Im Mila staje się starsza, tym więcej czasu udaje mi się wygospodarować na czytanie. Ostatnio nie mogę narzekać, powoli nadrabiam zaległości i “nasycam się” książkowo (nie oszukujmy się, pierwsze miesiące we czworo nie sprzyjały rozwojowi, szczególnie mojemu i szczególnie intelektualnemu) .
Wśród moich ostatnich czytelniczych odkryć miejsce szczególne zajmuje książka Petera Graya “Wolne dzieci – jak zabawa sprawia, że dzieci są szczęśliwsze, bardziej pewne siebie i lepiej się uczą?”. Nie przesadzę jeśli napiszę, że spowodowała rewolucję w moim myśleniu i podejściu do wspólnego czasu z dziećmi. Nie mogę się przemóc, aby cokolwiek kreślić, zaznaczać czy mazać w książkach – taki mój lekki świr (a na widok zagiętych czy poplamionych kartek, dostaję zawału serca). Jeśli czuję, że muszę, ale to muszę, bo się uduszę, coś zaznaczyć – naklejam kolorowe karteczki. Niech najlepszą rekomendacją będzie to, że praktycznie mi się skończyły podczas tej lektury…
Kiedy urodził się Leon, dotarło do mnie jak wielką ponosimy wraz z Tomkiem odpowiedzialność za to, aby wyrósł na mądrego, dobrego człowieka. Zrozumiałam ile przed nami pracy, tłumaczenia, uczenia. Od pierwszych miesięcy szukałam naszych odpowiedzi na pytania co najlepiej wspomaga dziecięcy rozwój, jakie zabawki mają właściwości edukacyjne, na które zajęcia warto się wybrać. Podczas zabawy starałam się przemycić wiadomości, które uważałam za wartościowe. Jednym słowem – na poważnie zabrałam się za temat.
Z drugiej strony, kiedy widziałam pęd rodziców do organizowania dzieciom wolnego czasu, coś we mnie zgrzytało. Kiedy dowiedziałam się o dwuletniej córce sąsiadów (Polaków, żeby nie było wątpliwości), która z nianią jeździła do centrum Warszawy na zajęcia z… UWAGA… chińskiego. Kiedy słyszałam o wszystkich popołudniach kilkulatków wypełnionych dodatkowymi zajęciami. Miałam poczucie, że rodzice zatracili się w tym wszystkim. Że za mało dzieciom zostawili dzieciństwa.
Książka, którą dziś przynoszę, to mój przełom. Albo może zdefiniowanie go, bo zmiany w myśleniu następowały powoli przez wiele ostatnich miesięcy. Peter Gray przekonuje, że znacznie ważniejsze od zajęć dodatkowych, prac domowych i czasu organizowanego przez dorosłych, są dla dzieci wolność i niekontrolowana zabawa. Proste, prawda?
Brzmi jak szaleństwo, niektórzy pewnie obruszą się, że życie dziecka to jednak nieskończona zabawa. Prawda i fałsz. Bo aby zabawa spełniała swoją funkcję musi być wolna i pozbawiona nadzoru osób dorosłych. Tylko wtedy dzieci mogą same stwarzać reguły, mają szansę nauczenia się radzenia sobie ze swoimi emocjami. A także budowania przyjaźni, nauki rozwiązywania konfliktów i trenowania wielu innych umiejętności.
Autor przekonuje, aby zaufać dzieciom i wycofać się z nadmiernej kontroli, która nie prowadzi do niczego dobrego. Nie jest zła nuda, nie jest złe pozornie bezcelowe snucie się po podwórku. Nie warto przeliczać tego czasu na przeczytane książki czy odrobione zadania z matematyki.
Kluczowa jest tutaj pobłażliwość rodziców, rozumiana jako ufność w dziecko, w jego możliwości i wybory. Obecne czasy nie sprzyjają zaufaniu, ale wydaje mi się, że zachęcam, aby spróbować się przełamać.
“Wolne dzieci” warto przeczytać choćby po to, by mieć jakąś przeciwwagę do tego, co lansuje współczesny system edukacji, rozpoczynając już od przedszkola. To inne podejeście, wg mnie jak cofanie się do źródeł, do tego, co naturalne i pierwotne. Warto.
I jeszcze dwa cytaty z tej książki, które mnie zainspirowały:
“Większość ważnych lekcji, które dostajemy w życiu, nie jest związana z takim czy innym miejscem, przedszkolem czy szkołą, ale są to lekcje, których udziela nam samo życie” (Peter Gray)
:) Zaintrygowałaś mnie tym wpisem, chyba sama się skuszę na przeczytanie tej książki. Dzisiaj właśnie miałam okazję zaobserwować, jak moje dzieciaki, w których zabawy staram się zbytnio nie ingerować – co wypływa głównie z mojego egoizmu, bo kiedy Borys i Nadia się bawią, mam czas na czytanie;) – po raz pierwszy odkąd młodsza zaczęła raczkować, bawią się razem. I rzeczywiście ustalili wspólne reguły (żółte klocki Nadii, czerwone Borysa) i zgodnie nad tym pracowali. Miód na oczy matki. A że żyjemy w zwariowanych czasach i co rusz dajemy się wciągnąć w jakieś wyścigi z samym sobą i zatracamy naturalność – no… Dowiedz się więcej »
Książka jest naprawdę warta zainteresowania – można w niej znaleźć naukowe podstawy do tego, aby bez wyrzutów sumienia zrobić czasem krok w tył i wycofać kontrolę ;) serdeczności czwartkowe dla Was!
Zainspirowałaś mnie. Kupuję książkę.