Za mną pierwszy, pełny rok blogowania. O tyle ważny, że przyniósł przełomową decyzję o pozostaniu w klimacie pisania i zdjęć na najbliższy czas. Ciągle jestem na początku tej drogi, nieustannie się uczę, staram się poprawiać i rozwijać, ale z pełną pokorą przyznaję ile jeszcze nie wiem. Wiecie, co mnie zaskoczyło? Wy. To, że tak licznie i regularnie tu przychodzicie. Że czytacie, oglądacie, piszecie do mnie wiadomości czy maile. Że czasem zaczepicie na ulicy i poklepiecie po plecach (albo wytkniecie błąd lub zainspirujecie do czegoś). Zdziwiło mnie, że jednak można stworzyć miejsce, w którym gromadzą się kulturalni ludzie. Gdzie nie ma hejtu, złosliwości, ani zaczepek. Z tego jestem najbardziej dumna – że każdy, mam nadzieję, dobrze się tu czuje. I wierzcie mi, że nie jest to sprawa morderczej moderacji, bo komentarzy na przestrzeni roku musiałam skasować zaledwie kilka. Po prostu to miejsce przyciąga najlepsze mamuśki na świecie (i ojców, o Was też pamiętam!).
Ok, co by nie przedłużać – poniżej zestawienie 10 tekstów, które były najchętniej czytane w mijającym roku. Do wielu z nich mam sentyment, każdy w zasadzie pisało mi się inaczej, popularność niektórych mnie zaskoczyła. Zaczynajmy:
Ten tekst kosztował wiele łez – przede wszystkim Agnieszki, która jest jego bohaterką i która zgodziła się opowiedzieć mi swoją historię. Ale też moich, bo każde kolejne zdanie jej opowieści bolało niewyobrażalnie. Jednak mimo to – warto było. Ku przestrodze, ku pokrzepieniu, ku pamięci.
Wiadomo, że nikt nie lubi sytuacji, kiedy na 10 umówił się do fryzjera czy kosmetyczki, ewentualnie musi iść do roboty, a rano dziecko budzi się powiedzmy zakatarzone. Co tu robić? Choć większość rodziców z wypychaniem chorych dzieci do przedszkoli radzi sobie znakomicie, postanowiłam napisać taki króciutki przewodnik dla tych kilku sierot, które dopiero zaczynają swoją przygodę z tematem lub po prostu, z sobie tylko znanych powodów, nie ogarnęły jeszcze podstaw.
Temat imienia dla dziecka to przedmiot niekończących się dyskusji, czasem sporów, a nawet nieprzespanych nocy przyszłych mam (a także ojców, wszak oni też mają swoje typy i potrafią o nie niezłomnie walczyć!). Rankingi najpopularniejszych imion są pomocne dla dwóch dużych grup rodziców – tych, którzy chcą nadać imię popolarne i… tych pragnących tego uniknąć.
Tego tekstu miało nie być. Zaczynałam go pisać kilka razy, by ze złością zatrzasnąć laptopa. Wcale nie chciałam, aby powstał. Myślami jednak wciąż na nowo wracałam do tego tematu, a moje wzburzenie nie mijało. Zakładam, że zdążyliście się przekonać, że raczej stronię od kontrowersji, że nie tym sposobem chcę budować społeczność i zyskiwać Czytelników. Są jednak chwile, kiedy czara goryczy nawet najbardziej wyluzowanych mamusiek się przelewa. I kiedy mają ochotę walnąć pięścią w klawiaturę i wrzasnąć “DOŚĆ”. Ja dziś właśnie krzyczę, moim protestem i nawoływaniem do opamiętania jest ten wpis.
Zamarzyły mi się odmienione trochę ściany dziecięcych pokoi. O dodatkową motywację zadbał też Leon, bo podczas mojego pięciominutowego prysznica, zmalował metrowe graffiti w swoim pokoju. Oczywiście, że flamastrem permanentnym, mówi o tym prawo Murphey’ego ;) Przeczesałam więc siec w poszukiwaniu najpiękniejszych darmowych grafik, które po samodzielnym wydrukowaniu, staną się ozdobą dziecięcych królestw.
Gdyby był w Warszawie organizowany konkurs o złote gacie dla najbardziej oryginalnego placu zabaw, Olkówek (bo to jest jego oryginalna nazwa, czasem o tym miejscu mówi się też Jurajski Plac Zabaw) ma zwycięskie majciochy w kieszeni. No bo gdzie indziej starsze dzieci mają możliwość znaleźć się we wnętrzu dwóch gigantycznych dinozaurów? Albo zmienić się w archeologów i odkopać szkielet wielkiego stwora?! A młodziaki – wykluć się z jaja? No, przyznacie, że nie ma takich miejsc zbyt wiele.
Przez prawie 200 lat Hamleys stał się siecią sklepów rozsianych po całej Europie, a nawet świecie. A dziś? Dziś i my doczekaliśmy się swojego. Oczekiwania wobec ich sklepu były ogromne, czy udało im się je udźwignąć?! Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Ja pokażę Wam tylko kilka zdjęć, opiszę swoją wizytę i wrażenia.
Wystarczy krótki spacer czy wyprawa do pobliskiego sklepu, aby zaobserwować, że wiele matek doskonale zdaje sobie sprawę, co to znaczy przegrzać dziecko. I bardzo sprawnie wykorzystuje tę wiedzę w praktyce. Jednak temat jest głośny, nośny, więc postanowiłam dorzucić swoje trzy (bezsensowne) grosze.
Obawy nie okazały się bezpodstawne. Dziś, gdy od półtora roku jestem podwójną mamą, mogę wyznać z całą odpowiedzialnością, że NIE KOCHAM MOICH DZIECI TAK SAMO. Byłabym hipokrytką, gdybym napisała inaczej.
To, o czym dziś chcę napisać, nie przychodzi łatwo. Przeciwnie, te słowa układają się w mojej głowie od wielu tygodni. Ciągle coś w myślach skreślam, dodaję, zaczynam od początku, by po raz kolejny porzucić ten temat. Jednak koniec końców, to właśnie teksty powstałe w zadumie, a czasem i smutku, więcej mają sensu i mocy niż memy z kotami, prawda?
“Po prostu to miejsce przyciąga najlepsze mamuśki na świecie (i ojców, o Was też pamiętam!).” Ewentualnie możesz do tego dorzucić także osoby takie jak ja, które nie należą do żadnej z tych grup. :) 28 lat, bez żony, narzeczonej, bez dzieci, choć największym marzeniem jest mieć ich całą gromadkę. :) A jednak czytam Twojego bloga dość regularnie. :) pozdrawiam Marcin