Ale o co w ogóle chodzi, chciałoby się zapytać. Już opowiadam! :)
Czy wiecie, że w Warszawie jest 3552 restauracji? Nie to, że liczyłam :P policzyli Hindusi, ja tylko znalazłam fajny artykuł na ten temat (LINK). Żeby porwać się na otworzenie kolejnej, trzeba mieć w sobie dużo odwagi, fantazji i szaleństwa. I, moi Mili, znalazł się taki odważny żeglarz z Gdyni, którego wiatr przywiał do stolicy i który nic z takiej konkurencji sobie nie robił! Czy słusznie…?
Oboje z Tomkiem uwielbiamy owoce morza, przywodzą nam na myśl podróże, przywołują wspomnienia z naszej pustyni i skłaniają do… planowania kolejnych wyjazdów. Zatem wszystko, co dobre. Po prostu musieliśmy odwiedzić Lokal na Rybę, czyli nową restaurację, o której sam szef kuchni na fejsbukowym profilu pisze tak: “Serwujemy dania kuchni jachtowej według widzi mi się gotującego żeglarza Bartosza Liska, głównie ryby i owoce morza. Można jeść palcami”. Mnie zaciekawili.
Lokal jest kameralny, kilkanaście niewielkich stolików wewnątrz i kilka na świeżym powietrzu (to jest to, co kocham! sezon na posiłki w ogródkach mógłby dla mnie nigdy się nie kończyć), wystrój przytulnie-oszczędny, ale z detalami, które sprawiają, że czujemy się jak na morzu albo w małej knajpce w portowym miasteczku gdzieś na południu Europy. Gospodarze przesympatyczni, był nam ciepło i rodzinnie, a i Leon był zaopiekowany (a spod ziemi udało się im wykopać dla niego kredki – za co jeszcze raz dziękujemy!). Czułam się trochę jakby posiłki serwował stary, dobry znajomy, który ugościł nas w swoim domu. Jednym słowem: swojsko. Naturalnie, bez zadęcia, po sąsiedzku. Świetne miejsce na wieczór we dwoje czy spotkanie z przyjaciółmi. Zanim w ogóle dostaliśmy jedzenie, czułam, że to miejsce, do którego po prostu chce się wracać. Miejsce, gdzie spokojnie można posiedzieć, swobodnie porozmawiać, spędzić dobrze wieczór.
Na Rybę jest wyjątkowa. Bo czy ktoś słyszał o restauracji otwartej tylko przez trzy dni w tygodniu? Z trzema pozycjami w menu?! Otwartej tylko przez 6 godzin?!?!?! Za każdym razem innymi, warto dodać. My trafiliśmy na zamulony czwartek, czyli święto muli i małży. Do tego domowa cytrynada i dobrze dobrane białe wino. Wszystko, co dostajemy jest świeże, menu uzależnione od powodzenia połowów, komponowane z dbałością o detale, z użyciem sezonowych warzyw. Brzmi pysznie? Słusznie.
Żeby nie przesłodzić – risotto mogłoby chwilę dłużej zostać na patelni, a do pomidorów dodałabym odrobinę więcej ziół. Ale to detale, które z łatwością można dopracować. Jestem przekonana, że ekipa żeglarzy nie osiądzie na laurach, a wręcz przeciwnie – będzie coraz lepiej. Bo aż przyjemnie patrzeć jak bardzo im zależy na ludziach, na jedzeniu i na tym miejscu.
Odwaga jest w cenie, w życiu i w jedzeniu. Gratuluję jej Bartoszowi Liskowi, będę trzymać kciuki. A jak zatęsknię za zapachem morza, na pewno wrócę w progi jego restauracji.
INFO:
Lokal na Rybę
Wejście od Różanej 42
Janek 506 182 364
Bartek 690 043 304