2018 to był dobry rok. Łaskawy, obfity i równy. Jakby chciał zadość uczynić poprzednim, o których można powiedzieć wiele, ale nie to, że były łatwe. Miałam wtedy chwile zwątpienia, wydawało mi się, że mamy w wielu tematach tak pod górę, że już zawsze tak będzie. Że nic nigdy się nie zmieni i nie wyjdziemy na prostą.
Wyszliśmy, oj, wyszliśmy, znacznie szybciej niż myślałam. Kurz opadł, zostało jedynie mgliste wspomnienie tamtych nieprostych dni. Zmieniło się jedno – teraz znacznie bardziej cenię każdą spokojną chwilę. Cieszę się z drobiazgów, do problemów podchodzę z większym niż kiedyś spokojem i coraz lepsza jestem w szukania rozwiązań na chłodno.
Dziś chcę się skupiać na jasnych punktach mijającego roku. Trochę powspominać, ciut podsumować i odrobinę posnuć plany. Postanowień noworocznych raczej nie robię, wolę od razu zabrać się do działania. Nieraz przekonałam się, że aby ruszyć jakiś temat, trzeba zacząć działać… a nie czekać na 1. stycznia czy jakikolwiek inny dzień roku.
Rok 2018 był zdecydowanie czasem ogromnego rozwoju bloga. Z każdym miesiącem przybywało Was tutaj, ku mojej wielkiej radości i często niedowierzaniu. W styczeń wchodziłam z nieśmiałą myślą, że Moi Mili mogą być dla mnie czymś więcej niż krótką przygodą i próbą sił w wirtualnym świecie. Każdy tydzień i miesiąc przynosił kolejne potwierdzenia. Od Waszych komentarzy i wiadomości, które dają takiego kopa do działania, że trudno o nich mówić bez wzruszenia. Przez znajomości i spotkania w realu aż po ciekawe podróże i współprace z firmami, o których nawet nie śmiałam marzyć. Wszystko splotło się w cudowny pod względem zawodowym rok. Wszystko, co mogło się udać – udało się, jakby los przygotował na ten rok same dobre karty.
Spis treści:
Żeby jednak nie było zbyt cukierkowo
– muszę przyznać, że zdecydowanie sfera zawodowa zdominowała wszystko inne w moim życiu. Nie, nie narzekam – zrobiłam to świadomie. Czułam, że to mój czas i muszę go wykorzystać. Jednak obiektywnie – wiele musiałam za to oddać, wiele zaniedbałam. Od spraw prozaicznych jak czytanie książek czy sen (lub raczej resztki snu – każda mama wie, co mam na myśli…), przez skakanie przed TV wraz z Ewką Ch. aż po randki z mężem. A raczej – jakikolwiek czas z mężem.
Piszę tu o tym z dwóch powodów, dla Was i dla siebie. Sobie chcę po prostu przypomnieć, że rok 2019 ma być czasem przywracania równowagi. Chcę ograniczyć pracę, zadbać o czas bez elektroniki i swój wewnętrzny spokój. Moje ciało od jakiegoś czasu sygnalizuje mi zmęczenie, musiałam zacisnąć zęby, bo koniec roku był wybitnie pracowity. W chwilach największego zmęczenia powtarzałam sobie, że muszę wytrzymać do końca roku. Później Sylwester, jakieś drobiazgi do pozamykania i… ZIUUU! Wakajki! Czas dla rodziny, dla mnie i dla Tomka. Upragniony chill. Jednak piszę o tym wszystkim również dla tych z Was, którym wydaje się, że trawa w moim ogródku jest bardziej zielona. Nie, nie jest – jest po prostu inna. A wszystko ma swoją cenę, łatwo o tym zapomnieć, kiedy to inni ją płacą…
Sport trochę się o mnie upomniał, bo ostatnio czułam się już naprawdę jak wielki ziemniak. Ogromnie brakowało mi ruchu, zrezygnowałam nie tylko z wygibasów na macie, ale również z roweru, jazdy na łyżwach i wszystkiego, co wcześniej sprawiało mi frajdę. Od października zaczęliśmy jednak rodzinnie grać w tenisa. Sprawia nam to wiele radości i daje kopa energetycznego, którego nie da się chyba porównać z niczym innym. W 2019 zamierzam grać coraz więcej! I odkurzę matę, bo jednak Chodakowska daje radę ;).
STYCZEŃ
Pierwszym naszym celem w 2018 roku były cudowne, rajskie i nieporównywalne do niczego, co widziałam wcześniej – Malediwy. Na pewno sporym wyzwaniem była prawie 24-godzinna podróż z dwójką dzieci (w kolejność: taksówka, lot Warszawa – Doha, lot Doha – Male, lot Male – Maamigili, busik do portu, krótki rejs motorówką, przejazd meleksem). Widoki i klimat na miejscu wynagrodziły każdą minutę przebytej drogi. O wyspie, na której spędziliśmy piękny czas przeczytacie TUTAJ, a różne ciekawostki zebrałam w TYM POŚCIE.
LUTY
Naładowani azjatyckim słońcem z uśmiechem i godnością znieśliśmy ostatnie tygodnie zimy. W ogóle luty ma w sobie coś z magii – wreszcie, po wielu, wielu miesiącach na horyzoncie pojawia się wiosna. Niby jeszcze odległa, ale jednak.
Luty to oczywiście Walentynki, dla nas od 2012 roku podwójne święto miłości. Leon skończył 6 lat, a ja wciąż się zastanawiam JAK i KIEDY to się stało?! Szaleństwo jakieś.
MARZEC
Już na początku marca, wcześniej niż zwykle, przyszła wiosna. Dla mnie wydarzeniem, które zapamiętałam najlepiej jest na pewno kobieca sesja zdjęciowa. Bardzo fajne doświadczenie i zaskakujący efekt, mimo sporej tremy. Okazało się, że pozowanie do zdjęć wcale nie jest proste, wstyd jest mocnym przeciwnikiem, ale… warto. Oj, warto. Jeśli zastanawiacie się nad prezentem dla siebie lub bliskiej kobiety, gorąco Was zachęcam do przeczytania TEGO wpisu.
KWIECIEŃ
Kwiecień to dwa weekendowe wypady – Blog Conference w Poznaniu i niezbyt udany tym razem Cirque de Solei w Krakowie. O cyrku to szkoda pisać, ale zatrzymaliśmy się w bardzo fajnym miejscu – możecie przeczytać o nim TUTAJ. Jeśli planujecie wybrać się do Krakowa, to serio polecam. I obowiązkowo zaplanujcie wizytę w Historyland, bo miejsce jest niezwykłe i interesujące nie tylko dla dzieci (wpis TUTAJ).
MAJ
W maju podróży nie było, postanowiliśmy okupować ogród mojej Mamy i spędziliśmy tam dwa długie weekendy. Był grill, wylegiwanie na leżaku i rozstawianie basenu, dobry czas i fajne wspomnienia. Zostaną z nami tym bardziej, że nie spędzimy już żadnego lata w tamtym miejscu – Mama niedługo się przeprowadza.
Moim wielkim majowym WOW była propozycja pisania felietonów dla Gazety Wyborczej. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę – Wyborcza, ejj! To jedna z zaskakujących i najmilszych moimilowych konsekwencji. Felietony piszę co miesiąc i dalej bardzo się nimi jaram. I tak – jeśli pamiętam, kupuję papierowe wydania gazet, w których się ukazują. Lubię!
CZERWIEC
W czerwcu odkryliśmy maleńkie (i przepiękne!) Grzybowo. Spacerowaliśmy bez końca późnowiosennymi, pustymi plażami i odkrywaliśmy pyszne miejsca. Garść naszych wspomnień i opis pięknego miejsca, w którym się zatrzymaliśmy znajdziecie TUTAJ. A o naprawdę smacznym jedzeniu w Kołobrzegu pisałam TUTAJ.
LIPIEC
Chyba najbardziej niezwykła z tegorocznych podróży – zachodnia Ukraina. Wschód wciąż jest dla nas czystą kartą, więc spotkało nas wiele zaskoczeń. Pierwszym z nich był sam dojazd, bo wyprawiliśmy się… rejsowym autobusem, którym jeżdżą do i z pracy Ukraińcy. Korki na granicy, rozmowy z ludźmi, którzy wracają do domu po wielu miesiącach, widoki, jakich próżno szukać w Polsce. Zachwyciło mnie wszystko, od nieograniczonej gościnności i serdeczności ludzi, przez czystą, dziewiczą w wielu miejscach przyrodę aż po kuchnię – niby podobną do naszej, jednak zupełnie różną. Wróciłam z tysiącem zdjęć i… ogromnym niedosytem (najważniejszy post o Ukrainie znajdziecie TUTAJ). Na pewno jednym z moich planów na 2019 rok jest powrót na Ukrainę, tym razem na celownik bierzemy Lwów i okolice.
Końcówka lipca to tak naprawdę II etap Turystycznych Mistrzostw Blogerów. Wielka przygoda i radość z odkrywania z Wami woj. Zachodniopomorskiego. Pamiątką są te dwa wpisy (TUTAJ i TUTAJ), do których mam ogromny sentyment. Od wielu lat nie spędziłam tylu dni nad Bałtykiem co teraz. Fajne to było podwójnie, bo podróżowaliśmy oczywiście z dziećmi i mieliśmy wymarzoną pogodę. Wspomnienia upychałam do walizek garściami. Jednym z nich są na pewno niezapomniane urodziny w zupełnie pustym (i absolutnie czarującym) Pałacu w Przelewicach.
SIERPIEŃ
Chyba największą radość w tym roku sprawiło mi zajęcie I. miejsca w głosowaniu publiczności w Turystycznych Mistrzostwach Blogerów. Ogrom Waszego wsparcia i oddanych głosów dał mi naprawdę wielkiego kopa do działania na resztę roku. Nigdy nie marzyłam nawet, że coś takiego może mi się przytrafić… Wiecie – mój malutki, niespełna dwuletni blożek konta starzy wyjadacze blogosfery… Kosmos.
Współpraca z Porsche – tour po Niemczech – to była petarda. Wspaniała wyprawa, wspaniały samochód i wspaniała zabawa, powtarzam się, ale i tak nie wyrażę tego jak jestem dumna z tego projektu. Było WOW, a trochę zdjęć znajdziecie TUTAJ.
W sierpniu blog skończył też dwa lata. Trudno mi uwierzyć, wydaje się i krótko i bardzo długo. Nie pamiętam już tych czasów „sprzed”, pewnie dlatego, że bardzo polubiłam to moje blogowe życie. Otwieram laptopa i wiem, że czeka na mnie coś fajnego. Nowe teksty, maile od Was, propozycje i projekty, o których kiedyś nawet bym nie marzyła. Snuję coraz bardziej śmiałe plany podboju świata, oczywiście również tego pozablogowego :).
WRZESIEŃ
Śmiało mogę napisać, że nasz wrzesień sponsorowała cyfra „3”. Mila skończyła 3 lata, my po raz trzeci w tym roku wróciliśmy nad Bałtyk, aby wziąć udział w III etapie Mistrzostw Blogerów. W których zajęłam… UWAGA, UWAGA… trzecie miejsce. Jak na to patrzę z perspektywy, to może powinnam zagrać w totka i obstawić trójkę…? :P Konkursowy wpis znajdziecie TUTAJ.
PAŹDZIERNIK
Kiedy w Polsce złociła się jesień, my ruszyliśmy na południe w poszukiwaniu słońca. Zwiedzaliśmy przepiękną Djerbę, wielbłądem przemierzaliśmy Saharę i podziwialiśmy zapierające dech w piersiach krajobrazy południowej Tunezji. To były bardzo intensywne dni, wróciliśmy naładowali słońcem i… z ogromną chęcią na więcej.
LISTOPAD
Singapur – kraj zachwyt. Bardzo przyjemna, egzotyczna przerwa w jesiennej szarości. Spędziliśmy tam wspaniały czas – pełen zaskoków, pysznych smaków i widoków, które zapierają dech w piersiach. Nie wiem czy bardziej podobały mi się baseny na dachach, świeże owoce morza czy orchidee, które uwielbiam, a w takiej okazałości dotychczas widziałam wyłącznie na zdjęciach… Post o moim największych zaskokach z Singa znajdziecie TUTAJ. Okres świąteczny przerwał mi pracę na singapurskimi pracami, ale właśnie do nich wracam. Spodziewajcie się więc na blogu sporo relacji z naszej podróży i trochę propozycji, co ciekawego można zrobić. Nie tylko z dziećmi, oczywiście.
GRUDZIEŃ
Spokojna końcówka roku. Po raz pierwszy od daaawna udało mi się zwolnić, dokończyć rozpoczęte projekty i nawet wygospodarować czas na snucie marzeń. I planów, bo przecież bez nich trudniej realizować marzenia.
.
Plany, plany:
Generalnie kierunek blogowy się nie zmienia. Dalej zamierzam łączyć parenting z podróżami i lifestylem, ku utrapieniu wszystkich, którzy lubią szufladkować. Będą słowa, będą zdjęcia i na pewno – będzie się działo! To mogę Wam obiecać.
W pierwszej połowie roku planuję wydanie e-booka, niedługo zaczynam nad nim pracę i cieszę się bardziej niż bardzo, bo to coś nowego, zupełnie nieznanego. Niedawno przyznałam się nieśmiało, że zaczynam pisanie książki. Wasze ciepłe przyjęcie tej wiadomości mocno dodało mi skrzydeł. Chciałabym, aby pod koniec 2019 roku mogła trafić w Wasze ręce, ale jest jeszcze za wcześnie by to planować. Trzymajcie kciuki za te i inne projekty, bo jakoś z Waszymi kciukami łatwiej się działa :).
Prywatnie bardzo chciałabym znaleźć równowagę, o której pisałam na początku. Wierzę, że pierwszym krokiem do naprawienia balansu na linii rodzina-praca jest uświadomienie sobie, że został on zachwiany. Zatem: więcej czasu dla dzieci, dla Tomka, dla siebie samej, dla domu, dla gotowania, dla… No dużo jest tego dla, po prostu chcę się bardziej skupić na tym, co nie jest internetowe.
Chcę więcej czytać – tak realnie zakładałam 1 książkę w miesiącu (taką niezwiązaną z pracą, czytaną wyłącznie dla własnej przyjemności). Przeszło mi przez myśl, żeby te książki tu pokazywać – co o tym myślicie?
Znacznie więcej sportu. Po prostu zdecydowanie lepiej się wtedy czuję, nie tylko w swojej skórze, ale także psychicznie. Uważam, że dużą część naszych zmartwień i stresów codziennych można po prostu wypocić.
Rozpisałam się, ale trudno podsumowywać i snuć plany w kilku zdaniach. Na koniec chciałabym życzyć Wam pięknego nadchodzącego roku – zdrowia, miłości i siły do spełniania marzeń.
Cudowności, Moi Mili!
Cześć!
Od dłuższego czasu czytam Twojego bloga i muszę powiedzieć, że uwielbiam Twoje wpisy! Ja akurat dzieci jeszcze nie mam (chociaż to już bardzo bliskie plany), ale każdy Twój wpis czytam z uśmiechem i myślę, że jak już zostanę mama to inspiracje w podejściu do wielu rzeczy będę czerpała od Ciebie ;)
Trzymam kciuki za rozwój bloga :)
Dziękuję Ci bardzo! :)
Oby 2019 był lepszy :) ja mam w planach przede wszystkim remont salonu i wymianę mebli, mam już nawet upatrzony narożnik. Poza tym chcę żyć wolniej, lepiej i częściej mieć powód do uśmiechu. Nie przekonuje mnie noworoczna moda na milion postanowień, które w większości są klonowane od innych. Najlepiej mieć swoje marzenia :)
Piękne podsumowanie roku. Uwielbiam Twój blog i często do niego zaglądam przede wszystkim szukając inspiracji na aktywne weekendy z rodziną i wspólne podróże.
A z tymi książkami – jeśli będziesz je tutaj wrzucać to nie będzie tak, że one automatycznie staną się “związane z pracą”? ?
Żartuję. Bardzo chętnie podejrzę ciekawego akurat czytasz ?