Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w epoce szumnie nazywanej PRZED DZIEĆMI, nigdy bym nie pomyślała, że będę mieć coś wspólnego z edukacją domową. Nauka w domu kojarzyła mi się z XIX-wieczną guwernantką, ewentualnie z rodziną pustelników odciętą od cywilizacji i kontaktów społecznych. Tymczasem tak się zdarzyło, że wybraliśmy dla naszych dzieci życie bez szkoły. Droga do tej decyzji była długa i wcale nie prosta. Musieliśmy dojrzeć i się odważyć, trochę też zaryzykować. Jednak moja wewnętrzna przekora lubi chodzić pod prąd i kusiło mnie, aby opuścić system, który mnie rozczarował.
Edukacja domowa – skąd taka decyzja?
Jak wspomniałam na początku – kiedy urodził się Leo, później Mila, byłam pewna, że oboje będą chodzić do przedszkola. Później szkoły podstawowej, średniej i tak aż im się znudzi. Udało nam się znaleźć wspaniałe przedszkole, w którym Leon praktycznie od pierwszego dnia poczuł się wspaniale. Wszystko szło “zgodnie z rodzicielskim planem”, aż tu – wcale nie nagle, tylko powolutku właśnie – przedszkole zaczęło się psuć. Lista zastrzeżeń wobec placówki rosła, niestety nie wywiązywała się ona ze składanych obietnic, coraz wyraźniej rozmijając się z deklarowanymi wartościami. Leon spędził tam dobre 2 lata, pod koniec tego czasu i On, i my byliśmy zmęczeni. Nie będę wdawać się w szczegóły, bo ani to czas, ani miejsce.
Na rosnące wątpliwości wobec przedszkola (i zbliżającej się zerówki) nałożyły się podróże. Rok 2018 był pod ich względem niezwykle obfity. W lutym byliśmy z dziećmi na Malediwach, w czerwcu, lipcu i wrześniu w ramach Mistrzostw Blogerów spędziliśmy wiele tygodni w województwie zachodniopomorskim. Pomiędzy kolejnymi wyjazdami na Pomorze, w lipcu wybraliśmy się autobusem na Ukrainę. W sierpniu za to – dla odmiany – we współpracy z Porsche objeżdżaliśmy Niemcy. W październiku odkrywaliśmy uroki Djerby i południowej Tunezji. Listopad zaś spędziliśmy w Singapurze. Pomiędzy tymi wyjazdami były te drobniejsze – weekendowe wypady czy podwarszawskie wycieczki.
Wierzę, że życie czasem podpowiada nam najlepsze dla nas scenariusze. Po prostu w którymś momencie uznaliśmy, że doświadczyliśmy wszystkiego dobrego, co miało do zaoferowania przedszkole. Kiedy wychodziłam z niego ostatni raz, dalej nie przyszłoby mi do głowy, że to nasz pierwszy krok w kierunku życia bez szkoły. To miała być tylko chwila, opcja przejściowa.
Później, jakby równolegle, działy się dwie rzeczy: odkrywaliśmy jak nam fajnie i dobrze się żyje bez placówki. Bez budzików, bez odrabiania prac domowych, bez strajków i standardów. Równocześnie szukałam dla Leona szkoły. Marzyło mi się miejsce pełne wolności, bo w takim duchu towarzyszymy Leonowi od urodzenia. Chciałam dla niego szkoły leśnej, dzikiej, naturalnej i podążającej za uczniem. Chętnie inspirowanej fińską myślą edukacyjną. No i położonej bliżej niż 20 km od naszego domu.
Nie znalazłam.
Powoli i dość nieśmiało zaczęła we mnie kiełkować myśl o edukacji domowej. Spotkałam na swojej macierzyńskiej drodze inspirujących ludzi, którzy opowiadali mi o tym, jak to sprawdza się w ich życiu. Jakie są korzyści i jakie ograniczenia. Jak zwykle w życiu – kiedy zwracasz na coś uwagę, okazuje się, że sporo tego jest wokół nas.
Zależało mi na tym, aby Leo mógł rozwijać się w swoim tempie. Chciałam, żeby otoczony był inspirującymi ludźmi. By podróżował i doświadczał świata w całej jego różnorodności. By mógł godzinami prowadzić eksperymenty chemiczne (zwane przez niektórych mieszaniem mąki z wodą) i czytać książki – te, które go interesują. Wierzę, że edukacja domowa może być drogą, która doprowadzi nas do spełnienia tych i wielu innych marzeń. Życie bez szkoły może być absolutnie fantastyczne i ciekawe, choć wymaga to jakiegoś (wcale niezbyt wielkiego tak naprawdę) wysiłku opiekunów.
Wiem, że jestem w pełni odpowiedzialna za proces edukacji mojego syna. Zdaję sobie sprawę z obowiązków, jakie na siebie – jako rodzice – wzięliśmy. A z drugiej strony – potrafię docenić przywileje, które temu wyborowi towarzyszą.
Mam świadomość, że edukacja domowa nie jest dla wszystkich. Ona jest wyborem, jednym z tysięcy, przed którymi stajemy jako rodzice tych maleńkich ludzi. To, co sprawdza się dla nas, nie jest wyznacznikiem, mogę mówić tylko o tym, że dla nas to działa. Nigdy nie będę nikogo namawiać, aby opuścić system i iść swoją drogą. Chcę jednak pokazać, że życie bez szkoły istnieje. I ma się najcudowniej na świecie!
Ps. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że chyba nigdy jakoś poważniej nie opowiadałam o edukacji domowej w naszym życiu. Ponieważ dostaję o to wiele pytań, planuję cykl wpisów – zarówno dotyczących formalności, jak i tych całkiem praktycznych – czyli: jak wygląda nasz dzień, czy mamy w domu tablicę i ławki oraz… czy wystawiam dzieciom oceny. Jeśli jest coś, co chcielibyście wiedzieć – dajcie koniecznie znać tu lub w komentarzu na facebookowym profilu.
A czy nie martwi się Pani o brak kontaktu dziecka z rówieśnikami? Naukę pracy w grupie, samodzielne rozwiązywanie konfliktów itp? Pytam bo moja córka kończy za miesiąc 3 lata i zgodnie z mężem uznaliśmy, że nie chcemy by chodziła do przedszkola. Reakcją większości rodziny i znajomych było ogólne oburzenie i zarzut, że zrobimy tym dziecku krzywdę i wyrośnie na aspołeczną jednostkę. Co Pani o tym sądzi? Pozdrawiam Kasia.
Jestem bardzo zainteresowana edukacją domową. Moje dzieci są dopiero w wieku przedszkolnym ale gdzieś w środku kluje się myśl o zerwaniu z systemem. Bardzo czekam na cykl Pani wpisów poruszajacych temat edukacji domowej.
Kaju, jestem bardzo ciekawa takiej podstawowej domowej logistyki. Kto sprząta, kto gotuje, kiedy, o której kładą się dzieci, czy/ile oglądają baki/grają, czy będziecie robić formalne “lekcje”, czy macie czas we dwoje inny niż ten gdy dzieci śpią… Takie bardzo praktyczne informacje jak to ogarnąć organizacyjnie.
Dzień dobry, rozumiem i jest mi bliska idea edukacji domowej. Mam jednak kilka praktycznych pytań, jak łączą Państwo pracę z opieką nad dziećmi? Jak wygldaja relacje dzieci z rówieśnikami? Czy chodzą na jakieś zajęcia? Jak w praktyce to wygląda. Tego, ze bylibyśmy w stanie przygotować dzieci do egzaminów i zaliczeń, jestem pewna. Jak jednakże zorganizować dzieciom opiekę i relacje z rówieśnikami? Mój mąż jest pilotem i dość często lata. Ja mam wolny zawód, ale też potrzebuje czasu,żeby się przygotować, żeby zrealizować projekty. Dużo mogłabym zrobić z dziećmi, ale jednak nie wszystko. Pozdrawiam! Anna
Dziękuję za ten wpis! ED staje się coraz bardziej popularna, ale wciąż sa ludzie, którzy nic o tym nie wiedzą, a może dzieki Twojemu blogowi się dowiedzą. My właśnie od trzech dni jesteśmy w zerówce w ED:)) Ponieważ jesteś dla mnie od dawna bardzo inspirującą Mamą, chętnie przeczytam wszystko, co napiszesz na ten temat! Przy okazji – macie może doświadczenia z PPP w Dziekanowie? Tak coś kojarzę że chyba mieszkacie w okolicy… Pozdrowienia!
dzień dobry, Mam pytanie. Potrzebuje zabrać dziecko z zerówki pod koniec maja. Od września idzie już do innej szkoły, natomiast zostaje nam kwestia czerwca. Szkoła odmawia mi wystawienia dokumentu poświadczającego że syn przez 9 miesięcy chodził do zerówki. Czy może to zrobić? W czerwcu chciałabym naukę kontynuować z domu aby dopełnić ten obowiązek 10 miesięcy. Czy mogę w taki sposób rozwiązac te sytuacje? Pozdrawiam Ewa