Są takie miejsca, z których możesz wyjechać, ale kawałek Ciebie już na zawsze w nich pozostanie. Albo wręcz odwrotnie – z Tobą w podróż ruszy żywe wspomnienie owego zakątka. Dla mnie zdecydowanie jednym z takich miejsc jest Ecorosarium. Miałam o nim nie pisać, chciałam chytrze zostawić je tylko dla siebie, swoich wspomnień i planów. Jednak za każdym razem gdy patrzę na zdjęcia ze schyłku ubiegłego lata, szeroki uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Więc jednak, niech będzie, niech stracę. Opowiem Wam dziś o miejscu wspaniałym.
Ecorosarium – miejsce z duszą nad brzegiem najpiękniejszego z mórz
Wierzę w przypadki, w momenty i przeznaczenie. Po prostu byliśmy sobie z tym miejscem pisani. Kiedy w ubiegłym roku jeździłam po Pomorzu Zachodnim zbierając materiału w ramach Mistrzostw Blogerów, tak zagapiliśmy się na żubry nieopodal Międzyzdrojów, że… zostaliśmy bez noclegu. Zbliżał się wieczór, pogoda średnia, a dzieci zaczynały marudzić. Jednak zanim byłabym zmuszona przeżywać cienie rodzinnego podróżowania na spontanie – telefon odebrała Cudowna Kobieta. Mimo późnej pory i skończonego sezonu, zgodziła się nas przyjąć w swoim Ecorosarium. I tak rozpoczęły się najbardziej niezwykłe dni, które spędziliśmy w zachodniopomorskim.
Kiedy dziś, po niemalże roku, wracam do nich myślami, przed oczami staje mi nieskoczona zieleń ogrodu, w którym kryją się domki. Bo Ecorosarium to rodzaj rodzinne agroturystyki, warunki są bardzo zwyczajne, a jednak całe miejsc – oj, wierzcie mi, niezwykłe aż do granic. Jest przestrzeń, można spacerować, chować się i uciekać. Można bujać nogą w hamaku, wszystko właściwie można i niewiele trzeba. Pachnie ogrodem – inaczej rano, tuż po przebudzeniu, kiedy wszystko pokryte jest warstwą rosy. Inaczej w południe, kiedy kwiaty i zioła nagrzewają się złotym słońcem. A w zupełnie inny sposób, kiedy kończy się dzień i przy ognisku obserwujemy gwiazdy, tuląc się do dzieci.
Agroturystyczny raj dla dzieci
Dzieci, niezależnie od wieku, wybiegają z domku rano i nie mają ochoty wracać. Trudno się im dziwić, bo mają tu wszystko, absolutnie wszystko. Czekają rowery, hulajnogi i malutkie samochodziki. Są domki dla lalek i chyba każdy sprzęt sportowy, jaki sobie wymyślicie. Jest plac zabaw, tajne przejścia, a p. Ela pozwala sobie ukraść z kuchni miskę i gotować zupę z chwastów.
Drzewa uginają się pod ciężarem dojrzałych owoców, w wielu miejscach rosną zioła – wszystko można oczywiście zrywać i… zjadać! Z całą pewnością chwile spędzone w tej oazie zieleni były jednymi z najsmaczniejszych w całym ubiegłym roku…
Bo jedzenie jest tu niezwykłe. Domowe, prawdziwe, smakowite jak rzadko się zdarza. Niby każdy powinien gotować sobie sam, ale Serce i Dusza tego miejsca – a to podrzuci trochę miodu z własnej pasieki, a to pomidorka z krzaczka… Albo domową zupę, o której myśleć będziecie jeszcze długo, w chłodne, jesienne dni. I poranna kawa, przyrządzana (podobnie jak reszta posiłków) we wspaniałej, klimatycznej, plenerowej kuchni…
Nad morze trzeba kawałek dojechać, to prawda. Jednak coś za coś – próżno tu szukać straganów z badziewiakami po 5 zł, długich żelków i muzyki weselnej. Tu koncerty grają pszczoły, cykady i ptaki, dla których ten dom i ogród stały się azylem. To nie jest miejsce dla wszystkich. Jednak jeśli lubisz się zatrzymać, pobyć razem, pogapić się w niebo i pohuśtać w hamaku – nie ma chyba lepszego miejsca.
To wszystko, o czym piszę, jest ważne, może nawet bardzo ważne. Jednak dla mnie wszystko rozbija się o atmosferę. Bo wiecie – może być dużo zieleni, wszystko eko i stylowo, jednak kiedy miejsce nie ma serca – to klapa. Tu jednak poczujesz się jak w domu, może nawet w jakiejś jego magicznej, ulepszonej wersji. Bo czy w domu możesz potomstwo wozić w taczce? Albo czy w Waszej wannie wyrastają tak pyszne pomidory?
TUTAJ znajdziesz wpis o najlepszych atrakcjach dla dzieci w województwie zachodniopomorskim.
Jak w raju!!! Cudowne miejsce! ♡