dbałaś o dietę, systematyczne ćwiczenia, naprawdę masz poczucie, że zrobiłaś tyle, ile mogłaś. Jesteś zadowolona ze swoich efektów i z własnej silnej woli. Do czasu. Do chwili, kiedy okazuje się, że kumpela z pracy schudła… 7. Albo 13! I pół Twojej radości diabli właśnie wzięli – przecież to dwa razy tyle, ile Ty.
Planujesz piękny urlop. Wynajęliście domek pod lasem, nieopodal jezioro. I to w sierpniu, w szczycie sezonu, udało się, chyba gwiazdy Wam sprzyjały. Oczami duszy widzisz zbliżające się cudowne, rodzinne wakacje. Ale gdy dowiadujesz się, że Twój sąsiad właśnie wyleciał na Seszele – ten las już nie pachnie tak zniewalająco. I wiadomo – pewnie będzie lało, na dodatek jak las, to komary, komary to borelioza, a w ogóle na cholerę gdzieś jechać, już lepiej zostańmy w domu.
Piszesz książkę, wkładasz w nią całe swoje serce, dni, noce, oddajesz wszystko, bo wydanie jej jest Twoim marzeniem. I kiedy już prawie, prawie po nie sięgasz, już zaraz ma się ukazać drukiem – teściowa dostaje nagrodę Nobla. I szlag z książką, taka nagroda to by było coś. Ona na pewno jest lepsza. Koszmar.
Wiesz już, co chciałabym dziś powiedzieć? Nie porównuj się do innych. Jesteś piękna i jedyna w swoim rodzaju. Twój partner, Twoje dzieci, Twój dom – wszystko to jest unikalne, bo TWOJE. Już przez to po prostu bezkonkurencyjne. Życie to nie zawody w węższą talię, grubszy portfel, dziecko, które zna więcej słów i wcześniej samo myje zęby.
Rywalizacja, porównywanie czy wyścig potocznie kojarzy nam się ze sportem. Chociaż nawet tam nie zawsze jest najlepszą strategią i warto podkreślać korzyści wypływające z uprawiania dyscyplin zespołowych, to w codziennym życiu zazwyczaj jest kulą u nogi.
Jesteśmy bardzo rywalizującym społeczeństwem, podczas gdy jest to strategia życiowa obarczona wieloma wadami. Przede wszystkim ciągłe porównywanie siebie i swoich dzieci do innych, jest stresujące, zabija wiele radości życia, takiej prostej przyjemności istnienia. Sprawia, że nasze (a w konsekwencji także naszych dzieci oczywiście) poczucie własnej wartości jest uzależnione od “zwycięstw” odnoszonych w codziennym życiu. Rywalizacja wyzwala w nas wiele negatywnych uczuć – od zazdrości czy zawiści, przez chęć zdominowania otoczenia aż po gniew, złość czy niechęć gdy porównanie wypada na naszą niekorzyść.
Współpraca, wzajemne wspieranie się i spojrzenie bardziej łaskawym, łagodnym okiem – i na siebie, i na ludzi wokół nas – jest tym, co ma sens. Tym, co mnoży dobro wokół, daje nam spokój i zjednuje ludzi. Bądźmy dla siebie dobrzy i wyrozumiali, taki mam pomysł na świat.
Nie odnajdziesz swojego szczęścia w nieszczęściu innych. Zatem niedorzeczne jest unieszczęśliwianie siebie z powodu powodzenia innych ludzi. Brzmi prosto, może banalnie. Ale to prawda, której zrozumienie wyzwoli tych, którzy żyją w stresie porównań.
O tak, porównywanie to okropieństwo, prowadzi do braku pewności siebie i zaniżonej samooceny. Jako rodzic pamiętaj: nie pytaj jaką ocenę dostała koleżanka czy kolega twojego dziecka :-) A TY sama/sam pamiętaj: jesteś jedyna/y niepowtarzalna/y. Oryginał :-)
Tekst do uśmiechu i zastanowienia się nad sobą. Dwa w jednym. Fragment o Noblu teściowej świetny – nadal się uśmiecham na jego wspomnienie. Ach ta teściowa – musi uprzykrzyć nam życie :)
Zgadzam się z Tobą w 99%. Dlaczego nie w 100%? Bo myślę, że warto czasami popatrzeć na innych – na to co mają i co osiągnęli – trochę pozazdrościć, trochę się porównać. Może to być dobrym motywatorem do działania, do pragnienia zmiany :)
Świetny wpis, który daje dużo do myślenia i można się pośmiać. Rozbawił mnie ten fragment z teściową i nagrodą Nobla! :) Rzeczywiście zatracamy się w tej rywalizacji nie widząc tego co na prawdę w życiu ważne. Trzeba żyć po swojemu i czerpać jak najwięcej radości z niego :)
Porównywanie się jest bez sensu- zawsze od kogoś wypadniemy lepiej, od kogoś gorzej ;)
Zgadzam się, że porównywanie się z innymi może przynieść wiele szkody dla naszej psychiki – bo przecież zawsze znajdzie się ktoś lepszy, piękniejszy, mądrzejszy i bogatszy od nas, kto wpędzi nas w kompleksy ;) Ale z drugiej strony mogą też dać nam motywacyjnego kopniaka i zmobilizować nas, żebyśmy zainspirowali się czyimś sukcesem – i ruszyli do przodu z czymś, co do tej pory pozostawało wyłącznie w sferze naszych mrzonek i fantazji :)
Ostatni akapit – mistrzostwo. Tak, właśnie tak jest.
Kompletnie nie umiem funkcjonować bez porównań. Mój ulubiony przykład:
Swego czasu bardzo często grałam w logiczną grę i za nic nie mogłam pobić swego rekordu. Utrzymywał się na poziomie ok. 400punktów. Gdy zaczęłam rywalizować z kolegą, w krótkim czasie sięgnęłam prawie 1100. Gdy po 2 latach wynik pobiła moja mama, po kilku miesiącach niezbyt częstego grania ustanowiłam nowy rekord.
I tak jest ze wszystkim…